- Jestem! - Lisa weszła do mieszkania, szczęśliwa, że było już piątkowe popołudnie. - Hej dzieciaku. Byłeś na spacerze? - kucnęła, witając się z psem, który radośnie machał ogonem i usiłował polizać ją po twarzy. Sprawdziła jego miskę, w której była jeszcze resztka jedzenia, co oznaczało, że niedawno Kuba musiał z nim wyjść. - Jesteś?! - powtórzyła pytanie nieco głośniej, jednak odpowiedziała jej głucha cisza. Uchyliła drzwi od pomieszczenia, które służyło za studio i zauważyła chłopaka siedzącego w fotelu w samych dresach. Mamrotał coś pod nosem, puszczając z Maca bit, którego nie kojarzyła. Oparła się o framugę i z uśmiechem czającym się na ustach obserwowała jego umięśnione plecy. Stała tam parę dobrych minut, ale byl tak skupiony, że nawet się nie zorientował. Przymknęła drzwi i zostawiła go w spokoju, bo nie chciała przeszkadzać mu w pracy. Zrobiła sobie kawę i wygodnie rozsiadła się na kanapie przed telewizorem, aby nadrobić zaległości w serialach. Planowała dzisiaj iść na koncert, ale nie zależało jej na pierwszym rzędzie, więc miała jeszcze dużo czasu do wyjścia z domu. Ściągnęła jeszcze spodnie i ułożyła się wygodniej na poduszkach, pociągając na siebie szary pled. Przywołała jeszcze psa i czując przy sobie jego ciepło wciągnęła się w kolejny odcinek Riverdale.
Z drzemki wybudził ją szorstki zarost Kuby i jego ciepłe wargi, które poczuła na swoim policzku. - Dawno wróciłaś? - uśmiechnął się, kiedy otworzyła oczy i spojrzała na niego nieco zdezorientowana, bo nawet nie wiedziała kiedy zmorzył ją sen. - Nie wiem. - zmarszczyła brwi, rozglądając się za swoim telefonem, aby sprawdzić godzinę. - Nie chciałam ci przeszkadzać. - przesunęła się, robiąc mu miejsce na kanapie z czego od razu skorzystał. - Wciągnąłem się, nawet nie wiedziałem, kiedy zrobiło się tak późno. - przyznał, ale widać było, że jest z siebie zadowolony. - Kuba będzie u nas dzisiaj nocować. Mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać. - oznajmił, bo wcześniej zapomniał jej o tym napisać. - Kuba? Który Kuba? - zerknęła na telefon, a potem w zielone oczy chłopaka. - Jankowski. Tylko jedną noc. - dodał i objął ją ramieniem, całując ją delikatnie w skroń. - Spoko, luz. Zaraz się zbieram na koncert, potem pewnie podjadę do pracy, bo mamy fajne efekty podczas dzisiejszej imprezy, a potem prosto do łóżka. Możecie grać, pić i gadać do woli. - nawiązała do ostatniej wizyty wesołej ekipy. Dzięki temu, że sypialnia była na końcu korytarza, daleko od salonu w którym urzędowali, to kompletnie jej nie przeszkadzali. Obudziła się wtedy dopiero nad ranem, kiedy jeszcze wstawiony Kuba usiłował się do niej dobierać, ale na szczęście szybko go zmogło i zasnął, roztaczając wokół siebie silną woń whiskey. - Na jaki koncert idziesz? - zapytał, bawiąc się końcówkami jej włosów. - Kartky. Gdzieś w centrum. - wyświetliła na telefonie swój bilet, a później sprawdziła dojazd komunikacją miejską. - Z czego ryjesz? - trąciła chłopaka ramieniem, bo zaczął rechotać na cały głos. - Serio? - upewnił się, znowu zanosząc się śmiechem. - Nie widzę w tym nic zabawnego. - posłała mu poirytowane spojrzenie znad ekranu. - Po pierwsze, nie rozumiem po cholerę kupowałaś bilet, ale pewnie masz na to jakieś swoje mądre uzasadnienie. - złapał ją za nadgarstek jak tylko zacisnęła dłoń w pięść. - Po drugie. - skrzyżował jej ręce trzymając je w mocnym uścisku. - Kuba Jankowski to Kartky. - wyjaśnił jej, ponownie wybuchając śmiechem. - Jezu, zabawne. Faktycznie. Sorry, ale z prawdziwych imion twoich kumpli po fachu to mogę wymienić może trzy czy cztery. Te wasze wszystkie ksywy. - przewróciła oczami, przesiadając się na jego kolana. - Twoja jeszcze jako tako jest do skojarzenia, ale co ma Igor wspólnego z Reto czy Guzior z Matim? A Kartky z Kubą? - ścisnęła udami jego nogi, posyłając mu rozeźlone spojrzenie. - Pojadę z tobą. - oznajmił, puszczając mimo uszu jej uwagi. - Nie musisz. Poradzę sobie. - fuknęła, bo chciała po prostu iść na koncert i pobawić się przy piosenkach, które miała zapętlone w Spotify, a nie wzbudzać zainteresowanie. - Nie marudź już. - podrzucił ją na kolanie i puścił jej nadgarstki, zjeżdżając dłońmi na jej talię.
Kubie na szczęście udało się ją udobruchać i chwilę przed 21 wysiedli z Ubera tuż pod drzwiami klubu. Que naciągnął bardziej czapkę z daszkiem i mocno chwytając jej dłoń skierował się prosto do wejścia. Ochroniarz akurat miał wpuszczać kolejna grupę fanów, ale skinął głową Kubie i wpuścił ich w pierwszej kolejności. Odebrali od dziewczyny przy kontuarze żółte opaski i pokonali kilka schodków w dół, wchodząc do dosyć ciemnej sali, nieznacznie rozświetlonej czerwonymi lampami ledowymi. - Rany. - Lisa rozejrzała się po wnętrzu, które przypominało jej jakiś awangardowy lokal we wschodnim Berlinie. - No cóż, to nie twoje wymuskane miejsce pracy. - zaśmiał się jej do ucha, kiedy mijali bar. - Hmm, ma swój klimat. - przyznała, zerkając na zegarek. Większość osób zgromadziła się już w drugiej sali i tylko pojedyncze osoby siedziały na drewnianych ławach, popijając butelkowane piwo. Que zaprowadził ją na backstage, gdzie przed wejściem ochroniarz oświetlił ich ręce, aby sprawdzić opaski i dopiero wtedy uchylił czerwoną kotarę. Lisa trzymała się krok za Kubą, który zaczął witać się z ludźmi w małym pomieszczeniu. Uśmiechała się, kiwając głową, ale nie spieszyła sie do zapoznawania sie z każdym, kogo nie kojarzyła. I tak nie miała pamięci do imion, a były to dla niej przypadkowe osoby, które może jeszcze kiedyś przemkną jej na jakimś koncercie. - Kuba, moja narzeczona Lisa. A to jest Kartky. - przedstawił ich sobie, a dziewczyna modliła się, aby nie przytoczył ich rozmowy z mieszkania. - Cześć, miło poznać. - posłała ciemnemu blondynowi uśmiech i wsunęła dłoń do tylnej kieszeni spodni Que. - Tyle o tobie słyszałem, a dopiero teraz cię spotykam. - uścisnął jej dłoń i pocałował w policzek. - Nie wiem od kogo, ale jak od tego tutaj, to pewnie same głupoty. - mrugnęła, ściskając pośladek chłopaka. - Same dobre rzeczy. Słyszałem, że będziesz zajmować się Miłoszem. Nagrywam z nim numer niedługo. - zerknął na zegarek, a dj właśnie ich minął, aby rozgrzać publiczność. - Może zobaczymy sie w studio. - wzruszyła ramionami, ale gdzieś w głębi cieszyła się, że nie została skojarzona tylko z tego, że jest z Que. - Idę do toalety, widzimy się później. - przeprosiła ich i przechodząc między ludźmi odnalazła łazienkę. Przejechała wzrokiem po czerwonych ścianach ozdobionych bazgrołami wykonanymi czarnym lub srebrnym markerem i z myślą, że czuje się jak w kiepskim burdelu załatwiła swoje potrzeby. Poprawiła jeszcze pomadkę, przeglądając się w dużym lustrze nad umywalką i w drodze powrotnej zrobila kilka zdjęć lokalu, wysyłając je od razu do znajomych z pracy.
Po wrzawie jaka powitała ją po wejściu na salę zorientowała się, że Kartky znalazł się już na scenie. Wyczuła unoszącą się w powietrzu przyjemną woń trawki. - Tu jesteś. - poczuła silne ramiona obejmujące ją od tylu i wilgotne wargi składające pocałunek na jej karku. - A gdzie miałabym być? - roześmiała się, zaciągając się mocniej powietrzem. - Zajarałabyś co? - jego oddech przyjemnie połaskotał jej ucho. - Żebyś wiedział. Jak ogarniesz coś na wieczór to odpowiednio ci się odwdzięczę. - zażartowała, znacząco poruszając biodrami i przylegając pośladkami do niego. - I tak bym cię przeleciał. - zjechał dłońmi na wewnętrzną stronę jej ud. - Przestań, nie tutaj. - upomniała go, nadeptując na jego stopę, aby cofnął się na koniec sali. - Teraz się bawię. - oznajmiła, podrygując w rytm muzyki, pod nosem śpiewając razem z Kartkym.
Zobaczysz gwiazdy na zimnej podłodze gdy zwiążę ci ręce i nagramy film
- Na podłodze jeszcze cię nie wiązałem. - przejechał wargami po jej szyi, kiedy dziewczyna głośno wyśpiewała tekst utworu. - Wszystko przed tobą. - odwróciła się do niego. - Poza tym „nagramy"? Planujesz trójkącik? - posłała mu znaczące spojrzenie i uciekła w tłum skaczących ludzi, aby mieć trochę z tego po co przyszła na koncert. Wsunął ręce do kieszeni i kręcąc głową obserwował bawiącą się dziewczynę. Jak zwykle, jedno cholernie proste zdanie potrafiła sprowadzić do jednego tematu, niezwykle przy tym pobudzając jego wyobraźnię.
CZYTASZ
Potrzebny
FanfictionPrzeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 god...