Był początek Nowego Roku. Konkretnie niedziela, więc cały ruch w centrum rozrywki skumulował się w ciągu dnia . Wyjątkowo dzisiaj pracowała na drugą zmianę. Dobijała godzina 21:30 kiedy spojrzała na koleżankę z pracy. - Idź do domu, nic się nie dzieje. Zamknę sama - zaproponowała z uśmiechem. Były to te dni, gdzie miała całkiem dobry nastrój, mimo że rok zakończyła w naprawdę podłym humorze. Zostało zaledwie kilka rezerwacji na 22:00, więc dwie osoby był zbędne. Przynajmniej jedna z nas się wyśpi. Oczywiście, o pełnej godzinie pojawiło się sporo osób bez rezerwacji. Jak zawsze na złość. Westchnęła cicho patrząc na kolejkę przy recepcji i starała się ją sprawnie rozładować. - Dzień dobry, słucham? - zapytała z automatu kolejną osobę z kolejki. - Znajdzie się wolny tor? - zapytał młody chłopak, opierając się o blat. Nie był bardzo przystojny, ale jego widok na chwilę ją rozproszył. Miała wrażenie, że gdzieś go widziała, ale nie za bardzo mogła skojarzyć fakty. - Jasne, godzina gry, półtorej? - zapytała stukając paznokciem w ekran posu. - Półtorej. - usłyszała. Przyjęła płatność kartą nie patrząc już na chłopaka, przygotowała do odpalenia tor. - Jakie rozmiary butów? - zapytała kładąc paragon i potwierdzenie z karty na blacie. Nie zauważyła danego klienta więc się rozejrzała. - Przyszliśmy razem, dla mnie 45. - powiedział inny mężczyzna przykuwając jej uwagę. - Jasne, a dla reszty? - zapytała odwracając się tyłem, aby sięgnąć po buty. Słyszała jak chłopak woła resztę grupy, ale byli zajęci automatami do gier. - Proszę. - uśmiechnęła się. Okay, od dziecka miała styczność z osobami znanymi z telewizji czy innych mediów i nigdy nie robiło to na niej wrażenia. Ciężko było uniknąć spotkania takich osób na ulicy, kiedy za dzieciaka mieszkało się na dolnym Mokotowie w pobliży wytwórni filmów przy Chełmskiej lub kiedy chodziło się na treningi taneczne do Egurolli, akurat wtedy gdy rozpoczął się ten cały szał na Taniec z Gwiazdami. Tym razem taka osoba zrobiła na niej wrażenie. Na żywo wygląda jeszcze lepiej. Gęste brwi, ciemne oczy oprawione naprawdę ładnymi rzęsami. Jak na faceta oczywiście. Do tego te zielone włosy i tatuaże. Mnóstwo tatuaży. - Będzie można wymienić jak nie będą pasować? - z zamyślenia wyrwał ją trochę rozbawiony głos chłopaka. Kiwnęła głową i potarła czoło. Reszta grupy nie zamierzała szybko podejść. - Tor 25. - rzuciła jeszcze z odchodzącym chłopakiem i sięgnęła po dzwoniący telefon. Prowadziła rozmowę z gościem zainteresowanym organizacją wieczoru kawalerskiego, który miał oczywiście mnóstwo pytań, kiedy kilka osób podeszło po buty. - Rozmiary? - zapytała bezgłośnie. - ... może pan zarezerwować lożę przez internet lub razem z pakietem przez dział.... - prowadziła rozmowę wydając im obuwie. - Który tor? - zapytał chłopak, który płacił. Nie zwracał nawet wielkiej uwagi na to, że prowadzi rozmowę. Spojrzał na nią wyczekująco, gdy wprowadzała rezerwację w system. Rzuciła okiem na komputer i pokazała mu pierw 2 palce, a potem 5. - Gdzie toaleta? - zapytał inny blondyn z grupy. Wskazała dłonią na wprost i podeszła do kasy przyjmując kolejnego gościa oczekującego w kolejce. - 60 zł - powiedziała odkładając telefon. - Mają Państwo 7 minut.... - rozpoczęła tłumaczenie jednocześnie podając koledze pilot od telewizorów zanim zdążył się odezwać. Odprowadziła gości uśmiechem i rozejrzała się, wyraźnie czując na sobie czyjeś spojrzenie. Zielonowłosy chłopak stał przy szatni i rozmawiał przez telefon. Kiedy przyłapała go na spoglądaniu w jej kierunku jakby w zmowie, równocześnie odwrócili wzrok. Chłopak spacerował z butami w ręku dalej prowadząc rozmowę. Odprowadziła krótko wzrokiem jego plecy i usiadła w fotelu. - Ejjj, widziałaś? Taco jest na kręglach z ekipą! - usłyszała rozentuzjazmowany głos kelnera. - Kto? - uniosła brwi. Kelner spojrzał na nią jakby co najmniej urwała się z choinki. - Ten raper. Taco. - powtórzył i poleciał do baru odebrać zamówione napoje. Zmarszczyła brwi. Teraz załapała skąd kojarzyła pierwszego kolesia. Widziała, że wśród obsługi zrobił się lekki popłoch i przewróciła oczami. - Mogę wymienić na inny rozmiar? - Quebonafide podszedł do niej, gdy wpatrywała się w swój telefon położony na blacie. - Czyli jaki? - uniosła brwi. Jezu, uwielbiała to. Jakby za każdym razem pamiętała jaki rozmiar każdemu wydała i jeszcze miała niesamowitą umiejętność czytania w myślach, czy ma podać mniejsze czy większe buty. - 44. - powiedział przyglądając jej się. - Mogłem być bardziej precyzyjny. - stwierdził z szerokim uśmiechem, biorąc obuwie z blatu. - Żeby każdy tutaj przychodzący dochodził do takiego wniosku.... - rzuciła i uśmiechnęła się do kolejnych klientów. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Minęła dopiero godzina odkąd została sama na posterunku - Idę zapalić, zaraz wracam. Zerkniesz na recepcję? - zapytała ochroniarza i nie czekając na jego odpowiedź zaczęła iść w stronę wyjścia dla personelu. Przy drzwiach kręcił się Quebonafide. Jak on się naprawdę nazywał? Znowu prowadził rozmowę telefoniczną. Muzyka i hałas z kręgli nieco mu przeszkadzały, więc chciał wyjść pracowniczymi drzwiami. Wyjątkowo opryskliwy ochroniarz zatrzymał go i zaczął mu tłumaczyć, że tędy nie ma wyjścia. - On ze mną - rzuciła do ochroniarza chowając paczkę papierosów. Quebo zrobił piruet wokół własnej osi oglądając się za jej głosem. Dziewczyna wyszła na dwór przytrzymując mu drzwi. Odeszła na bok i odpaliła papierosa. Zaciągnęła się głęboko, obejmując się ramionami. Temperatura na dworze była dobrze poniżej zera, a do tego zaczynał znowu padać śnieg. Zapatrzyła się w przestrzeń i starała się nie słuchać o czym chłopak rozmawia, ale kręcił się na tyle blisko, że mimo wszystko docierały do niej strzępki rozmowy. Minęła go i weszła do środka. Przeczesała włosy palcami, aby pozbyć się płatków śniegu i wytarła buty, aby nie nanieść błota do lokalu. Wróciła do recepcji i na dobrą sprawę skupiła się na graniu w kulki, bo ostatnia fala ruchu minęła. Pół godziny przed zamknięciem lokalu rozliczyła utarg, wydrukowała raporty i poszła zamknąć zmianę. Został kwadrans do zamknięcia lokalu. Kręciła się po sali bilardowej układając kije i zbierając porozrzucaną kredę. - Halo?! - usłyszała podniesiony głos i podeszła do recepcji. - Chcemy przedłużyć tor. - rzucił w jej kierunku Taco, gdy tylko ją zobaczył. - Nic z tego, za kwadrans zamykamy. - oznajmiła. Podrapała się po policzku. - Trudno, przyjdziemy innym razem. - Quebo uśmiechnął się. - Mogę Wam doliczyć 10 minut, akurat skończycie grę. - powiedziała patrząc w wyniki ich gry. - Super, dzięki! - rzucił zielonowłosy i pędem ruszył w kierunku toru. Obserwowała jak chłopaki ścigają się na prostej, który będzie pierwszy. O północy wyłączyła muzykę i rozpaliła jasne światło dla serwisu sprzątającego. Przeszła się wzdłuż torów zbierając porzucone obuwie, którego inni goście nie odnieśli. - Nasze też możemy zostawić? - usłyszała od rudego chłopaka z ekipy raperów. - Nie. I tak przechodzicie koło recepcji, więc po drodze możecie je tam zostawić. - odpowiedziała nieco bardziej agresywnie niż zamierzała, ale była już po prostu zmęczona i najzwyklej w świecie drażniły ją głupie pytania. Ochrona asystowała chłopakom do wyjścia, którzy opuszczali lokal jako ostatni. Zdążyli się jeszcze dorwać do symulatorów jazdy, których instruktor nie zdążył wyłączyć. Spojrzała na nich z politowaniem zakładając kurtkę. Quebo przyuważył jej spojrzenie. - Zbieramy się. Koniec zabawy. - poklepał kumpla po ramieniu i skierował się do wyjścia. Dziewczyna przeszła przez całą długość lokalu rzucając krótkie na razie znajomym z innych działów i wyszła na to zimno. Zamówiła Ubera, bo ostatni trwamwaj odjechał 7 minut temu. Zarzuciła kaptur na głowę i odpaliła kolejnego papierosa w oczekiwaniu na połączenie z kierowcą. W końcu pokazał się komunikat, że kierowca przyjedzie za 13 minut. Westchnęła i przetarła dłonią twarz. Była zmęczona po 15-godzinnym dniu pracy i było jej już wszystko jedno jak wyglądała. Zaczęła chodzić stópkami w kółko zostawiając ślady na świeżym śniegu. Podniosła wzrok, gdy usłyszała nadjeżdżające auto. Skierowała wzrok na tablice rejestracyjne i odblokowała telefon, by sprawdzić czy to jej Uber. Tja, Uber i mercedes. Pobudka księżniczko. - Podwieźć cię? - spojrzała na osobę wychylającą się przez otwarte okno pasażera. - Nie, zaraz mam taksówkę - rzuciła mechanicznie. Chyba sobie jaja ze mnie robi. - Chyba nie takie zaraz. - odpowiedział, słysząc z jej telefonu dźwięk sygnalizujący szukanie nowego kierowcy. - Poradzę sobie. - naciągnęła mocniej kaptur, bo zaczął padać coraz gęstszy śnieg. - Daj spokój, to nie problem. - Quebo namawiał ją. - Nawet jak mieszkam na drugim końcu Warszawy? - zerknęła na niego przytrzymując kaptur. - Skoro się zaoferowałem, to czemu nie? - otworzył drzwi od strony pasażera. Dziewczyna rozejrzała się i podeszła do samochodu. Chłopak spojrzał na nią wyczekująco. Niecierpliwie stukał palcami o kierownicę. - No, już, już. - mruknęła i wsunęła się na fotel pasażera. Poczuła przyjemne ciepło, gdy zamknęła drzwi i sięgnęla, aby zapiąć pas. Spojrzała na ruszające się wycieraczki. - Ekhm, to dokąd? - chłopak patrzył na nią nieco rozbawiony. - Przepraszam, ledwo już kontaktuje. - ściągnęła kaptur i naciągnęła rękawy kurtki na dłonie. Wytłumaczyła mu dokąd ma jechać nie podając dokładnego adresu. Odwróciła wzrok i patrzyła przez boczną szybę, gdy wyjeżdżali z parkingu. - To wcale nie jest drugi koniec miasta. - stwierdził nagle. Wyczuła jakby nutkę rozczarowania w jego głosie. - Lubię jeździć po mieście nocą. - dodał widząc jej spojrzenie. Ułyszała dźwięk służbowego telefonu i chwilę mocowała się, aby wyciągnąć go z kieszeni kurtki. - Nie, nie mam żadnych grup na rano.... nie, na nic. Dopiero we wtorek. - chłopak obserwował ją, gdy prowadziła rozmowę. Można było powiedzieć, że była naprawdę przeciętną dziewczyną. Ciemne blond włosy sięgające jej do ramion były już nieco poplątane. Miała nieco kilogramów za dużo, ale dodawało jej to uroku. - ... jasne, będę na 8. - rzuciła do słuchawki i rozłączyła się. Westchnęła głośno. - Jeszcze praca? - zapytał wyjeżdżając na główną ulicę. - Tak, okazało się, że rano jakaś firemka na konferencję, a rezerwacja w systemie była źle zrobiona i.... - rozgadała się. - Przepraszam. - zreflektowała się. Quebo zaśmiał się. - Miło posłuchać o takich normalnych sprawach, nie przejmuj się. Szkoda, że się nie wyśpisz. - stwierdził zatrzymując się na czerwonym. - Ładne auto - powiedziała zmieniając temat. - Tutaj za skrzyżowaniem możesz się zatrzymać. - wskazała przystanek. - To tylko zastępcze. - usłyszała w odpowiedzi. Odpięła pas, gdy światło zmieniło się na żółte. - To 'tylko' nie robi na mnie wrażenia. Dzięki. - rzuciła wysiadając z auta. Chłopak mocniej zacisnął palce na kierownicy i włączył światła awaryjne. Czy ty normalna jesteś? Sympatyczny, jeszcze Cię podrzucił, a ty jakieś fochy odwalasz. Naciągnęła kaptur i schowała ręce do kieszeni idąc szybkim krokiem wzdłuż ulicy. Quebo odprowadzał ją wzrokiem przez chwilę, aż zniknęła mu z oczu. W końcu powoli włączył się do ruchu. Spostrzegł ją jeszcze przechodzącą przez skrzyżowanie, gdy skręciła w jeszcze następną ulicę.
Miała do domu jeszcze kilka minut spacerem, ale miała ochotę się przejść. Parsknęła śmiechem rozpamiętując w głowie te minuty spędzone w jego aucie. Miała już za sobą epizod z pewnym boysbandem w czasach licealnych, który też zaczął się od krótkiej podwózki, przez fajną, całkiem długą współpracę, aż prawie związkiem i wyprowadzką do zachodniego kraju.
Wszyscy zachowują się normalnie, tylko ty coś odpierdalasz.
CZYTASZ
Potrzebny
FanfictionPrzeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 god...