- Ej, dobra. Mam dosyć, za nic z tobą nie wygram. - Lisa odłożyła pada i spojrzała na swojego roześmianego chrześniaka, z którym dzisiaj spędzała dzień. - Jeszcze raz, no weź. - dziesięciolatek spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami, którym nie potrafiła odmówić. - Nie patrz się tak na mnie. Musimy zrobić obiad. - stwierdziła i wyłączyła konsolę. - Pizza? Nuggetsy? Schabowy? - zaczęła wymieniać, aby odciągnąć jego uwagę. - Mhmmm... Kurczaki! - chwilę zastanawiał się przykładając palec wskazujący do ust, a dziewczyna już myślała, że zaraz zacznie wybrzydzać. - Super i tak nic innego nie mam w lodówce. - pokazała mu język i klasnela w ręce, zaganiając go do kuchni. Przesypała do strunowej torebki trochę płatków kukurydzianych i spojrzała na niego. - Masz wyzwanie. Musisz to wszystko rozbić w drobny mak. - położyła na stole wałek do ciasta i odsunęła mu krzesło. - Do roboty. - potargała mu włosy i wróciła do blatu, żeby zacząć kroić kurczaka. Przesunęła czystym palcem po wyswietlaczu telefonu, aby odebrać połączenie od ciotki. - No hej, wychodzę z pracy. Będę po Kacpra za jakieś pół godziny. - usłyszała, przełączając na głośnik. - Akurat załapiesz się na obiad. Tylko zmieniłam adres. Wyślę ci smsem. - Lisa przypomniała jej, bo rano zgarniała chrześniaka z miasta, a nie była pewna czy ciotka wie, że przeprowadziła się. - Gośka coś mówiła. Do zobaczenia! - w tle było słychać jakiś klakson oraz grające radio, wiec wiedziała, że Iwona jest już w drodze. - A Kuba kiedy wróci? - Kacper miał nadzieję, że spotka się ze swoim ulubionym wujkiem, a dziewczyna próbowała odwrócić jego uwagę na wszystkie sposoby, bo sama nie wiedziała dokąd Que wyszedł z samego rana. Jego telefon był poza zasięgiem, a kilka wiadomości, które do niego wysłała pozostały bez odpowiedzi. - Miśku, nie wiem. Najwyżej przyjedziemy do ciebie w weekend jak będziemy mieli czas, zgoda? - westchnęła, bo zaczynała się już martwić jego nieobecnością. - Oby. Mam nowy zestaw Lego, więc mógłby go ze mną złożyć. - do tej pory subtelnie wałkował woreczek, jednak teraz zaczął w niego uderzać z całej siły. Przewróciła tylko oczami, pozostawiając to bez komentarza, ale od tego huku ból głowy się tylko nasilił. Przez cały dzień czuła się jakby ktoś przyłożył jej tępym narzędziem, ale mimo złego samopoczucia z radością zajęła się chrześniakiem. Opłukała kurczaka i przygotowała płynną część panierki. - Idę się przewietrzyć, a ty obtocz każdy kawałek i ułóż tutaj. - podsunęła mu blachę z pergaminem i pokazała o co jej chodzi. - A ty idź na miejsce, nic nie dostaniesz! - fuknęła na psa, który już kręcił się w poszukiwaniu jedzenia. Zgarnęła paczkę papierosów z przedpokoju i pokonała schody na antresolę, omijając co drugi schodek. Na końcu musiała złapać się poręczy, bo zakręciło się jej w głowie. Przysiadła na tarasie na plastikowej skrzynce, ponieważ nie kupili jeszcze mebli, czekając na lepszą pogodę. Oparła się o ścianę i głęboko zaciągnęła się, spoglądając na praską okolicę. Wczoraj Kuba w końcu podzielił się z nią planami na najbliższą przyszłość i miała mętlik w głowie. Obawiała się tego, co przyniosą najbliższe tygodnie, a docelowo kolejne pół roku. Plany Que byly ambitne, a ona była jeszcze bardziej zmotywowana do dopingowania go na tej drodze do celu. Spodziewała się, że zainteresowanie jego osobą wzrośnie jeszcze bardziej i nie buła pewna czy ona, jako jego narzeczona, sobie z tym poradzi. Znowu miała w głowie więcej pytań niż odpowiedzi.
Wypaliła dwa papierosy i wróciła do kuchni, gdzie Kacper skończył już panierować kurczaka. - Brawo ty. Umyj ręce i zrobimy sałatkę. - uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła z szafki nową rolkę ręczników papierowych. Ledwo zabrali się do krojenia warzyw, a rozległ się donośny dźwięk domofonu. - Ostatnie piętro. - powiedziała, widząc na małym ekranie swoją ciotkę. - Mama przyjechała. - oznajmiła, uchylając już drzwi od mieszkania. - Szkoda, że nie Kuba. - młody już całkowicie stracił nadzieję na spotkanie z nim. Kto by pomyślał, że po tygodniowym wyjeździe, ponad pół roku temu, młody ciągle będzie pamiętał jak fantastycznie bawił się z wujkiem. - Rany, Lisa. - Iwona weszła do mieszkania, od razu rozglądając się po pomieszczeniu. - Nigdy bym nie podejrzewała. Byłam przekonana, że podałaś mi niewłaściwy adres. - ewidentnie była pod wrażeniem. - Tak wyszło. Gdyby to ode mnie zależało, to w życiu bym się nie przeprowadziła. - zaśmiała się, odwieszając jej płaszcz. - Kawy? - zaproponowała, katem oka zerkając na Kacpra, który kroił ogórka. - Może herbaty już o tej porze. - usiadła na przeciwko syna. - Żebyś w domu tak pomagał. - zaśmiała się, jednocześnie próbując przywołać psa, który jak zwykle zrobił się nieśmiały. - Przepraszam, że to wyszło tak nagle. Mam nadzieję, że nie zepsułam ci planów. - spojrzała na Lisę, która przygotowywała espresso. - Daj spokój. Mam kilka rzeczy z pracy to ogarnięcia, ale zrobię to wieczorem. - postawiła na stole dwie filiżanki i usiadła obok ciotki. - Ciagle jesteś z tym Kubą? - kobieta jak zwykle była najbardziej zainteresowaną osobą, a w całym swoim zyciu dziewczyna usłyszała więcej pytań o potencjalnego chlopaka od niej niż od własnej matki. - Tak. Brzmisz, jakby cię to dziwiło. - Lisa szeroko uśmiechnęła się, obracając pierścionek na palcu. - To to jednak prawda?! - dopiero teraz zauważyła u bratanicy pierścionek. - Nic nam nie mówisz. Jakieś szczątkowe informacje do mnie trafiają! - poskarżyła się, dotykając dłoni dziewczyny, aby dokładniej obejrzeć biżuterię. - A miałam całą rodzine objechać z dobrą nowiną? Daj spokój. - przewróciła oczami, czując w kościach do czego zmierza ta rozmowa. - Kiedy się zaręczyliście? Wybraliście datę ślubu? Z zaproszeniem to chyba przyjedziesz... - kobieta ożywiła się, co tylko zirytowało Lisę. - Nie wiem, jakoś w wakacje chyba. Żadnego zaproszenia nie będzie, bo nie planujemy ślubu. - od razu twardo wybiła jej ten pomysł z głowy. - Kaśki jakoś nie męczysz, a ma już córkę. - dodała od razu, mając na myśli swoją siostrę cioteczną. - Przynajmniej ma dziecko. Chyba powoli najwyższa pora... - zaczęła kolejny wywód, ale przerwał jej radosny okrzyk syna, kiedy Kuba wszedł do mieszkania. Lisa wręcz przeżegnała się w duchu, dziękując temu na górze za uratowanie sytuacji. - Kacper? A co ty tu robisz? - mężczyzna zdziwił się, kiedy młody rzucił się na niego. - Później wyjaśnię. - mruknęła do niego. - Ciociu, to jest Kuba. - przedstawiła ich sobie, kiedy ten odstawił na podłogę wiszące na sobie dziecko. Kobieta zmierzyła wzrokiem chłopaka, który zdjął bluzę zanim podał jej wytatuowaną dłoń. O litości. Jakby ufo zobaczyła. Wstyd. - Właśnie rozmawiałyśmy po części o tobie. Naprawdę nie chciałbyś zobaczyć jej w białej sukni, zatańczyć na weselu... - ponownie uderzyła prosto z mostu. - Po pierwsze... Lisa i sukienka? Po drugie jakby już ją założyła to pewnie zaraz by ją ubrudziła albo wyrżnęłaby się w drodze do ołtarza. Wolę oszczędzić jej tego wstydu. - zażartował, obejmując swoją narzeczoną. Pocałował ją troskliwie w czoło, co wywołało na jej ustach lekki uśmiech. - Ach, wy młodzi. Mimo wszystko liczę, że będziemy się bawić na waszym weselu. - ciotka westchnęła, dopijając swoją kawę. - Naprawdę możecie o tym zapomnieć. - Lisa cicho prychnęła pod nosem i wyjęła gotowe nuggetsy z piekarnika. Kuba szybko dokończył z młodym sałatkę i nakrył do stołu. Na szczęście podczas posiłku chłopaki zeszli na temat piłki nożnej, a Lisa dziękowała sobie w duchu, że oglądała ostatnie mecze razem z Kubą i z radością podchwyciła temat.
- Dziękujemy za obiad. Musisz częściej nas odwiedzać. - kobieta pomogła jej załadować zmywarkę, kiedy kilkanaście minut później skończyli posiłek. - Będziemy mieli teraz dużo pracy z Kubą, ale zobaczymy co da się zrobić. - kompletnie pominęła temat wyjazdu, który ich czekał, ale wiedziało o nim naprawdę niewiele osób, a jeszcze mniej znało konkretny cel podróży. - Zagramy? - Kacper podszedł do Kuby z padami w ręku. - Synu, musimy już jechać. Zaraz będą ogromne korki. - kobieta pokręciła głową, a na twarzy młodego pojawił się smutek. - Sądzę, że jeden mecz was nie zbawi. - kiedy Lisa usłyszała to zdanie z ust Kuby miała ochotę go zamordować. Nie chciała kolejnej rozmowy ze wścibską ciotką, a w dodatku ból głowy nasilił się do tego stopnia, że momentami ciemniało jej przed oczami. Zacisnęła palce na rzędu stołu i rzuciła Kubie ostrzegawcze spojrzenie. - No nie wiem. Mamy całe miasto do przejechania. - westchnęła, zerkając na rozczarowanego syna, który już wydął usta demonstrując swoje niezadowolenie. - Wiesz, co? Może jak będę miał już jakiś urlop, to pojedziemy na jakiś stadion? Mecz? Zrobimy sobie jakąś wycieczkę. - Que próbował wybrnąć z sytuacji, jednocześnie rzucając zaniepokojone spojrzenie w kierunku Lisy, która lekko zatoczyła się idąc w kierunku kanapy. - Okay, ale Lewandowski musi grać. Więc mecz Bayernu albo Polski. - Kacper skrzyżował ręce na piersi, a Lisa dobrze wiedziała, że Kuba już go przekupił. - Zobaczymy na co będzie sezon. - Grabowski przybił z nim piątkę i uśmiechnął się do jego matki. - na szczęście udało im się szybko pożegnać i po chwili para została w mieszkaniu sama. - Nie mówiłaś, że będziemy mieli gości. - usiadł obok niej. - Wyszło nagle, bo dzwonili do niej ze szkoły, źe niby źle się poczuł, a ona miała ważne spotkanie... - po kropce wyjaśniła mu cała sytuację. - A co z tobą? Dzwoniłam, pisałam. - zaatakowała go, czekając na wytłumaczenie. - Telefon mi padł. Bylem przekonany, że wziąłem swojego power banka, ale na szybko zgarnąłem twojego, jak zwykle rozładowanego. Nie złość się. - przyciągnął ją do siebie, aby udobruchać ją. - Jakbym ja taki numer wywinęła to byś wszystkich moich znajomych obdzwonił. Wyślij następnym razem chociaż jakiegoś smsa od kogoś. - poprosiła, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. - Jasne, obiecuję. - mruknął, dotykając jej podbródka. - Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz. - jego głos był przepełniony troską. - Głową mnie boli jak cholera. Idę się chyba położyć. - westchnęła, wstając z kanapy. - Zaraz do ciebie przyjdę. - odprowadził ją wzrokiem, a sam skończył sprzątanie jadalni.
CZYTASZ
Potrzebny
FanfictionPrzeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 god...