- Chyba rzeczywistość mnie po prostu uderzyła. - szepnęła po dłuższej chwili. Kuba uniósł głowę, czekając na kolejne słowa. Bal się odezwać, bo nie chciał, aby dziewczyna znowu zamknęła się w sobie. - Żyłam w szczęśliwej bańce, naszej bańce. Wszystko było nasze. - kontynuowała, skupiając wzrok na rogu poduszki, który skubała. - Nagle nie jest już tylko nasze. Dotarło do mnie, że to nie bajka, tylko rzeczywistość. Że to wszystko jest realne, że naprawdę jestem twoją narzeczoną. - mówiła powoli, próbując znaleźć odpowiednie słowa, ale i tak miała wrażenie, że bredzi bez sensu. Kuba ważył w myślach to co właśnie powiedziała. - Ale... to chyba nie znaczy, że myślisz, że popełniłaś jakiś błąd? Że czegoś żałujesz? - te słowa wypowiedziane na głos zabrzmiały jeszcze gorzej niż sobie wyobrażał. - Lisa? - ścisnął jej ramię, gdy milczała. - Myślisz tak? - zapytał zachrypniętym głosem, ponieważ miał ściśnięte gardło. - Nie wiem. - powiedziała w końcu, co wcale go nie uspokoiło. Kuba podniósł się na łokciach i przeszedł nad nią, kładąc się na skraju łóżka, tak by móc spojrzeć na jej twarz. Dziewczyna pociągnęła nosem i otarła go wierzchem dłoni. - Nie dzieje się to wszystko za szybko? - zapytała, sama nie wiedząc jakiej odpowiedzi oczekuje. - Tak uważasz? - odpowiedział pytaniem. - Odpowiedz mi. - poprosiła go. Omiotła szybkim spojrzeniem jego twarz i zatrzymała wzrok na jego dłoni, na wierzchu której ciągle miał resztkę zaschniętej krwi. - Nie rozumiem dlaczego mielibyśmy się przed czymkolwiek powstrzymywać, skoro wszystko dzieje się naturalnie i dobrze nam z tym. Mi jest z tym cholernie dobrze. Mam nadzieję, że tobie też. - dotknął jej podbródka i z nadzieją spojrzał jej w oczy. - Przytłaczyło mnie to wszystko. Tak nagle. - szepnęła, ponownie uciekając wzrokiem. - Może powinniśmy sobie zrobić przerwę? Upewnić się.... - nie dokończyła, bo chłopak zerwał się z łóżka i zaczął krążyć po pokoju. - Czy ty siebie słyszysz?! - zapytał podniesionym głosem. Jej słowa wyraźnie go zszokowały. Poczuł się jakby ktoś go spoliczkował. Ba. Jakby poturbował go, uszkodzając wszystkie narządy wewnętrzne. - Pytam się, czy ty siebie słyszysz? Nie masz wrażenia, że bredzisz od rzeczy?! - ponownie uderzył pięścią w ścianę. Dziewczyna skuliła się, zaciskając powieki. - Kuba, proszę cię. - podniosła się, owijając się ciaśniej kołdrą, którą miała na ramionach. - To ja ciebie proszę. Zlituj się i przemyśl to co mówisz. Chcesz przerwy?! Chcesz?! - krzyknął, nie do końca już panując nad swoimi emocjami. - Przecież ty nawet zasnąć sama nie potrafisz tylko koczujesz na kanapie pod moją nieobecność! - parsknął śmiechem. Była to dla niego wręcz absurdalna sytuacja. Nie zdawał sobie sprawy, że jego donośny głos był słyszalny nawet w salonie, dopóki nie rozległo się pukanie. Drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzał Krzysiek. Omiótł spojrzeniem wściekłego Kubę i zapłakaną Lisę, która siedziała skulona na łóżku. Po ostatnim wybuchu chłopaka zaczęła cicho szlochać i aż trzęsła się, gdy krzyczał. - Kuba, co tu się dzieje? - zapytał, wchodząc do środka. Był wstawiony, ale kontaktował chyba najbardziej z całego towarzystwa bawiącego się za ścianą. Que zabrakło słów, więc tylko parsknął wyrzucając ręce w powietrze. - Nic, Krzysiek, wracaj do reszty. - Lisa wydusiła z siebie, rogiem materiału wycierając łzy. - Nic się nie dzieje! Oczywiście! Może jednak przyznasz się jakie głupoty opowiadasz?! - krzyknął, wyrywając się, gdy przyjaciel złapał go za ramię z zamiarem uspokojenia go. Spojrzał pociemniałymi oczami na dziewczynę, która zamarła. Jeszcze nigdy nie widziała Kuby w takim stanie - agresywnego i wściekłego zarazem. - Kuba, przestań. Opanuj się. - Krzysiek spojrzał na przestraszoną Lisę. - Wyjdźmy stąd, porozmawiajmy. - nie poddawał się, jednak przyjaciel zignorował jego próby. - Czy ty nie widzisz w jakim ona jest stanie? - syknął do niego, łapiąc go za kark. - Widzę! Kurwa, Krzychu, widzę! Myślisz, że mi z tym dobrze? Nie! Jest mi kurewsko źle! - krzyknął, a pod koniec głos mu się załamał. Lisa podniosła się z łóżka, ale nogi miała jak z waty. - Proszę cię. Zostaw nas. - spojrzała Krzyśkowi w oczy. - Nic się nie stanie. - nie wiedziała czy bardziej próbowała przekonać siebie czy jego. Widziała jak brunet zatrzymał wzrok na jej szyi, więc poprawiła kaptur i podciągnęła kołnierz bluzy. - Jesteś pewna? Znam go i... - chłopak był ewidentnie zmartwiony, tym bardziej zawahał się po ujrzeniu sinych śladów na jej szyi. - Tak. - powiedziała tak zdecydowanie jak tylko mogła. - Jestem obok. - obrzucił ich długim spojrzeniem, ale ostatecznie opuścił pokój. - Nie pozwolę ci odejść tak łatwo. - podszedł do niej, a dziewczyna cofając się wpadła na ścianę i przylgnęła do niej plecami. - Nie po tym wszystkim co przeszliśmy. - ścisnął jej policzki i zmusił, aby spojrzała na niego. - Rozumiesz? - drugą rękę oparł o ścianę na wysokości jej głowy, uniemożliwiając jej wywinięcie się. Zamknęła oczy, ale Kuba tylko mocniej zacisnął palce. - Patrz na mnie jak do ciebie mówię. - upomniał ją. Z trudem przełknęła ślinę i złapała go za nadgarstek. - Masz rację. Przerwa nie pomoże, bo nie umiem bez ciebie. - wykrztusiła w końcu, gdy zabrał rękę. - Nie umiem sobie wyobrazić życia bez ciebie i mnie to przeraża. - przyznała mu rację, próbując odsunąć się od niego, jednak przyparł ją do ściany swoim ciałem. - Boję się, że cała ta bańka kiedyś pryśnie, a ja się rozpadnę na milion kawałków. - szepnęła drżącym głosem. Zagryzła wargę, błądząc spojrzeniem po jego twarzy. Miała wrażenie, że przez te kilkanaście minut postarzał się o kilka lat. Wyraźnie widziała jego zmarszczki wokół oczu, jego pulsującą ze złości skroń. Wstrzymała oddech, gdy położył dłoń na jej szyi i zaczął kciukiem gładzić skórę. - Niech nikt inny nie próbuje nawet patrzeć w twoim kierunku. Jesteś moja. - podkreślił. - Szczęśliwa, uśmiechnięta, wkurzona, zagubiona czy w rozsypce, ale moja. - dodał, na co Lisa skinęła głową. - Połóż się teraz, musisz odpocząć. - zadecydował i odsunął się, patrząc jak dziewczyna bez słowa kładzie się na swojej części łóżka. Sam usiadł na jego skraju i obserwował ją dopóki nie zasnęła.
CZYTASZ
Potrzebny
FanfictionPrzeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 god...