Oliver Wood & Reader

3.4K 135 12
                                    

Mecz Quidditcha rozpoczął się zgodnie z planem. Choć reprezentacja Gryffindoru nie popisywała się dziś dobrą sprawnością, kibice ciągle wykrzykiwali imiona osób, które były w drużynie i machali małymi flagami domu lwa.

Dodawało im to otuchy, jednak Oliver tracił jakiekolwiek nadzieję na zwycięstwo z drużyną Ślizgonów. Nie dość, że grali nie czysto, mieli lepsze miotły, to nade wszystko Gryfoni grali bez jednej ścigającej, która dostała kontuzji już na początku meczu.

Wood otrząsnął się z rozmyśleń kiedy zobaczył tłuczka szybującego w jego stronę. Szybko uchylił się, aby nim nie dostać i spojrzał następnie na Harry'ego, by zobaczyć jak idzie mu szukanie znicza. Trochę się uspokoił gdy zobaczył, że dobrze sobie radzi.

Wiele robił, żeby im dobrze poszedł ten mecz. Teraz miał wyrzuty sumienia, widząc jak bardzo przegrywają. Zmęczenie związane ze stresem i brakiem snu. Męczące treningi i wstawanie wcześnie rano, dało mu się we znaki.

Choć chłopak starał się skupić i dać z siebie wszystko czuł, że za chwilę zaśnie. Oczy same mu się zamykały, a brzuch zaczął go boleć z głodu, ponieważ z nerwów nie mógł nic przełknąć. Czuł się potwornie z myślą, że zepsuł to i był pewny, że przegrywają przez niego, choć dawał z siebie wszystko.

Jednak zanim zdążył odwrócić wzroku spowrotem na boisko, ponieważ poczuł potwornie uderzenie w brzuch. Spadł z miotły i nie pamiętał co było dalej. Przed oczami pojawiła mu się ciemność i poczuł niewyobrażalny ból w klatce piersiowej, później już nie czuł nic.

*~*~*~

- Oliver i jak się czujesz? - zapytał Fred, siedząc przy łóżku chłopaka wraz z resztą drużyny. Gdy zobaczył, że chłopak zaczął się budzić, zawołał resztę i każdy z nich stał przy jego łóżku. Pomimo takiego wsparcia, poszkodowany czuł się jak zero. Podejrzewał jak zakończył się ten mecz.

- A jak mam się czuć co? - naskoczył na nich, a oni zdziwili się zachowaniem chłopaka. Przed chwilą obudził się i powinien odpoczywać, a nie się rzucać. - Przegraliśmy, bo byłem słaby, zmęczony i obolały. - dodał. - Rezygnuje, lepiej poradzicie sobie beze mnie. - odrzekł, a drużyna spojrzała na niego z wielkim szokiem na twarzy.

- Oszalałeś? - zapytała Angelina. - Bez ciebie nie mamy żadnych szans, jesteś najlepszym kapitanem, jakiegokolwiek mieli Gryfoni. - stwierdziła, Oliver zdawał się tego w ogóle nie słuchać. A głowie miał ciągle myśli, jak mógł pozwolić do takiej porażki jego drużyny.

George chciał jeszcze się odezwać i wykłócać z nim o swoje racje, jednak do pomieszczenia weszła pani Pomfrey, która podała Oliverowi leki na ból brzucha.

- Rozumiem, że się martwicie, ale dajcie mu odpocząć, on teraz tego bardzo potrzebuje. - odparła, a ci grzecznie wyszli ze smutkiem na twarzy. Wiedzieli, że muszą zrobić coś żeby zmienić jego zdanie. Przecież nie mógł od nich odejść. Był częścią drużyny, byli rodziną.

A chłopak zaś oparł się wygodnie o oparcie i westchnął przez swoje obolałe mięśnie. Był cały połamany, pocharatany, zmęczony, głodny, a przede wszystkim zagubiony. Zastanawiał się czy jego decyzja była rzeczywiście słuszna. Może poradzą sobie lepiej bez niego?

Zażył lekarstwa podane przez kobietę, jednak nie poczuł się ani trochę lepiej. Obiecał sobie doprowadzić drużynę do zdobycia pucharu Quidditcha, a na razie kompletnie mu to nie wychodziło, choć strasznie starał się.

- Ja na twoim miejscu bym nie rezygnowała z tego. - usłyszał głos z swojej lewej strony i zobaczył, leżąca na łóżku (T.K.W) włosą dziewczynę, która obdarzyła go pięknym uśmiechem. - Mówiłeś to wszystko na głos. - dodała z lekkim rozbawieniem, widząc jego zdziwienie na twarzy. - Wiesz skoro sobie coś obiecałeś, to powinieneś do tego dążyć. - kontynuowała.

Nastolatek zaś słuchał ją z pewnym dystansem. W końcu co ona mogła wiedzieć o byciu kapitanem. Nie kojarzył, żeby kiedykolwiek w ogóle widział ją na boisku, lub na meczu.

- Ale ja nie chce ich zawodzić, obiecałem im, że uda nam się zdobyć puchar w tym roku, ale nie ma na to teraz żadnych szans. - postanowił się przed nią otworzyć, pomimo początkowej niechęci. Pomyślał, że jakby wyrzucił to wszystko z siebie będzie mu lepiej, choć kompletnie nie znał jej. - Nie wiem co robić, nie chce rezygnować, ale czuję, że tylko to psuje. - wyrzalił się, a dziewczyna usiadła zaraz przy jego łóżku, by rozmawiać z nim w cztery oczy.

- Choć nie wiem co czujesz, bo nigdy nie znalazłam się takiej sytuacji jak ty, to uważam, że powinieneś o nich walczyć. - powiedziała. - Uwierz w to, że możesz i dasz radę, razem z nimi dacie radę. - odparła z uśmiechem, a Olivier poczuł się o wiele lepiej. Rzeczywiście ta rozmowa dała mu wiele i był jej wdzięczny przynajmniej za wysłuchanie.

- Dzięki. - podziękował z lekkim uśmiechem. - A czemu tak w ogóle tu leżysz? - zapytał, a ona zaśmiała się lekko.

- Dość śmieszna historia. - odrzekła. - Spadłam z łóżka wprost na tą ruszającą się książkę z opieki nad magicznymi stworzeniami i trochę się tym wkurzyła. - opowiedziała z rozbawieniem w głosie. - A ty spadłeś z miotły tak? - zapytała, a on pokiwał głową i zaczął jej opowiadać w jakim stanie był na meczu.

Miał wielką nadzieję, że niedługo wyjdzie ze skrzydła szpitalnego i przeprosi swoją drużynę. Musiał to wszystko naprawić, póki jeszcze nie było za późno.

*~*~*~

- Oliver to chyba ona. - powiedziała Katy i pokazała palcem na dziewczynę wchodzącą do Wielkiej Sali z książka w ręce. Chłopak pokiwał głową i podbiegł do niej, odprowadzony wzrokiem przez swoich przyjaciół, którzy już prowadzili zakłady, w sprawie Wodda i jego nowej koleżanki.

- Hej. - podszedł do niej, a ona uśmiechnęła się życzliwie do niego. - Zapomniałem cię w skrzydle pytać o imię. - dodał, a ona zamknęła podręcznik i włożyła ją do torby.

- Jestem (T.I). - odparła. - Widzę, że ekipa w komplecie. - odrzekła, patrząc na całą drużynę Quidditcha, siedzącą na stole i patrzących w ich kierunku z zaciekawieniem. Jednak gdy zobaczyli jej wzrok na sobie od razu każdy spojrzał w innym kierunku jakby nigdy nic.

- Tak, porozmawiałem z nimi i wiem, że moja decyzja była dość pochopna. - wytłumaczył. - Chciałem ci podziękować za wysłuchanie mnie i doradzenie. Podbudowałaś mnie duchowo. - odrzekł, a ona kiwnęła lekceważąco ręką.

- Zawsze do usług. - powiedziała. - A teraz wybacz, ale muszę coś zjeść, bo jestem wygłodniała jak wilk. - odparła i z lekkim uśmiechem odeszła w stronę stołu.

- Poczekaj chwilę. - zawołał, a ona spojrzała w jego kierunku oczekująco. - Czy chciałabyś udać się ze mną na spacer dziś po południu? - zapytał, a ona zdziwiła się jego propozycją, jednocześnie bardzo się ucieszyła. - Poznamy się lepiej czy coś. - dodał lekko skrępowany.

- Jasne, jestem jak najbardziej za tym pomysłem. - odpowiedziała i przegryzła wargę. - Spotkajmy się na błoniach. - odrzekła, a Oliver odszedł w kierunku stołu Gryffindoru z wielkim bananem na twarzy. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem i uśmiechnęła się gdy spojrzał na nią.

Usiadła przy stole i wzięła się za jedzenie, ciągle czując na sobie wzrok chłopaka. Nigdy nie spodziewałaby się, że pobyt w skrzydle skończy się tak dobrze zapowiadającą się znajomością.

***

Nie dawno pisałam shota, w którym dziękowałam wam za 70 tys wyświetleń, dziś pragnę podziękować za ponad 100 tys wyświetleń. Ludzie jak wy to robicie? 😍😂

Harry Potter || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz