Gellert siedział i na pozór obojętnym wzrokiem wpatrywał się w ściany Nurmengardu. Niechętnie musiał przyznać, że po tulu latach samotnej odsiadki nie czuł już nic. Niegdyś gdy był jeszcze młody i silny obiecał sobie, że zmieni świat. Tym czasem siedział w murach tego miejsca już od ponad pięćdziesięciu lat. Był po prostu zmęczony.
Usłyszał jednak huk i kroki w kierunki jego celi. Zmarszczył brwi, nie mając pojęcia któż mógł być tajemniczym gościem. Nigdy nikt tu nie bywał, więc osoba, która dała radę tu wejść musiała być niesamowicie potężnym czarodziejem. Gellert od razu pomyślał o Voldemorcie, jednak kroki tej osoby były na pozór spokojne, jakby mu znane.
Wstał na chwiejnych nogach, gdyż nie często wstawał ze swojego miejsca. Chwycił się krat, a przed sobą zobaczył siwobrodego mężczyznę z okularami w kształcie połówek, błękitną szatę i również tego samego koloru kapelusz. Szedł w jego kierunku spokojnie z różdżką w dłoni.
Obydwoje patrzyli na siebie z pewnym dystansem. Gellert nie mógł uwierzyć, że osoba tak dobrze mu znana, stoi przed nim i wpatruje się w jego chude ciało. Gellert uniósł kącik warg i obserwował każdy jego ruch, każdy gest.
- Kogo moje oczy widzą? Albus Dumbledore w moich skromnych progach. - starał się zażartować, co udało mu się, gdyż na twarzy niebieskookiego pojawił się delikatny uśmiech.
- Chciałem cię zobaczyć, prawdopodnie ostatni raz. - odparł, a tamten zmarszczył brwi.
- Ostatni raz? Czy to zapowiedź śmierci? - zapytał ze zdziwieniem.
- Jesteśmy starzy, nigdy nic nie wiadomo. - odparł wymijająco. - Zresztą wczoraj minister wyraził zgodę, abym tu przyszedł. Wiele lat starałem się o to pozwolenie, nie wiem, czy uda mi się ponownie je uzyskać.
- Aż tak bardzo ci zależało, Dumbledore? - zapytał z rozbawieniem.
- Wiesz zapewne, że narodził się Voldemort. Myślę, że w niedalekiej przyszłości pojawi się on u ciebie. Pomimo swego wieku jesteś potężnym czarodziejem. Powstrzymasz swój umysł przed nim, ale musisz tego chcieć. - zignorował wcześniejsze słowa mężczyzny.
- A co miałby chcieć ode mnie? - zapytał, siadając na podłodze za kratami.
Oczywiście, że wiedział, co śmieszny Czarny Pan chciał od takiego starca jak on. Siedział tu wiele lat, ale nie był głupi, wiedział, co dzieję się w magicznym świecie. Kpił jednak z tego człowieka, o ile można go tak jeszcze nazwać. On wraz z Dumbledorem stali się znani i szanowani dzięki mądrości, wiedzy, potędze i chwale, a ten nędzny pachołek umiał tylko machać różdżką na lewo i prawo, myśląc, że osiągnie to samo co on. Z dumą jednak musiał przyznać, że Tom Riddle nigdy nie stanie się tak wielki. Nazwisko Grindelwald było znane na całym świecie, nie tylko w deszczowej Anglii jak przezwisko tego kretyna. Zresztą nowy nemezis Dumbledora był straszny tylko pod względem nieśmiertelności. Po za tym nie miał nic do zaoferowania.
- Myślę, że obydwoje wiemy, co ten człowiek może od ciebie chcieć i ile ci zaoferuje.
- Co mi da? Wolność? Wypuści mnie stąd? Dumbledore, ja nie mam siły na to. Jakbym chciał uciec, dawno by to zrobił. - odparł szczerze, obserwując, jak jego dawny wróg siada na przeciw niego na chwiejnych nogach.
Dumbledore również się starzeje. - pomyślał od razu. Chwilę później w oczy rzuciła mu się jego przywęglona dłoń. Wyciągnął w jej kierunku swoją rękę, na co Albus spojrzał na niego niepewnie. Wciąż ma do mnie słabość. - uśmiechnął się w duchu. Siwobrody w końcu pozwolił mu dotknąć swoich palcy, obserwując jego każdy ruch.
- Zacząłeś bawić się czarną magią? - zapytał, puszczając jego rękę. Dumbledore szybko ją zabrał.
- Myślę, że nie o tym przyszedłem rozmawiać. - poprawił się na twardej podłodze i spojrzał ponownie na Gellerta.
- Powiedz mi tylko mój stary druchu, nie jesteś już za stary na gonienie za złymi czarodziejami? - zapytał nagle z lekką kpiną w głosie. - Nie znudziło ci się to?
- Wciąż zmieniasz temat. - stwierdził.
- A co mam ci powiedzieć? Myślę, że wiesz, że kpię z twojego nowego wroga. Uciekając przed śmiercią, coraz bardziej wariuje, a zachowanie szaleńców łatwo przewidzieć. Zresztą on rzeczywiście chce zabijać mugoli, czy ma niepokojącą słabość do nastoletniego chłopca? Wielka mi potęga. Próbuje zabić dzieciaka od wielu lat i efektu nie widać.
Albus spojrzał na niego ze zdziwieniem. Nie spodziewał się, że ten człowiek zamknięty tutaj sam przez ponad pół wieku, będzie miał tak wielką wiedzę na temat tego, co dzieję się w magicznym społeczeństwie. Zresztą pomimo tak wielkiej samotności, mówił z sensem i nie wyglądał jakby wariował.
- Co tak patrzysz, Dumbledore? Poprosiłem o przysyłanie mi gazet, a odkąd jestem przestarzałym prykiem, zgadzają się bez problemu. Chyba już nie boją się, że ucieknę.
- Co byś jednak odpowiedział, gdyby on tu przyszedł?
- Wyśmiałbym go w twarz i kazał mu mnie zabić. - powiedział to głosem tak pozbawionym emocji i uczuć, aż jego towarzysz spojrzał na niego z niepokojem.
- Próbujesz wejść mi do głowy? - zapytał nagle, czując to.
- Chyba nie jestem już z tego tak dobry. - uśmiechnął się delikatnie. - Chce wiedzieć jaki jest twój prawdziwy powód przyjścia tutaj. Czuję, że nie mówisz mi całej prawdy.
Albus milczał, wpatrując się w tego postarzałego dziadka. Niegdyś byli przyjaciółmi, najpotężniejszymi osobnikami na świecie. Umieli przenosić góry, razem mogli zmienić cały świat. Ich drogi się jednak rozeszły, pozostawiając ich z pustką w sercu. Później stali się wrogami, zmuszeni byli walczyć przeciw temu człowiekowi, który wcześniej był dla nich najważniejszy. Wiedzieli, że nie odpuszczą, będąc tak pewnymi swych poglądów. Teraz siedzieli tutaj na przeciw siebie, wiedząc, że nie zostało im wiele czasu. Obydwoje to wiedzieli, ale żaden nie powiedział tego głośno.
Zaś Gellert spojrzał ponownie na dłoń byłego przyjaciela i z powrotem złączył z nim spojrzenie. Zrozumiał i klął swoją starość, że nie zauważył tego od razu. Przyjście tutaj by uzyskać od niego pewność, że nie zdradzi żadnych informacji na temat Czarnej Różdżki było tylko pretekstem. Albus przyszedł się pożegnać. Stary, sentymentalny Dumbledore. - uśmiechnął się w duchu.
- Gellercie, minęło tyle lat. - odparł niepewnym głosem.
- Jesteśmy starzy i już światu niepotrzebni. - dodał z dziwną u niego słabością w głosie.
Gdzie była ich potęga? Gdzie gorące pocałunki w świetle księżyca? Gdzie naiwność i wiara, że razem zmienią świat? Gdzie podziała się pewność, że już zawsze będą razem i będą walczyć u swego boku? Gdzie miłość, którą tak pilnie ukrywali przed czujnym wzrokiem społeczeństwa? To wszystko zabijał czas. Lata mijały. Przypomnieli sobie jak siedzieli w podobny sposób na cmentarzu w dzielnicy Godryka Gryffindora. Obydwoje na ziemi, na kolanach, wpatrywali się w siebie, obiecując sobie dożywotnią miłość i przyjaźń. Teraz starsi o wiele lat żegnali się, wiedząc, że na tym świecie już nie spotkają się. A na pewno nie żywi...
CZYTASZ
Harry Potter || one shot
FanfictionOne shot Harry Potter ( zamówienia zamknięte) * proszę nie zwracać uwagi na wszelakie błędy, gdyż shoty są dopiero w trakcie poprawek *