Rozdział zamówiony przez _S_H_A_M_E_ i mam nadzieję, że jest zgodny z twoimi oczekiwaniami.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Oliver, niepewnie patrząc na Katy, leżącą w skrzydle szpitalnym. Wood jak usłyszał, że dziewczyna spadła nieszczęśliwie ze schodów, był przerażony. Nie tylko jej stanem, ale i tym, że za niecały tydzień miał odbyć się mecz Quidditcha, który wręcz musieli wygrać. Owszem powinni mieć jeszcze kogoś na zastępstwo, jednak kiedy przy ostatnim meczu Alicja Spinnet nie wykazała się, odeszła z drużyny.
Wood miał ochotę pójść do dormitorium i zamknąć się w swoich czterech ścianach. Był to jego ostatni rok w Hogwarcie i był w stanie zrobić wszystko, aby puchar Quidditcha był ich. Teraz czuł jakby wewnętrznie przejechał go walec, musiał koniecznie znaleźć kogoś na zastępstwo lub prosić Alicje o powrót do drużyny. Inaczej mógłby pożegnać się z wygraną.
- Mam złamaną nogę, Pani Pomfrey mówi, że niedługo mnie poskłada, ale nie ma szans, że zagram na meczu. Przykro mi Oliver. - odrzekła i spojrzała ze smutkiem na resztę drużyny. Strasznie czuła się z myślą, że ich zawiodła.
- Nie martw się, znajdziemy kogoś na zastępstwo. Wiemy już chyba nawet kogo. - powiedział Fred i spojrzał wymownie na swojego bliźniaka, który od razu zrozumiał, o kogo mu chodzi. Kapitan zaś patrzył na nich ze zdziwieniem i jednocześnie nadzieją. Miał wielką nadzieję, że ci nie żartują i znają kogoś kto świetnie gra.
Jednak teraz patrzył pustym wzrokiem w okno, czując, że jego marzenia legły w gruzach. Nawet jeśli Weasleyowie rzeczywiście znaleźliby kogoś na zastępstwo, mieli tylko parę dni, aby sprawdzić jej lub jego umiejętności. Teraz tylko potrzebował spokoju, aby wszystko sobie przemyśleć.
*
- Gemi mamy do ciebie propozycję, nie do od rzucenia. - powiedział George, siadając przy dziewczynie, która spojrzała na niego z pełną buzią. Przełknęła jedzenie i rozejrzała się po Wielkiej Sali, w poszukiwaniu drugiego bliźniaka. Zwykle ci się nie rozdzielali.
- Boję się co wy wymyśliliście. - odrzekła i wzięła ze stołu jabłko, w które się gryzła.
- Potrzebujemy do składu ścigającego, a dobrze wiemy, że umiesz to robić, dlatego musisz się zgodzić. - powiedział z podekscytowaniem, jednak dziewczyna nie podzieliła jego pozytywnych emocji. Spojrzała na niego wzrokiem godnym bazyliszka i podkręciła przecząco głową.
- Wy chyba oszaleliście. - zaprotestowała od razu. - Nie ma szans, że się zgodzę, przecież ja nawet nigdy nie grałam na meczu. Nawet nie lubię tego sportu. Nie wiem skąd przyszedł wam w ogóle taki pomysł do głowy, że ja mogłabym zagrać. - wstała od stołu, nie zwracając uwagi na jego błagalny wzrok.