Oliver stał na boisku, w lewej dłoni trzymając swoją miotłę. Rozejrzał się, upewniając, że nikogo nie ma w pobliżu. Księżyc i gwiazdy intensywnie oświetlały boisko, powodując uśmiech na jego twarzy. Był tu sam, wiatr delikatnie powiewał gałęziami drzew. Czuł się tu rewelacyjnie. Mógł odpocząć, pomyśleć o paru sprawach i przynajmniej mógł spokojnie poćwiczyć by na następny mecz z Huffelpufem być w pełni gotowym.
Chciał już wsiadać na miotłę, jednak wydawało mu się, że ktoś mignął przy wejściu do męskiej szatni. Z powrotem chwycił miotłę w dłoń i powolnym krokiem szedł w tamtym kierunku. Z kieszeni spodni wyciągnął różdżkę na wszelki wypadek. Jego mina z lekko przestraszonej szybko zamieniła się w zdezorientowanie.
Naprzeciw niego stał wysoki chłopak z chłodnym wyrazem twarzy. Miał na sobie ciemne, jeansowe spodnie i czarno - zielony sweter. Włosy niechlujnie ułożone, a w dłoni również trzymał miotłę. Oliver zmarszczył brwi i patrzył na niego, nie wiedząc co ma powiedzieć na jego widok.
- Co ty tu robisz Flint? - zapytał w końcu, jednak zaraz mentalnie pacnął sobie w głowę. Przecież to było oczywiste, że kapitan drużyny Ślizgonów, chodzący po boisku z miotłom, zapewne ćwiczy na kolejne mecze, tak samo jak robił to Oliver.
- Zapewne dokładnie to samo co ty Wood. - wyszczerzył usta w wrednym uśmiechu i minął Olivera, wchodząc na boisko. Wood zdziwił się, że chłopak nie rzucił jeszcze jakieś cienkiej riposty, bo zwykle mówił wiele rzeczy, żeby go zdenerwować. Teraz jednak wsiadł na miotłę i wzleciał w górę. Oliver chciał go dopatrzyć wśród chmur, jednak ten jakby rozpłynął się w powietrzu.
Oliver ucieszył się, że nie będzie musiał go oglądać i również zajął się ćwiczeniami. Lubił czasem trenować sam, gdy było ciemno, było trudniej, a on lubił podwyższać sobie poprzeczkę. Jego drużyna musiała pokonać wszystkie drużyny, gdyż w tym roku kończył szkołę. Choćby w ten ostatni rok musiał zdobyć puchar Quidditcha. Zrobiłby wszystko, żeby do tego doszło.
- Słuchaj Wood, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie widziałeś mnie tu, ani ja ciebie, czaisz? - usłyszał koło siebie głos i odwrócił się i dostrzegł Flinta, wiszącego do góry nogami na miotle. Wood niechętnie pokiwał głową i gdyby nie fakt, że w ten sposób sam by ucierpiał, zaraz by podszedł do Mcgonagall, żeby zemścić się za nim, ale teraz nie miał wyboru.
- Przecież sam siebie nie wkopie. - mruknął i kontem oka zauważył, jak chłopak ustawił się zaraz obok niego. Oliver przewrócił oczami, widząc jak ten pokazuję różne triki, żeby koniecznie pokazać mu, że jest lepszy. I trzeba było mu przyznać, że dobrze mu szło to wszystko. Choć nie chciał mu pokazać, że jakkolwiek go to rusza.
Oliver przewrócić oczami i zaczął latać wokół boiska. Siedzenie w ciszy ze swoim największym wrogiem nie uśmiechało mu się. Jednak wciąż czuł na sobie jego wzrok i poczuł dziwne ukłucie w sercu. Momentalnie zrobiło mu się ciepło, jednak uznał to za zmianę temperatury. Odwrócił się ostatni raz w jego stronę i zauważył, jak chłopak, idzie do szatni, wciąż patrząc w jego kierunku.
Wood odwrócił się i znów zaczął latać na miotle. W głowie wciąż miał tego wrednego Ślizgona, który kompletnie nie chciał stamtąd wyjść. Oliver pokręcił głową i zaczął lecieć w dół na boisko, wiedząc, że i tak nie skupi się odpowiednio na locie. Szedł w kierunku szkoły, a przed oczami wciąż miał twarz Flinta. Zanim poszedł spać, stwierdził, że zbyt długo siedział z nim sam na sam, bo zaczyna wariować.
*
- Błagam was, wygrajmy ten mecz. Jeśli uda nam się z nimi zwyciężyć, pozostanie nam tylko zwycięstwo z Ślizgonami. - odparł Oliver i zaraz po jego słowach rozległ się gwizdek, rozpoczynający mecz. Drużyna Gryfonów prędko weszła na boisko i choć każdy był zestresowany, nikt nie był w stanie podbić nerwów Olivera, który nerwowo rozglądał się po trybunach.
Jego wzrok padł na ciemnowłosego Ślizgona, który również spoglądał na niego. Oliver nie wiedział, czy przewidziało mu się, ale wydawało mu się, że Markus posłał mu uśmiech. Na samą myśl o tym, wnętrzności Olivera skręciły się, jednak pierwszą i ostatnią jego myślą było to, że stało się tak z nerwów i w ogóle nie było spowodowane to Ślizgonem.
- Podajcie sobie dłonie! - usłyszał krzyk Pani Hooch i obudził się ze swoich rozmyśleń. Podał rękę kapitanowi drużyny Puchonów i zanim wleciał na miotłę, ostatni raz spojrzał na chłopaka na trybunach, który wciąż zerkał w jego kierunku. Wood poczuł, jak robi mu się gorąco i przestraszył się tego co poczuł.
Aby szybko opuścić myśli, wsiadł na miotłę i wleciał w kierunku obręczy, ktore miał bronić. Zamknął oczy i próbował skupić się na meczu, jednak jego myśli wciąż krążyły w kierunku Ślizgona. Wood spojrzał na niego z wzrokiem pełnym nienawiści, jakby to wszytsko była jego wina. Choć częściowo była, Flint w ogóle nie powinien się zbliżać do Wooda. Oliver zresztą był zawsze pewny, że nienawidzi Flinta.
Zawsze się kłócili, nigdy nie umieli dojść do porozumienia. Parę razy nawet zdażyło im się wprowadzić się do bójki. Teraz Oliver zrozumiał, że to co czuł na widok Flinta, nigdy nie była bezlitosna nienawiść, było to coś czego bardziej nie chciał czuć, a zwłaszcza wobec niego.
*
- Wood, wygraliście z Puchonami, czyli spotkamy się w walce o Puchar Quidditcha. - Oliver odwrócił głowę, siedząc w bibliotece i zmarszczył brwi, widząc Markusa, który wziął jego torbę i odłożył na bok, siadając na miejsce gdzie ta leżała.
- To ty wiesz, gdzie jest biblioteka Flint? - wyszczerzył usta w złośliwym uśmiechu i wrócił do odrabiania zadania z transmutacji. - Co w ogóle cię zachęciło do odwiedzenia miejsca, gdzie nie było cię od pierwszej klasy? - zapytał pod nosem, starając się zapomnieć o swoich rozmyśleniach podczas meczu. Od tego czasu unikał chłopaka bardziej niż zwykle, jednak gdzieś podświadomie ucieszył się na jego widok.
- Mówisz jakbyś ty tu bywał częściej niż ja. - parsknął śmiechem i usiadł się wygodnie na krześle, wyciągając nogi. Oliver uznał, że nie będzie się więcej odzywać i z początku wychodziło mu to. Jednak nie był w stanie nie patrzeć na niego i ciągle nieświadomie zerkał w jego stronę. Markus wtedy udawał, że czyta, co było widać po tym, że trzyma książkę do góry nogami i uśmiechał się pod nosem, widząc zachowanie Gryfona. Zawsze jedyną rzeczą jaką czuli wobec siebie była nienawiść, a teraz siedzieli wspólnie w bibliotece, a dłonie które obydwoje trzymali na ławce, wciąż zbliżaly sie do siebie.
Serca obydwóch biły jak szalone, jednak póki co nie przejmowali się, czy ktokolwiek widzi ich w tej sytuacji. Myśleli tylko o tej chwilowej słabości, która nastąpiła między nimi. Wszelkie kłótnie, bijatyki i sprzeczki poszły w zapomnienie, a nastąpiło je spełnienie, gdy splotli razem palce. Oliver przegryzł wargę, a Markus uśmiechnął się pod nosem i pogłaskał kciukiem dłoń Gryfona.
CZYTASZ
Harry Potter || one shot
FanfictionOne shot Harry Potter ( zamówienia zamknięte) * proszę nie zwracać uwagi na wszelakie błędy, gdyż shoty są dopiero w trakcie poprawek *