Draco Malfoy & OC

5.5K 192 25
                                    

Rozdział został zamówiony przez Hypnosis-sweetie i mam nadzieję, że się podoba. Miłego czytania.

*

Draco stał na przeciw dziewczyny, która trzymała wyciągniętą różdzkę w jego stronę. I on odwzajemnił jej tym samym, jednak w końcu krzyknął z bezsilności, rzucając magicznym patykiem w ścianę. Zgarbił się i spojrzał w jej stronę. Kobieta odwzajemniła wzrok. Wyglądała jakby za chwilę miała się popłakać. Obydwoje tak wyglądali i chociaż byli całkowicie sami w Pokoju Życzeń, nie dali upusty emocją. Nie umieli.

- Nie zrobię tego. - wyszeptał i spuścił wzrok.

- Ja też nie, Draco. - usiadła na fotelu, stojącemu niedaleko. - Ale on nas zabije.

Nie musiała mu powtarzać. Doskonale zdawał sobie sprawę w jak poważnej sytuacji aktualnie się znaleźli. Ich rodziny od zawsze przyjaźniły się ze sobą, stały za sobą murem i w momencie powrotu Czarnego Pana, w tym samym czasie dołączyły w jego szeregi. Skazali tym samym swoje dzieci na brak wyboru. Musieli zrobić to samo. Gdy ich ojcowie zawiedli w ministerstwie magii i nie złapali Pottera, zostali potraktowani karą. Ale nie oni ucierpieli. Ich pociechy znosiły te katusze zamiast nich.

Dostali zadanie niemal niewykonalne. Jeden z nich miał zabić Dumbledore'a ale żaden nie kwapił się do tego zadania. Przyjaźnili się od zawsze, dzielili największe tajemnice. Nie mogli zmusić tego drugiego do mordu i umyć od tego rąk. A jednak przychodzili tutaj niemal każdego wieczora i wymierzali w siebie różdżkami, wyobrażając sobie, że po drugiej stronie stoi dyrektor Hogwartu. Próbowali przygotować się do tego, co nadejdzie, ale nigdy nie dawali rady ustać tak przez przynajmniej minutę. Strach ich paraliżował.

- Dlaczego my? Przecież my nic nie zrobiliśmy. Nie jesteśmy niczemu winni. - usłyszał, jak łamie jej się głos i podszedł do niej, kładąc dłoń na jej ręce.

Uchodzili za parę idealną. Mówiono na nich król i królowa Slytherinu. Głoszono na ich temat różne plotki. Jedna mówiła, że przez rodziny zostali ze sobą zaręczeni zanim jeszcze nauczyli się mówić. Nie była to jednak prawda. Pokochali się bez ingerencji rodziców, a obecna sytuacja tylko ich do siebie zbliżyła. Mieli siebie, ufali sobie i spędzali czas, planując i wymieniając poglądy. Znali siebie jak nikt inny. Tylko oni wiedzieli, jak wygląda życie w rodzinie czystokrwistych arystokratów.

To że od małego wmawiano im wszystkie poglądy rodziców, było dla obydwóch normalnością. Brak ciepła rodzinnego, ogromne wymagania, nijakie wsparcie były tylko kroplą w morzu wad ich rodzin. Zostali wychowani na dumnych, pewnych siebie ludzi, którzy zawsze powinni mieć pustkę w oczach i zero emocji na twarzy. Dla innych byli egoistycznymi, narcystycznymi dzieciakami z ogromnym majątkiem. Ludzie nie wiedzieli o nich nic. Nie mieli pojęcia, co dzieję się w ich życiu, w ich sercach i głowach.

Nie raz oberwali za nieodpowiednie zachowanie. Rzucano na nich zaklęcia za błędy rodziców, wiedząc, że to najbardziej złamie ich rodzicieli. Wpatrywali się w siebie, kiedy matka bądź ojciec zmuszeni przez Voldemorta rzucali w nich zaklęciami, po których ich ciała zamiast być piękne i młode były pokryte bliznami i bruzdami. Byli złamanymi dziećmi, którzy nie mieli siły by walczyć. Przyjmowali na siebie wszystko, co świat zrzucał na nich. Pomimo tego idąc na korytarzach, uśmiechali się szeroko, pokazując wszystkim, że jest w porządku. Skrzywdzeni przez los uśmiechy mieli na twarzy.

Draco odwrócił się w jej stronę i chwycił jej twarz w dłonie. Ucałował niepewnie jej wargi. Podczas tego pocałunku obydwoje mieli łzy w oczach, ale nie z radości. Wiedzieli, że ten związek nie ma prawa na szczęśliwe zakończenie. Prawdopodobnie zginą jak nie teraz, to później. Draco wiedział, że ona stchórzy, gdy przyjdzie zabić Albusa. Ona wiedziała, że i jej ukochany zawiedzie. Zapewnie zostaną wtedy zamordowani z rozkazu Voldemorta. Jeśli cudem przeżyją, nie mieli pewności, że będą w stanie w ogóle funkcjonować. Widzieli ludzi, którzy przez tortury wariowali. Bali się, że i oni idą tą ścieżką.

Co mieli jednak zrobić? Łatwo było powiedzieć, że wystarczyłoby przejść na jasną stronę. Jednak kto rzeczywiście by im zaufał? Kto chciałby ich chronić? Zresztą byli wychowani w poszanowaniu rodziny i tradycji. Nie mogli opuścić rodziców pomimo tego, że to właśnie ich decyzje sprowadziły na nich tak wiele zła. I przede wszystkim bali się. Jednak kto nie obawiałby się o swoje życie w takiej sytuacji? Byli jeszcze nastolatkami, którzy przeżyli zbyt wiele i zmuszeni byli do myślenia i podejmowania decyzji jak dorośli ludzie.

Blondyn delikatnie poruszył ustami, próbując musnąć jej usta, ale nie miał siły. Brunetka przybliżyła go do siebie i pocałowała w czoło. Przytuliła, pozwalając mu wtulić się w jej pierś. Przylgnął do niej niczym niemowlę do matki. Poszukiwał ciepła, którego tak bardzo mu brakowało. Zaczęła głaskać go po plecach, zamykając oczy. Poczuła, jak Draco zaczyna trząść się. Prawdopodobnie płakał, ona po chwili dołączyła do niego. Płakali bezgłośnie, nie mówili ani słowa.

Błagali siebie nawzajem, aby gdy otworzą oczy, świat znowu stał się piękny i kolorowy. Aby dni, w których biegali po ogrodach w swoich domach, trzymając się za rączki, albo gdy uciekali z wyprawianych przez rodziców bali, wróciły. Śmiali się i tańczyli przy świetle gwiazd. Wspominali swój pierwszy pocałunek w tamtym roku, widzieli chwilę, w których byli szczęśliwi i spokojni. Dzisiaj stali, wtulając się w siebie z zrezygnowaniem. Czy tak wiele pragnęli? Chcieli tylko kochać i żyć w czasach innych niż te.

- Draco. - odsunęła go od siebie i spojrzała w oczy. - Obiecaj mi, że cokolwiek się stanie, będziemy razem.

- Obiecuje. - wyszeptał od razu z pewnością w głosie. Tak bardzo pragnął wierzyć, że tak będzie. - Nie mam już siły. - przyznał.

- Wiem. - powiedziała i z trudem powstrzymała się by nie zawyć z bezsilności.

Draco, nie był tym samym człowiekiem co parę lat temu. Stojący przed nią mężczyzna był zamkniętym w sobie, złamanym chłopcem, który pragnął, aby ktoś chwycił go za dłoń i zabrał z tego ziemskiego padołu. Niejednokrotnie powstrzymała go, aby nie rzucił na siebie zaklęć. Czasem był zbyt załamany by myśleć logicznie, a ona nie wyobrażała sobie nawet dnia bez tego blondyna, z którym przeżyła tak wiele. Był jej aniołem stróżem, który choć dla innych był tchórzem i egoistą, dla niej byłby w stanie zrobić wszystko.

- Kocham cię. - szepnął niemal niedosłyszalnie.

Ona odpowiedziała mu tym samym. Chociaż wiedziała, że te słowa nie znaczyły nic w obecnej sytuacji. W każdej chwili mogli zrobić coś źle, w jakiś sposób zawieść Czarnego Pana i zginąć, nie jak bohaterowie tylko jak tchórze, którzy nie umieli niczego zmienić. Urodzili się w złym czasie i złym miejscu by ich miłość mogła się rozwijać. Na razie obydwoje byli skazani na cierpienie i ból, ale mieli siebie. Mogli przeżywać to razem i chociaż w połowie odciążyć swoje strapione barki.

W końcu miłość zwycięża wszystko. Nawet największe tragedię.

Harry Potter || one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz