Remus Lupin & Reader

5.3K 193 90
                                    

Rozdział poprawiony!

*

Noc była piękna. Niebo pokryte było białymi punktami, trawa lśniła od blasku księżyca, a wokół słuchać było tylko pustą ciszę, która co jakiś czas przecinana była przez sowy lub wycie wilka w Zakazanym Lesie. (T.I) zamknęła oczy, wsłuchując się w ten spokój, którego za dnia nie była w stanie doświadczyć. Wtedy za wiele się działo by skupić się na własnych myślach i uczuciach. Uwielbiała takie wieczory, kiedy siedząc na błoniach, pozwalała sobie na odpoczynek wśród swoich emocji. Nie zakładała masek, nie uśmiechała się, kiedy nie chciała. Tutaj była tylko ona.

Była cisza nocna i chociaż obawiała się, że w końcu ktoś ją zauważy, nie chciała pójść do dormitorium. Odchyliła głowę do tyłu, delektując się ciepłym powietrzem, muskającym jej twarz. Jak nigdy potrzebowała tego. Uśmięchnęła się nieznacznie, nie przejmując się niebezpieczeństwem swojego pobytu tutaj. Nie przemyślała faktu, że dzisiejszego wieczoru jest pełnia, która ożywiała wiele stworów, które mogły być dla niej zagrożeniem.

Zdała sobie z tego sprawę dopiero, gdy usłyszała okropny jęk połączony z przerażającym i paraliżującym wyciem. Odwróciła głowę w stronę bijącej wierzby, która znajdowała się w odległości maksymalnie parunastu metrów od niej. To stamtąd wydobył się dźwięk, który przyprawił ją niemal o zawał serca. Przełknęła ślinę i zobaczyła tam istotę, która wpatrywała się wprost na nią.

Z początku nie była w stanie się ruszyć. Dopiero później wstała i zaczęła biec  w stronę Hogwartu. Nigdy nie pomyślała, że tak szybko umie przebierać nogami. Dopiero po chwili poczuła, jak łzy przerażenia napływają jej do oczu. Starała się wsiąść głęboki oddech. Poczuła nawet, że zaczyna tracić siły, a nogi coraz oporniej stawiały kroki. Błagała swój organizm by przyśpieszył. Poczuła się, jak we śnie, gdzie kompletnie nie panuje na swoim ciałem.

Nie odwracała się za siebie. Nie musiała, bowiem słyszała kroki i sapanie, a nawet jakieś krzyki. Kto krzyczał? Nie miała pojęcia. Słowa nie dochodziły do niej. Myślała tylko, aby znaleźć się w szkole, gdzie byłaby bezpieczna. Co ona w ogóle sobie myślała, siedząc tutaj w nocy?! Była pewna, że już nigdy sama nie wyjdzie podczas ciszy nocnej, gdyż teraz każdy dźwięk będzie przypominał jej bestię, która coraz bardziej zbliżała się do niej. Gdy już zobaczyła hogwardzkie wrota i niemal odetchnęła z ulgą, kiedy poczuła ogromny ból na swoich plecach. Zawyła i upadła, czując, jak łzy zaczynają płynąć po jej policzkach. Jak to boli!

Skuliła się w sobie gotowa na kolejny cios, jednak go nie doświadczyła. Słyszała tylko krzyki, warczenie, ale nie rozumiała nic z tego. Szlochała w swoje dłonie, bojąc się podnieść wzroku, obawiając się, że spojrzy w oczy potwora, który jej to zrobił. Dopiero po paru chwilach, uchyliła dłonie by się rozejrzeć. Rozmazanym wzorkiem dostrzegła, że nikogo wokół już nie ma. Pragnęła jak najszybciej znaleźć się w szkole, więc wstała chwiejnym krokiem. Czuła jakby jej plecy rozdzierał niewidzialny bicz. Zauważyła również, że trawa wokół ma odcień czerwieni. Jej krwi...

Zakręciło jej się w głowie, ale zmusiła się, aby podejść do szkoły. Gdy oparła się o ścianę, czuła, że nie ma już więcej sił i upadła. Nie potrafiła już nawet błagać o pomoc.

*

- I jak ona się czuje? - zapytała profesor Mcgonagall i spojrzała na dziewczynę, którą w nocy znaleziono na korytarzu.

- Miała sporo szczęścia, że to tylko udrapnięcia. - odezwała się Pani Pomfrey, przynosząc różne maści. - Mógł ją ugryźć. - dodała z wyraźnym przerażeniem w głosie.

Harry Potter || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz