- Kac morderca? - Kuba stał w drzwiach od sypialni i z rozbawieniem obserwował dziewczynę, która nagle się wybudziła i rzuciła się na butelkę z wodą. Wypiła łapczywie ponad litr wody, a krople spłynęły jej po brodzie. Zmrużyła oczy i ponownie opadła na łóżko. Zwykle kac jej nie dolegał, ale tym razem było inaczej. - Zostaw mnie. - burknęła, kiedy przysiadł obok niej. - Idź pod prysznic, cuchniesz przetrawionym alkoholem. Słyszysz? - jednym szarpnięciem ściągnął z niej kołdrę. - Jazda do łazienki! - ponaglił ją, kiedy zwinęła się w kłębek i schowała głowę pod poduszkę. - Kuba, zostaw... - jęknęła żałośnie i spojrzała na niego z wyrzutem. - Gdzie się wczoraj szlajałaś? - zapytał, uważnie ją obserwując. - Chyba trochę przesadziłaś. - stwierdził, zabierając jej poduszkę. - Raz człowiek wyjdzie z domu i już przesadził. - zakryła usta dłonią, bo głośno odbiło jej się. - Weź, idź się ogarnij do cholery. Patrzeć się na ciebie nie da. - stracił już do niej cierpliwość. Zgotowała mu nieprzespaną noc, niepokój, a teraz jeszcze się oburzała się na jego uwagi. Przeczesała palcami splątane włosy i sięgnęła po telefon. Na jej twarzy pojawił się głupi uśmieszek, kiedy odpisywała a jakąś wiadomość. - Lisa, już. - wstał i zapalił światło w łazience. Czekał w drzwiach, aż dziewczyna łaskawie zwlecze się z łóżka. - Idę, idę. - mruknęła, zdejmując po drodze bieliznę. Odkręciła strumień cieplej wody i stanęła pod prysznicem. W głowie jeszcze jej huczało i dłuższą chwilę zajęło jej zmotywowanie się do sięgnięcia po żel do ciała. - Lepiej? - zapytał, kiedy owinięta ręcznikiem zajrzała do salonu. - Trochę. - poprawiła turban na głowie i okryła się kocem, aby wyjść na balkon. - Zapalenia płuc w końcu dostaniesz. - skomentował, kiedy mimo niskiej temperatury i zimnego wiatru wyszła zapalić. Nie miała siły na żadne przepychanki z chłopakiem, więc rzuciła mu tylko znudzone spojrzenie. Wróciła do mieszkania i poszła prosto do sypialni, gdzie wciągnęła na siebie spodnie dresowe i bokserkę, a później zakopała się w ściągniętej pościeli, nawet nie zawracając sobie głowy jej wygodnym ułożeniem. Przymknęła jeszcze oczy, ale chwilę później poczuła, że Kuba siada przy niej. - Może z psem byś wyszła? - zapytał, dzwoniąc jej nad uchem szelkami. - Byłeś z nim. Miał mokre futro, a kropiło jak byłam na balkonie. Po południu z nim wyjdę. - obróciła się na plecy. - Czego ty ode mnie chcesz? Zmęczona jestem.... - ułożyła poduszkę wyżej pod głową. - Próbuję zmusić cię do funkcjonowania. - stwierdził beztrosko. - Jezu, dobra, zaszalałam. Miałam wrócić wcześniej, ale nie musiałeś na mnie czekać. - uderzyła dłonią w kołdrę i usiadła. - Kolejnym razem na zapas powiem, że wrócę później, jeśli ci to pomoże. - przewróciła oczami, ale wychyliła się i dotknęła dłoni chłopaka. - Przepraszam, no. - westchnęła - Chyba musiałam odreagować bardziej niż myślałam. - zacisnęła palce na jego nadgarstku i usiadła na piętach przysuwają się do niego. - Nie złość się już na mnie, proszę, - wygięła usta w podkówkę, robiąc smutną minę i spojrzała mu w oczy. - Ciesz się, że jestem niedysponowany, bo byś przez tydzień na tyłku nie usiadła. - szepnął w jej usta i krótko ją pocałował. - Najchętniej zamknąłbym cię w złotej klatce i nigdzie nie wyłuszczał samej. - wsunął język do jej ust, wymuszając mocniejszy pocałunek. - Wiem, wiem, ja ciebie też. - zachichotała i przygryzła jego dolną wargę. - Idziemy dzisiaj na obiad na miasto, średnio mnie obchodzi, że jesteś zmęczona. - zakomunikował jej, a dziewczyna od razu spojrzała na zegarek. - To do pory obiadowej jeszcze trochę czasu mamy. - stwierdziła zadowolona i położyła się spowrotem. - Ale gdzieś, gdzie nie muszę wyglądać, bo nie chce mi się ogarniać. - dodała jeszcze, kiedy położył się obok niej. - Niech ci będzie. - zgodził się, kiedy ułożyła się na plecach prostopadle do niego, z głową na jego brzuchu. - Dobranoc.- zaśmiała się i zamknęła oczy, czując jak Kuba zaczyna bawić się jej wilgotnymi włosami.
CZYTASZ
Potrzebny
FanfictionPrzeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 god...