Marcel wszedł do werandy. Zapukał dwa razy do drzwi. Po chwili w futrynie stanęła Amelia. Szesnastolatka miała na sobie trampki, jeansy i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Rzuciła się Marcelowi na szyję.
- Przyniosłem trochę prowiantu na imprezę - odezwał się nastolatek.
- To chyba sami to zjemy... Tata znalazł w garażu skrzynkę piwa i kilka butelek wódki... Zrobił Oliwerowi awanturę i niestety imprezy nie będzie - powiedziała.
- Uuu... To co robimy? Idziemy do mnie? - rzekł Marcel patrząc swojej dziewczynie w oczy.
- Chodź do mnie - odpowiedziała. - Pokażę ci, jaką fajną bluzkę sobie kupiłam... No, chodź... - dodała ciągnąc Marcela za rękę.
Amelia wprowadziła swojego chłopaka do domu. Marcel przywitał się z Jankiem i Emilią. Kątem oka spojrzał na Kornela odrabiającego lekcje przy stole w kuchni. Była godzina dwudziesta pierwsza piętnaście.
- Marcel, a chodź tu na moment - odezwał się Janek. - Chciałem cię o coś spytać.
Nastolatek zbliżył się do ojca Amelii. Był ciekaw, o czym mężczyzna chce z nim porozmawiać.
- Słucham pana - rzekł.
- Amelia mówiła ci o tym, jakie ma oceny z matmy?
- Tato! - zawołała szesnastolatka chwytając Marcela za rękę. - Chodź, idziemy sobie...
Marcel utkwił wzrok w osobie Janka. Zmarszczył brwi.
- Nic nie mówiła, a co? - spytał.
- Amelia, przynieś swój dzienniczek. Pokażesz Marcelowi swoje oceny - rzekł Janek.
- Tata, nie! - zaprotestowała.
- Szoruj mi po dzienniczek! Ale biegiem!
Amelia naburmuszyła się. Pobiegła na górę. Po chwili wróciła. Janek wyszarpnął jej dzienniczek z ręki. Przywołał Marcela. Nastolatek usiadł obok Janka. Skierował wzrok w dzienniczek swojej dziewczyny.
- Zobacz... Polski, dwie czwórki... Ale matma... - rzekł Janek unosząc brwi.
- Tato!
- Czwórka i dwie jedynki!
Marcel uśmiechnął się.
- To ja ją pouczę tej matmy - rzekł. - Nie wiedziałem, że Melka ma dwie pały. Serio.
Amelia zabrała swój dzienniczek. Skierowała srogi wzrok na ojca.
- Zadowolony jesteś z siebie? - spytała.
- Tak. Jestem. A ty? Jesteś z siebie zadowolona? - spytał.
- Chodź, Marcel... Idziemy! - zawołała chwytając chłopca za rękę. Zaprowadziła go na górę do swojego pokoju.
Emilia skierowała wzrok na męża. Janek znał to jej spojrzenie.
- O co ci chodzi? - spytał. - Amelia jest troszeczkę za mądra. Na wszystkie ma czas tylko nie na naukę. A Marcel to mądry chłopak. Uczy się dobrze. Co mu szkodzi posiedzieć z nią trochę nad książkami?
- Pewnie masz rację - szepnęła Emilia. - A tobie jak idzie na matma? - dodała spoglądając na Kornela.
- Normalnie - odparł dziesięciolatek podpierając brodę ręką. - Zaraz skończę... Mama, sprawdzisz mi?
- Pewnie - odparła Emilia wstając z krzesła. - Zrobię herbatę Melce i Marcelowi, i po rogalu im zaniosę.
Janek przeciągnął się.
- Idę się kąpać - rzekł. - A ty, młody, kończ te lekcje... Ostatni raz zabrałeś się za odrabianie lekcji o ósmej na wieczór!
Kornel kiwnął głową.
- Ciesz się, że nie o dziesiątej - pomyślał. - Mama, skończyłem! - zawołał po chwili.
Emilia odetchnęła z ulgą. Wzięła do ręki zeszyt najmłodszego syna. Usiadła przy stole.
- Dobra, nie sprawdzaj. Dobrze mam wszystko - rzekł.
- Okej. Bierz ten zeszyt i spływaj.
- Dzięki! Dobranoc!
- Dobranoc.