AAZ

626 37 12
                                    

Spędzili w jego rodzinnym domu jeszcze kilka kolejnych dni. Do Warszawy wrócili w sobotę wczesnym rankiem, a Kuba pojechał prosto na lotnisko, ponieważ umówił się na dwudniowy wypad na mecz z chłopakami. Dziewczyna miała cały dzień dla siebie, więc umówiła się na obiad ze znajomą, zajrzała do kilku sklepów i bezkarnie spędziła resztę dnia przed telewizorem. W niedzielne przedpołudnie złapała pociąg do Krakowa, gdzie miała się spotkać z Kubą. „mam opóźnienie, spotkamy się w hotelu, ok?"  wysłała mu smsa, kiedy minęło prawie 40 minut, a pociąg w dalszym ciągu stał w szczerym polu. Wstępnie chciała odebrać Kubę z lotniska, ale już wiedziała, że nie zdąży. Wcisnęła do torby iPada i wstała z fotela, rozglądając się po przedziale. W przejściu między wagonami spostrzegła konduktora, więc zaczęła iść w jego kierunku. - Przepraszam, długo to jeszcze potrwa? - zaczepiła go, kiedy skończył rozmawiać przez telefon. - Był wypadek na przejeździe, muszą usunąć pojazd. - wyjaśnił jej na odwal się i przeszedł do kolejnego wagonu. Fantastycznie. Niezadowolona wróciła na swoje miejsce, posyłając uśmiech dziewczynie siedzącej po przeciwnej stronie przejścia. Od początku trasy kilka razy już przyłapała ją na spoglądaniu w jej stronę. - Przepraszam, widziałam, że rozmawiałaś... - wskazała ręką na początek wagonu. - Dowiedziałaś się czegoś? - blondynka w końcu odezwała się do niej. - Był jakiś wypadek, nic więcej nie wiem. - odpowiedziała, rozplątując słuchawki. - No trudno, dzięki. - Lisa kiwnęła tylko głową i włączyła pierwszą lepszą playlistę. - Przepraszam, znamy się? - po kilku minutach, poirytowana spojrzała w kierunku dziewczyny. - Czuję ciągle twoje spojrzenie. - usiadła bokiem w fotelu, podwijając pod siebie nogę. - Nazywasz się może Lisa? - zapytała w końcu. - Tak, jeżeli kiedyś się poznałyśmy, a powinnam cię pamiętać, to przepraszam, ale nie mam pamięci do imion i twarzy. - zerknęła szybko na telefon, sprawdzając godzinę. - Nie, nie. Po prostu obserwuję cię na Insta, a nie byłam pewna czy to ty. Nie będę ci już zawracać głowy. - nieznajoma blondynka przeprosiła ją i otworzyła jakiś kolorowy magazyn, który miała na kolanach. Super. Miło poznać...  - Hej, właśnie odczytałem twojego smsa. Jakiś postęp? Jak daleko od Krakowa jesteś? - odebrała telefon, kiedy na wyswietlaczu pojawiło się imię chłopaka. - Wypadek. Mam już dosyć tego pociągu. - westchnęła i zaczęła skubać skórkę przy paznokciu. - Jak lot? Przeżyłeś? - zażartowała z jego lęku przed lataniem. - Tak, jakoś. Odbieramy bagaże i bierzemy auto. - wyjaśnił jej, odchylając się przez Maćkiem, który próbował zabrać mu telefon. - Wyślij mi swoją lokalizację, jak nie ruszycie w ciągu pół godziny to spróbujemy zgarnąć cię po drodze. - poprosił, biorąc z taśmy swoją walizkę. - Daj spokój, jedźcie do hotelu, odbierzesz mnie z dworca najwyżej. - zaśmiała się, bo nie uśmiechało jej się wysiadać z pociągu w środku jakiegoś pola, o ile w ogóle byłoby to możliwe. - Widzimy się niedługo. - powiedział i rozłączył się akurat w momencie, kiedy jego telefon znalazł się w ręku brata. - Już? Chciałem się przywitać z bratową. - wydał usta rozczarowany. - To do niej zadzwoń, na pewno się ucieszy. - przewrócił oczami i skierował się do wyjścia na halę przylotów, 

W końcu, niespełna półtorej godziny później od planowanego przyjazdu pociąg Lisy zajechał na stację docelową.  - Jest i ona! - usłyszała za sobą, kiedy wysiadła z wagonu. Rozpoznała czerwoną czuprynę Krzyska i uśmiechnęła się. - Cześć, a gdzie mój szanowny niemałż? - przywitała się z nim, rozglądając się wokół. - Utknął w kolejce po kawę. Chodźmy. - zrobił Dźwiną minę, spoglądając na coś za jej plecami, ale zanim zdążyła się obrócić na plecy wskoczył jej Maciek. - Kręgosłup mi złamiesz! - szarpnęła się, aby zrzucić go z siebie i poprawiła torbę na ramieniu. - Tez się cieszę, że cię widzę. - wyszczerzył zęby i wziął od niej walizkę. - Robimy wieczorem mału beforek, musimy jeszcze skoczyć na zakupy. Co będziesz piła? - zapytał Krzysiek, ale Lisa nie odpowiedziała mu, z daleka rozpoznając Que. - Patrz, patrz. Zakochańce od siedmiu boleści. Dwa dni osobno, a jakby się miesiąc nie widzieli. - zażartował Maciejka, kiedy Lisa mocno przytuliła się do Kuby. - Chwilę z nimi sam na sam, a oni już o imprezowaniu. - poskarżyła się, kiedy pocałował ją na powitanie. - I mają rację. Mamy fajny apartament w kamienicy zaraz przy Rynku. - wyjaśnił, podając jej Kubek kawy. - Przecież gracie zaraz po północy, jutro cała noc jeszcze na to będzie. - zdziwiła się, ale tak naprawdę liczyła, że będą mieli z Kubą osobny pokój hotelowy, ale jak się okazało czeka ich wspólne mieszkanie. - Nie psuj nastroju, marudo. - Maciek szturchnął ją w ramię, a dziewczyna wręcz od razu odwinęła się, oddając mu. - Chcesz się bić? - zażartował zaskoczony, przyjmując gardę. - Tydzień z tobą to zdecydowanie za dużo. - spojrzała na niego z politowaniem. Sprawnie dotarli do mieszkania, w którym chłopaki już pozajmowane swoje pokoje. Był to ogromny apartament, z  dużym, jasnym salonem połączonym z kuchnią, dwoma łazienkami, toaletą i czterema sypialniami. - Ładnie tu. - skwitowała, wyglądając przez duże okno, skierowane prosto na rynek. - Mogę obejrzeć koncert nie wychodząc z pokoju. Super. - skomentowała, kiedy zauważyła scenę. - No chyba sobie ze mnie żartujesz, mam zamiar cię pocałować o północy i pierwszy złożyć życzenia. - Kuba wstawił walizkę do ich pokoju, który był chyba najmniejszy, ale za to nie musieli dzielić go z nikim innym.

PotrzebnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz