Rozdział zamówiony przez 1majaa1 i mam nadzieję, że się spodoba. Wybacz, że musiałaś tyle czekać.
*-*-*-
Dzień dla Draco zaczął się jak co dzień: wstał z samego rana, zjadł śniadanie, a następnie ruszył do pracy w niemrawym humorze. Odkąd bitwa o Hogwart się zakończyła, jego oczy wciąż były podgrążone, spojrzenie zmęczone, a psychika na wycieńczeniu. Kiedyś należał do wielkiego, szanującego rodu, a samo jego nazwisko budziło w innych respekt, dziś zaś uważany był za tchórza, a jego rodzina została okryta hańbą.
Może i wciąż miał wielką rezydencję, jednak wszystko co posiadał, należało niegdyś do jego ojca, który wzbogacił się dzięki wpływom i dobrym znajomością. Młody Malfoy nie miał nic swojego, do niczego w życiu nie doszedł, dla ludzi był nikim, a pracował w ministerstwie tylko i wyłącznie dlatego, że Potter - jego niegdyś największy wróg - zlitował się nad nim.
Blondyn był zmęczony życiem. Jego ojciec od lat siedział w Azkabanie, matka przechodziła załamanie nerwowe, a Draco również nie był w najlepszym stanie. Pracował w miejscu, które w ogóle go nie satysfakcjonowało, mieszkał z chorą matką, która wciąż rozpaczała po odejściu ojca i znajomi, którzy ułożyli sobie życia, zapominając o nim. Draco, który niegdyś przyzwyczajony był do dobrobytu, nie umiał sobie teraz poradzić i każdego dnia miał wrażenie, że jest z nim coraz gorzej.
Jednak chcąc nie chcąc musiał robić cokolwiek by zarobić pieniądze, jak nie dla siebie, to dla matki, która pomimo słabego stanu, wciąż była przy nim. Chciał zapewnić jej wszystko co najlepsze, bo to właśnie ona była dla niego najważniejszą kobietą w życiu. Tylko ona znała jego słabości i problemy. Był jej wdzięczny za wszystko, nawet jeśli popełniła w życiu parę większych błędów.
Dlatego gdy znalazł się w ministerstwie, westchnął, wiedząc, że jak bardzo by nie chciał, musi utrzymać tą posadę, ponieważ ona była jedną z niewielu rzeczy jaka mu pozostała. Jednak nie wiedział, że dzisiejszego dnia spotka go przykra niespodzianka i zaraz gdy zjawił się w swoim gabinecie, rozejrzał się zdezorientowany po wnętrzu. Jego rzeczy były spakowane do kartonów, a na półkach po bokach było całkowicie pusto. Dopiero wtedy Draco zauważył, Harry'ego Pottera, stojącego przy jego biurku za stosem kartonów. Czarnowłosy wydawał się zrezygnowany.
- Co tu się dzieję? - zapytał Draco, ze złością wyciągając rodzinne zdjęcie z otwartego kartonu i przytulił je do piersi całkowicie zrezygnowany. Wiedział, że w życiu popełnił wiele błędów, ale miał już dość tej karmy, która wracała do niego przez te wszystkie lata.
- Przykro mi, ale jestem zmuszony poinformować cię, że wylatujesz. - Harry odparł smutnym głosem, a Draco tylko pokiwał głową. Nie chciało mu się już czegokolwiek powiedzieć, ani nawet spojrzeć na mężczyznę. - Draco, naprawdę mi przykro, ale ja nie mogę cię tu trzymać z litości. Dobrze wiesz, że nie wywiązujesz się z zadań już od paru miesięcy. Muszę to zrobić.
- Jasne. - odparł pustym głosem i zaklęciem pomniejszył wszystkie kartony i zaczął lewitować je za sobą. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji zarówno pozytywnych jak i negatywnych. - Jeśli jest coś jeszcze do podpisania, przyjdź kiedy indziej. Nie mam teraz do tego głowy. - rzekł i nie czekając na odpowiedź, wyszedł z pomieszczenia i ruszył w kierunku wyjścia.
Czuł na sobie wzrok innych, wytykanie palcami, szeptanie i nawet wyśmiewanie. Zasłużyłeś sobie - pomyślał, kiedy mijał tych wszystkich ludzi. Przez lata naśmiewał się z innych: z ich rodzin, majątku, krwi, a dziś sam nie miał nic i to ludzie pokazywali mu jaki był dla innych przez lata i jak ci się wtedy czuli, kiedy Draco traktował ich za gorszych od siebie. Jednak czy nie zasłużył na choć odrobinę szacunku?
W drodze powrotnej odwiedził swój dom, w którym zostawił wszystkie rzeczy z biura i ruszył w stronę pierwszego lepszego baru, w którym mógłby się upić, bo podejrzewał, że bez tego całkowicie się załamie. Wiedział również, że musi szybko znaleźć sobie jakąś pracę, ponieważ musiał utrzymać rezydencję Malfoyów, a pieniądze rodziców powoli się kończyły. Wiedział, że jeśli przeżyje ten rok, bez załamania psychicznego, to będzie cud
Wszedł do pabu, którego nazwy nie widział, gdyż był zbyt zajęty myśleniem o znalezieniu nowej pracy. Nie przejmując się wzrokiem innych ludzi, którzy również nie byli zbyt łaskawie potraktowani przez los i innych, usiadł przy barze i dopiero wtedy rozejrzał się wokół.
Pomieszczenie było pokryte drewnianymi belami, które w niektórych miejscach były lekko poprzepalane i brudne. Po bokach stały stoły, również z drewna, przy których siedzieli dwaj mężczyźni, którzy zasypiali głowami na nich. Zaś cały salon oświetlony był przez tylko jedno okno, dlatego też panowała tu ciemność.
- W czym mogę pom... Draco? - blondyn odwrócił się, słysząc swoje imię i dostrzegł (T.K.W) włosą dziewczynę, którą doskonale pamiętał z Hogwartu. Nie raz zdarzało mu się z nią porozmawiać, podczas gdy obydwoje mieli dołki i siedzieli w toalecie na trzecim piętrze. Choć czas oszczędził ją, ponieważ naprawdę niewiele się zmieniła.
- Witaj (T.I). Pracujesz tu? - zapytał, jakby na chwilę zapominając po co tu przyszedł.
- Tak, od pół roku. Niby nie za ciekawa robota, ale chociaż godziwie płacą. - odparła, siadając obok niego. - A ty co tutaj robisz? Wyglądasz jakbyś życie cię zmieliło i wypluło. - powiedziała zgodnie z prawdą, patrząc na niego ze współczuciem. Chłopak wyglądał na o wiele więcej lat niż rzeczywiście miał, chociaż nawet pomimo tego, był naprawdę przystojny.
- Bo tak było. - uśmiechnął się sztucznie i zaczął stukać palcami w blat. - Straciłem dziś pracę w ministerstwie, Potter mnie wylał. Pilnie potrzebuję czegoś nowego, bo inaczej skończę na bruku. - kobieta po jego słowach wstała, obeszła bar i wróciła z dwoma szklankami whisky.
- Pij, na koszt firmy. Dobrze ci zrobi. - blondynowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i duszkiem wypił połowę pierwszej szklanki. - A mama jak się czuje? Słyszałam, że nie za ciekawie.
- Czasem ma wizyty lekarzy z Munga, ponieważ wciąż nie chcę jeść. Wiesz odkąd ojciec poszedł do Azkabanu, ona jest w totalnej rozsypce. Nie może żyć z myślą, że my tu siedzimy, a z niego każdego dnia dementory wysysają duszę i wcale jej się nie dziwię. - odpowiedział, pustym wzrokiem patrząc a szklankę. Choć teraz poczuł się naprawdę dobrze, gdy mógł się komuś wygadać. - A u ciebie co tam?
- Całkiem dobrze, mam pracę, własne mieszkanie. Czego chcieć więcej? - rzekła, patrząc na niego dokładnie. Lata temu chłopak bardzo jej się podobał, choć nigdy nie była na siłach, by mu to powiedzieć. Była ciekawa jak potoczyłoby się ich życie, gdyby cokolwiek między nimi zaszło. Choć też dziwiło ją, że Draco nikogo sobie jeszcze nie znalazł. Był naprawdę przystojnym i mądrym mężczyzną, choć popełnił wiele błędów w życiu.
- To chociaż tobie się układa. Bo ja już mam czasem naprawdę dosyć. Ale chociaż życie otwarło mi oczy, jakim kiedyś byłem egoistycznym snobem. - przyznał, pierwszy raz spojrzywszy na nią i przez chwilę zapatrzył się w jej oczy. (T.I) była naprawdę wciąż piękną kobietą tak jak kiedyś. Choć w szkole był zbyt zapatrzony w siebie by to zauważyć.
- Ja tam cię zawsze lubiłam, a zwłaszcza jak rozmawialiśmy wieczorami w toalecie. Chyba z nikim nie gadałam tak szczerze jak z tobą i wiele razy mi pomogłeś. - odparła, patrząc w jego oczy, które ją lustrowały. - Draco, miałbyś ochotę wpaść do mnie po pracy? Porozmawiamy sobie jak za starych dobrych czasów. - zaproponowała niepewnie, a ten z uśmiechem pokiwał głową.
- Jasne. Powiem szczerze, że brakowało mi tych naszych rozmów. Wiele mi wtedy dawały i nie raz dzięki nim nie załamałem się, dusząc to wszystko w sobie. - odparł, chwytając ją za rękę, która leżała na blacie i zaczął kręcić na niej kółka kciukiem. Draco poczuł jakby życie w nim odżyło, a to dzięki napotkaniu swojej bliskiej przyjaciółki z przed laty. A kobieta nawet nie wiedziała jak wiele emocji w nim obudziła. Choć najważniejsza była nadzieją, którą odzyskał po spotkaniu z nią. Wierzył, że może być lepiej...
CZYTASZ
Harry Potter || one shot
FanfictionOne shot Harry Potter ( zamówienia zamknięte) * proszę nie zwracać uwagi na wszelakie błędy, gdyż shoty są dopiero w trakcie poprawek *