Hermiona Granger & Pansy Parkinson

5.4K 135 7
                                    

Hermiona biegła, z trudem łapiąc oddech. Gdy tylko nadarzyła się okazja, schowała się za rogiem, obserwując, jak goniący ją śmierciożercy, biegną dalej, starając się znowu wypatrzyć ją wzrokiem. Na szczęście nieskutecznie, a kobieta dopiero po chwili, widząc, że ci pobiegli dalej, pozwoliła sobie na głęboki oddech. Była zestresowana jak nigdy, nie wiedząc, czy uda jej się uciec z rąk złoczyńców. Starała się uspokoić, wmawiała sobie, że wszystko już jest w porządku, że jest bezpieczna.

Zaraz z tymi myślami przypomniała sobie, dlaczego w ogóle była zmuszona uciekać. Gdy walczyła u boku Rona ze śmierciożercami, ten niespodziewanie pocałował ją, poczym zaczął toczyć bój dalej. Kobieta była w szoku, lecz okoliczności nie pozwalały jej dłużej zastanawiać się nad tym uczuciem. Jednak nie ulegało żadnym wątpliwością, że nie pragnęła tego. Poczuła jedynie żal, że będzie musiała powiedzieć najlepszemu przyjacielowi, że nic do niego nie czuję, skazując ich przyjaźń na trudne chwilę. Gdy sytuacja w miarę uspokoiła się, ten chciał ponownie dokonać czynu, który wywołał w niej mocno mieszane uczucia, lecz Hermiona powstrzymała go. Powiedziała, co naprawdę siedzi jej na sercu. Chłopak przyjął to jednak gorzej niż myślała.

Zdenerwował się, nic nie rozumiał, oskarżając ją o dawanie nieprawidłowych sygnałów. Do tego stres o Harry'ego, który poszedł na pewną śmierć do Zakazanego Lasu, walcząc z Voldemortem, żałość, niezrozumienie, smutek, złość - wszystkie negatywne uczucia skumulowały się w nim i teleportował się. Nawet błagania Hermiony, by ten nie zostawiał jej, widząc jak śmierciożercy znajdują się coraz bliżej jej położenia, nie powstrzymał go. Została sama, przypominając sobie, że jest odważną Gryfonką, lecz poczuła się słaba. Nie miała przy sobie ludzi, którzy byli dla niej jak rodzina.

Chciała odejść zanim grupa śmierciożerców ją zauważy, lecz było za późno. Zaczęła uciekać, wiedząc, że nie ma szans. Zaklęcia mijały ją, cudem nie trafiając w nią. Dopiero teraz mogła usiąść, odpocząć, złapać oddech. Czuła, jak nadmiar emocji powoduje w niej niemoc. Miała naprawdę dość. Pragnęła, aby był tutaj Ron - ale jako przyjaciel, który swoimi głupotami nawet ją umiałby rozśmieszyć. Chciała również towarzystwa Pottera, który przytuliłby ją, dodając, że kompletnie nie rozumie kobiet. Oh! Jakże już brakowało jej ich towarzystwa. Naprawdę potrzebowała teraz ich obecności!

Nie miała jednak czasu na zbędne rozmyślenia, gdyż pragnęła znaleźć się przy bliskich, więc postanowiła ruszyć w stronę Wielkiej Sali. Rozejrzała się, czy nadal nikt nie siedzi jej na ogonie i gdy uznała, że teren jest czysty, odeszła w stronę kamieni, skąd mogła przejść na korytarz w bardziej zaludnionej części Hogwartu. W dłoni trzymała różdżkę, wyglądała na silną kobietę, lecz wewnątrz była rozsypana w drobny mak. Gdzie byli jej przyjaciele, kiedy naprawdę ich potrzebowała? Harry jak zwykle ratował świat, a Ron oddał się złości i uciekł, pozostawiając ją samą w gnieździe śmierciożerców. Miała ochotę usiąść i zapłakać, uwalniając się od nadmiaru emocji, lecz wtedy usłyszała jęk.

- Pomocy. - usłyszała cichy głos z pod kamieni naprzeciw jej.

Na początku stała, nie wiedząc, czy jej się przesłyszało, czy ktoś naprawdę potrzebował pomocy. Jednak gdy głos się powtórzył, podeszła w tamtym kierunku. Różdżkę trzymała cały czas przed sobą, obawiając się, że może być to wróg. Hermiona bała się, lecz schyliła się i pod kamiennymi częściami muru dostrzegła ciemnowłosą dziewczynę, którą Hermiona doskonale znała.

- Pansy? - zapytała ze zdziwieniem i delikatnie zaczęła odgarniać kamienie zaklęciami, żeby nie zrobić dziewczynie krzywdy.

Harry Potter || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz