Tańczyli jakby nie było oprócz nich nic innego na świecie. Patrzyli na siebie jakby tylko oni istnieli. Słuchali się jakby oni byli ostatnim głosem na planecie. W ich związku rzadko pojawiały się kłótnie, sprzeczki, bowiem znali się lata. Poznali się jak mieli około pięć lat i już wtedy obiecali sobie spędzić ze sobą całe życie. Ich relacja mogła być dla innych tylko marzeniem. Zero zazdrości, kłamstw. Sama szczerość i wiele uczuć. Brzmi cudownie, prawda?
Byli niemal identyczni. Mieli takie same podejście do życia, takie same cele, pasję. Pasowali do siebie jak dwie krople wody. Więc dlaczego los postanowił ich rozdzielić, skazując tą drugą osobę na cierpienie tak niewyobrażalnie mocne, że niemal mordercze? Nie wiedzieli, jednak łzy i smutek pozostały do dziś, choć od śmierci Freda w dniu bitwy o Hogwart minęły aż dwa lata.
George stracił tak samo wiele jak ona. Twarz Freda pojawiała się w jego myślach, snach. Wiedział, że stracił cząstkę siebie, jednak teraz wspomnienia bliźniaka powodowały, że uśmiechał się, zamiast płakać jak to miała w zwyczaju jego niedoszła bratowa. Jednak każdy z problemami radził sobie inaczej, a ona nie radziła sobie wcale.
Fred od lat był dla niej najważniejszy. Kochała go ponad swoje życie i byłaby w stanie poświęcić dla niego naprawdę wszystko. Teraz kiedy od jego śmierci minęły dwa lata, każdy sobie poradził z tym na swój sposób. Niektórzy założyli rodziny, inni wyprowadzili się i zaczęli swoje życie na nowo. Szli do przodu, bo tego chciałby Fred. Jednak skąd wiedzieli, czego on by chciał skoro już go nie było?
Tylko ona wciąż tkwiła w miejscu. W jej mieszkaniu wciąż leżały jego rzeczy, ich zdjęcia. Nie umiała na nie patrzeć, gdyż zaraz zaczynała płakać jak dziecko, jednak gdy chciała je wyrzucić, docierało do niej, że była to jedyna rzecz jaka jej po nim pozostała. Nie widziała jego pięknego uśmiechu, gęstych rudych włosów. Nie znajdowała różnych eliksirów farbujących włosy w herbacie. Wszystko jakby było snem, bezsensowną przygodą, której nie umiała przejść bez niego.
Każdy powtarzał jej, że będzie dobrze, że zakocha się drugi raz, że Fred nie chciałby aby była smutna. Doceniała to owszem, ale nie umiała się pogodzić z jego odejściem. Całą przeszłość zbudowała z nim, wszystkie wspomnienia: pierwszy raz, bal Bożonarodzeniowy, pierwsze pocałunki, pierwsze wspólne wakacje. Przeszłość bez niego wydawała się być aby pustą, nic nie znaczącą częścią jej życia. Podziwiała innych; rodziców Freda, rodzeństwo, że poradzili sobie z tym. Ona jednak nie umiała, choćby niewiadomo jak chciała, nie mogła.
George wiele razy powtarzał jej, że powinna zacząć się z kimś umawiać, co później ostatecznie zrobiła. Jednak każdy nowy kandydat był nieodpowiedni? Dlaczego? Bo nie miał rudych włosów, rozbawionych oczu i szalonych pomysłów. Paru z nich nawet polubiła, jednak nigdy nie pokochała. A samotność jaką przeżywała z dnia na dzień, skutecznie pogłębiała jej rozpacz.
Nie oczekiwała od nikogo spotkań, rozumiała, że mają swoje życie, jednak tutaj brakowało jej jakiejś szczerej rozmowy, chwili zapomnienia, czy nawet gry w Eksplodującego Durnia. Jednak mieszkała sama, dość daleko od rodziny, przez co rzadko ją odwiedzali. George i reszta rodzeństwa Freda mieli swoje rodziny, problemy i coraz rzadziej ją odwiedzali. Ale nie miała do nich problemów. Starała się wszystko rozumieć.
Cieszyła się, że chociażby miała pracę, w której mogła zapomnieć choć na chwilę. Robiła swoje i starała brać jak najwięcej nadgodzin, aby nie siedzieć samotnie w domu. Podziwiała osoby, które umieją żyć w samotności, bowiem jej nie wychodziło to wcale. Zawsze była lubiana, miała mnóstwo znajomych, przyjaciół. Jej życie było pełne przygód, szczęścia, szalonych pomysłów. Niesamowite było to, jak szybko można wszystko stracić. Żałowała, że wcześniej nie umiała cieszyć się z każdej szczęśliwej chwili.
Dziś była już dorosła, miała pracę, żyła na swój rachunek. Tęskniła za tym jak chodziła do Hogwartu. Mury tej szkoły były przepełnione niesamowitymi wspomnień i przygód. Och, Merlinie. Ile ona by dała by móc cofnąć czas i znów znaleźć się z Fredem podczas szlabanów. Bawili się wtedy jak nigdy. Westchnęła ciężko, kiedy znów wracała wieczorem do domu z pracy. Gdy znalazła się pod drzwiami, spojrzała na George'a, który przerażony walił w jej drzwi od mieszkania.
- George, co ty robisz? - zapytała, a ten odwrócił się ze zdziwieniem i westchnął z ulgą.
- Wiesz, zwykle wracasz o dziewiętnastej, chciałem cię odwiedzić, ale nie otwierałaś i myślałem, że coś ci się stało... zresztą nie ważne. Gdzie byłaś? - zapytał się, a ona wyminęła go i otworzyła drzwi, wpuszczając go do środka.
- W pracy, wziełam nadgodziny. - odparła i zapaliła światło.
George z niepokojem rozejrzał się wokół. W pomieszczeniu wciąż stał fotel, na którym zwykle siedział jego brat. Na ścianie i kominku znajdowały się jego zdjęcia, a na wieszaku wisiała jego bluza. Wyglądało to jakby on wyszedł i miał zaraz wrócić. Nie miał pojęcia jak ona mogła tu funkcjonować i żyć. A! Niemal zapomniał, ona tutaj tylko egzystowała.
- Znowu? Dziewczyno ty się przepracujesz, zresztą jesz coś? Wyglądasz jakbyś w ustach niczego nie miała od tygodni.
- George, ja wiem, że się martwisz. Dziękuję ci za to, ale ja pracą radzę sobie z tym wszystkim. Dzięki temu jeszcze jakoś żyje. Gdyby nie te parenaście godzin w pracy, już dawno bym oszalała.
Chłopak jednak nie skomentował tego i usiadł na sofie, widząc jak ta idzie w jego stronę z ciepłą herbatą. Kobieta nawet ucieszyła się widząc rudowłosego, gdyż nie widziała go już ponad miesiąc. W końcu miał swój sklep i żonę w ciąży, musiał poświęcić im wiele czasu. Niespodziewanie wyciągnęła w szafki mugolskie karty, w które nauczyła ich grać lata temu. Spojrzała na niego z nadzieją, że z nią zagra, a ten uśmiechnął się i pokiwał głową.
Może było to dość dziwne spędzanie czasu dorosłych ludzi, jednak ją uspokajało to. Chciała wierzyć, że grają a zaraz do nich dołączy Fred, który ogra ich wszystkich, kantując na wszelakie sposoby. Takich momentów brakowało jej najbardziej. Zwykłych, dla innych nic nie znaczących chwil, które dzięki swojej prostocie były wręcz perfekcyjne.
- Pamiętasz jak się gra? - zapytała, a on kiwnął głową i obserwował każdy jej ruch.
Wciąż wpatrywała się w fotel, w którym zwykle siedział Fred jakby z nadzieją. Zresztą czuła jakby on tu był, jakby był z nimi i czekał na rozdanie swojej puli kart. Być może była to niezwykła tęsknota, może aby jej się wydawało. Jednak wtedy spojrzała na ich zdjęcie wiszące na ścianie, co nie umknęło uwadze George'a. Również spojrzał w tamtym kierunku i uśmiechnął się delikatnie.
- On naprawdę cię kochał. Ile to nocy nadawał mi o tym jak bardzo chcę się z tobą umówić. - na te słowa delikatnie uśmiechnęła się i znów wróciła do rozdawania kart.
Uśmiechnęła się wdzięcznie do George'a i wyobraziła sobie jakby to było gdyby był tu z nimi Fred. Zapewne byłaby szczęśliwa i miała mnóstwo planów na przyszłość. Teraz jednak żyła z dnia na dzień, nie planując niczego, bo wiedziała, że los sam bawił się jej życiem, planując wszystko po swojemu. Jednak starała się cieszyć tym dniem z Georg'em, bo wiedziała jak ulotne są chwilę.
CZYTASZ
Harry Potter || one shot
FanfictionOne shot Harry Potter ( zamówienia zamknięte) * proszę nie zwracać uwagi na wszelakie błędy, gdyż shoty są dopiero w trakcie poprawek *