Było koło 10, kiedy Lisa prawie gotowa do wyjścia siedziała z kubkiem kawy w salonie i bawiła się z psami. - Byłam z nimi na krótkim spacerze, bo spaliście jak zabici. - powiedziała na dzień dobry do Krzyśka, który w końcu wychylił nos z sypialni. - Super, dzięki. - podrapał się po głowie i podciągnął spodnie, które zjechały mu z tyłka. - Ktoś jeszcze wstał? - zapytał podchodząc do blatu na którym stał dzbanek od ekspresu przelewowego. - Kuba. Mamy za 40 minut pociąg. Jakieś czyste kubki chyba jeszcze znajdziesz w szafce. - dodała, widząc jak chłopak rozgląda się po aneksie kuchennym. - A wy dwoje... wszystko w porządku? - zajął miejsce w fotelu naprzeciwko niej i wciągnął przyjemny zapach gorącego napoju. - Nie wyglądasz za dobrze. - zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu, dłużej zatrzymując się na jej zasłonięte szyi. Dziewczyna nie zawracała sobie głowy makijażem po porannej toalecie, więc widać było na jej twarzy zmęczenie i skutki nocnego płaczu. - Słuchaj, nie chcę się wtrącać, ale to co wczoraj widziałem... - urwał, gdy dziewczyna nagle wstała na widok Kuby. - Gotowa? - zapytał, wychodząc z łazienki. Lisa odstawiła pusty kubek na stolik przy kanapie i rzuciła Krzychowi spojrzenie, wyraźnie mówiące, żeby nie kontynuował tematu. Założyła kurtkę i zarzuciła na ramię pasek od torby. - To w kontakcie. - Kuba uśmiechnął się do przyjaciela i wyciągnął rączkę od walizki. Otworzył drzwi i przepuścił w nich Lisę, zaraz kładąc dłoń na jej karku. - Przejdziemy się? Nie mamy daleko na dworzec. - zaproponowała, kiedy wyszli przed kamienicę. Po pierwszym podmuchu zimnego wiatru zapięła się pod szyję i poprawiła kaptur, przy okazji zrzucając rękę chłopaka ze swojego karku. - Jak wolisz. - wzruszył ramionami i ruszył za nią w kierunku Bazyliki Mariackiej. Miasto ożywiło się już po tej imprezowej nocy, mijali ludzi na spacerach z psami, śpieszących się do pracy czy imprezowiczów dopiero wracających do swoich domów. Na dworcu zahaczyli o Burger Kinga po kawę. - Chcesz coś do jedzenia? - zapytał, kiedy dziewczyna za kasą zapytała czy coś jeszcze dla nich będzie. - Zjadłam płatki z mlekiem jak się kąpałeś. - skłamała, kierując się do wolnego stolika pod ścianą. Zamówił dla siebie jeszcze zestaw z burgerem i usiadł na kanapie naprzeciwko niej. - Wziąłem powiększone frytki, bo pewnie i tak coś skubniesz. - stwierdził po chwili. Lisa udawała zainteresowaną skórkami przy paznokciach lub telefonem. Czuła się nieswojo, nie mogąc zebrać słów, a niezręczna cisza panująca między nimi nie była przyjemna dla żadnego z nich. Usłyszał jak ktoś z obsługi wywołuje numer jego zamówienia i poszedł je odebrać. Postawił przed dziewczyną papierowy kubek z kawą i dwie saszetki brązowego cukru, a sam odpakował burgera. - Idziesz jutro normalnie do pracy? - zagadnął ją, biorąc do ust ostatni kęs. - Tak, 10 dni wolnego w zupełności wystarczy. - wyciągnęła rękę i kciukiem starła z jego wargi resztkę sosu. Był to dla niej tak naturalny odruch, że nie przywiązała do tego większej uwagi. - Mam jutro rano kontrolę u ortopedy, więc odwiozę cię do pracy. - zadecydował, pociągając colę przez słomkę. - Kuba? - zapytała, zbyt mocno ściskając kubek, przez co kropelki kawy ochlapały ciemny blat. Spojrzał na nią pytająco, kończąc swoje frytki, których tym razem dziewczyna mu nawet nie podebrała. - Musimy jeszcze porozmawiać czy... czy już nie? Wolałabym wrócić do tematu dzisiaj, niż jutro czy jeszcze później. - zaczęła wolno, ważąc swoje słowa. - Jeżeli chcesz mi coś jeszcze powiedzieć to śmiało, ale sądzę, że wyraziłem się jasno. - jego stanowczy ton nieco zbił ją z tropu, więc nie od razu się odezwała. - Nie mam już nic do dodania. - szepnęła spuszczając wzrok. Wyraził się bardzo jasno, co przyjęła do wiadomości i nie chciała podważać jego słów w żaden sposób. Zwykle nie miała problemu z odpyskowaniem mu czy rzuceniem chamskiej odpowiedzi, ale tym razem nie chciała go sprowokować, żeby znowu podniósł na nią głos lub przestał panować nad emocjami.
Wstając codziennie rano do pracy dziękowała w myślach, że to tylko trzy dni i nadejdzie weekend. Z drugiej strony obawiała się tych dwóch wolnych dni, które miała spędzić sam na sam z Kubą. Mężczyzna odwoził ją do pracy i przyjeżdżał po nią, równo po ośmiu godzinach. Codziennie, cierpliwie czekał na nią, mimo że informowała go w ciągu dnia, że zejdzie jej się dłużej. W piątkowy wieczór, gdy spędził w samochodzie na parkingu prawie półtorej godziny nie wytrzymał. Skinieniem głowy przywitał się z ochroniarzem i szybkim krokiem przeszedł do biura. Trzeba było widzieć zdziwienie na jego twarzy, gdy drzwi nie ustąpiły po naciśnięciu klamki. Wyciągnął telefon, myśląc że przegapił jakąś wiadomość od niej, jednak pasek powiadomień był pusty. - O, dzień dobry. Widziałeś może Lisę? - zapytał instruktora, który właśnie wyszedł z zaplecza. - Jeszcze kilka minut temu była przy recepcji. - młody chłopak obrzucił go spojrzeniem, ponieważ zaczął pracę po świętach i pierwszy raz widział tutaj Que. Mężczyzna już idąc wzdłuż torów bowlingowych z daleka ją zauważył, gdy opierała się na łokciu o blat i śmiała się rozmawiając z koleżanką. - Tutaj jesteś. - dotknął jej ramienia i lekko uśmiechnął się, gdy podskoczyła czując jego dotyk. - Właśnie miałam się zbierać. Musiałam tylko podrzucić papiery. - powiedziała szybko i schyliła się po kurtkę, która spoczywała na torbie między jej stopami. Zarzuciła ją na siebie i zacisnęła palce na uszach torby. - Długo kazałaś na siebie czekać. - pozwolił sobie na komentarz, gdy opuścili budynek przez główne wejście, a dziewczyna sięgnęła po papierosy. - Straciłam poczucie czasu. - wzruszyła ramionami. Zatrzymała się i osłoniła ręką od wiatru, aby podpalić używkę. - Myślałem, że wyszłaś beze mnie. - pociągnął ją lekko za łokieć w kierunku auta, które stało zaraz za rogiem. W pierwszej chwili chciała mu przypomnieć, że nie prosiła go, aby odbierał ją z pracy, zarówno jak wiele razy przypominała, że pewnie zostanie w niej dłużej. - Musimy zrobić jakieś zakupy na weekend. W niedzielę wszystko będzie zamknięte. - powiedziała zamiast tego. - To może jutro, a dzisiaj zamówimy coś na wynos? Co jadłaś w pracy? - zainteresował się, otwierając auto. Wiedział, że dziewczyna miała zamówiony catering pudełkowy, dlatego nie zmuszał jej do jedzenia w domu. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że mało co z tego jadła, a zapakowana kolacja, którą przynosiła do domu za każdym razem lądowała w koszu kiedy wychodził na wieczorny spacer z psem. - Miałam dzisiaj pastę z dorsza, klopsiki buraczane i jakiś sernik truskawkowy. - odpowiedziała dla świętego spokoju. - Póki co nie jestem głodna. - otarła końcówkę wypalonego papierosa o betonowy kosz na śmieci i wsiadła do auta. Ominęły ich korki w godzinach szczytu, więc sprawnie dotarli do mieszkania. Lisa zrzuciła buty i odwiesiła kurtkę, kręcąc się po mieszkaniu. Chciała się czymś zająć, ale w zlewie nie było brudnych naczyń. Na podłodze nie było także śladu po sierści psa czy rozrzuconym sianie, jak miało to miejsce jeszcze nad ranem. - Poprosiłem Tatianę, aby wpadla w ciągu dnia, żebyś mogła odpocząć. - wspomniał o pomocy domowej, którą zatrudniał od czasu do czasu po tym jak wprowadził się do dziewczyny. - Zamówię sushi, jest piątek wieczór, więc pewnie dostawa trochę potrwa. Może do tego czasu zgłodniejesz. - pocałował ją w policzek i przecisnął się obok niej, aby wziąć telefon z metalowego regału w przedpokoju.
———-—-——-——-——-
Publikując poprzedni rozdział po cichu liczyłam na Wasze komentarze, bo wbrew pozorom są bardzo pomocne. ;)
CZYTASZ
Potrzebny
FanfictionPrzeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 god...