CH

615 32 11
                                    

- Bydlę. - mruknęła pod nosem, ściągając z siebie rękę śpiącego Kuby i wstała z łóżka. Późno poszła spać, bo kiedy chłopak już chrapał w najlepsze po wzięciu co jego to przypomniała sobie, że musi rozwiesić pranie. - Słyszałem to. - przetoczył się na plecy i zakrył twarz ręką, osłaniając oczy od światła zapalonego przez Lisę. - I dobrze. - skwitowała wychodząc do łazienki. Była niewyspana, a w dodatku zła na siebie, że mu wczoraj uległa, ale było ciężko pozostać jej obojętną na to jak mocno ją wziął, spędzając później długi czas na pieszczeniu każdego centymetra jej ciała. Na wspomnienie tych chwil poczuła aż miły skurcz w brzuchu, który tylko pogłębił jej irytację swoją osobą i reakcjami. Łatwa jesteś, jeszcze się do tego nie przyznałaś? Poranna toaleta zajęła jej niecałe pół godziny, bo nie zawracała sobie głowy makijażem czy układaniem włosów, przez co zyskała więcej czasu na spakowanie się. - Leniu śmierdzący! Wstajesz? Musimy być na lotnisku za półtorej godziny. - była już praktycznie gotowa do wyjścia, a chłopak nawet nie zmienił pozycji zapadając w drzemkę po tym jak opuściła sypialnię. - Kobieto, daj żyć. O, dzień dobry. - głupio uśmiechnął się pod nosem, gdy zobaczył swój poranny wzwód. - Jeszcze do penisa będzie gadał. Daj mi Boże cierpliwości. - wzniosła oczy do nieba i złożyła ręce jak do modlitwy. - Ktoś tu się chyba nie wyspał. - stwierdził wstając z łóżka i podszedł do niej, próbując pocałować ją, jednak jego wargi wyładowały na jej policzku. - Jeszcze śmiesz to komentować? - spojrzała na niego z niedowierzaniem i po prostu przyrżnęła mu w nagi pośladek. - Taaak, jeszcze raz. - jęknął głucho, wypinając zadek na co dziewczyna nie mogła już powstrzymać głośnego śmiechu. - Idę do kawiarni po śniadanie. Chcesz coś konkretnego? - zapytała, ale w odpowiedzi usłyszała standardowe „coś dobrego", więc nie drążyła tematu i wyszła z mieszkania, wcześniej upewniając się, że Kuba dotarł pod prysznic. Dotarli na lotnisko 45 minut przed odlotem i okazało się, że leci z nimi Dawid oraz Maciek, który nie mógł sobie odpuścić wypadu do Amsterdamu. - Aaaa, Maciejka! Będę miała towarzystwo! - wyraźnie ucieszyła się na jego widok, mocno się do niego przytulając na dzień dobry. - Co ty taka wylewna z rana? - zażartował i pocałował ją w policzek. Co prawda zaplanowała sobie już co będzie robić w mieście podczas gdy Kuba będzie w studio lub na spotkaniach, ale z radością wzięła pod uwagę towarzystwo starszego Grabowskiego. - Tylko żebym nie musiał was odbierać z posterunku czy coś. - mruknął Kuba, który miał już przed oczami najgorszy finisz ich rozbijania się po Amsterdamie. - Jasne tato. - dziewczyna zasalutowała mu wywołując śmiech u dwóch pozostałych chłopaków i nachyliła się do Maćka szepcząc mu coś na ucho. - Dobre, dobre. Wchodzę w to! - na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech i przybił jej piątkę. - Mamy ich z głowy. Kawa? - Que rozejrzał się za najbliższą kawiarnią, po czym w towarzystwie Dawida udał się w jej kierunku. Było dobrze po 13.00, kiedy zajechali w końcu do portowego hotelu Moxy. - A teraz patrz na to. - Kuba szturchnął Szynola w ramię, kiedy przekroczyli próg budynku. Lisa zaczęła wręcz piać z zachwytu nad wystrojem holu, części wspólnych i recepcji. Każdy fotel, biurko, gadżet aż mówiły do niej. - Zaraz zarządzi domowe rewolucje. - szeroko uśmiechnął się, a dosłownie sekudnę później dziewczyna zaczęła się głośno zastanawiać czy obsługa będzie wiedziała skąd są te metalowe wiszące fotele. - Dank je! Prettige dag! - Lisa pożegnała się z recepcjonistką i skierowała się do windy. - Ja cię bardzo przepraszam, ale w ilu ty językach mówisz? - Maciek spojrzał na nią jak na ufoludka, gdy weszli do windy. - Kiedyś miałam zajawkę i sama się uczyłam niderlandzkiego. Taka mieszanina angielskiego i niemieckiego, ale niewiele już pamiętam. - wzruszyła ramionami i przejrzała się w lusterku. Miała nieco zaczerwienione oczy od suchego powietrza w samolocie, ale nie przejmowała się tym, bo była przekonana, że pogłębi ten stan pierwszym wypalonym skrętem w swoim ulubionym coffe shopie. - Jarasz się jak pochodnia. - zażartował Kuba, kiedy znaleźli się w swoim pokoju. - Jarać to ja dopiero będę. - oznajmiła z szerokim uśmiechem i podeszła do okna podziwiając widok na portowe miasto. - W to nie wątpię. - przewrócił oczami i otworzył walizkę. Chwilę zajęło mu wybranie ciuchów na spotkanie, co dziewczyna wykorzystała na zrobienie makijażu i ogarnięcie włosów, które żyły własnym życiem po niedokładnym wysuszeniu. - Denerwujesz się? - zapytała obserwując chłopaka, który już drugi raz zmieniał koszulkę. - Nie wiem. Może trochę. - podrapał się po głowie, wyraźnie zakłopotany. - Udzieliło mi się twoje myślenie co będzie gdy... - westchnął i przetarł twarz dłońmi. Usiadł obok niej i dotknął jej podbródka, jakby szukając wsparcia w jej radosnych oczach. - Jak sam mówiłeś, to tylko spotkanie. Co będzie to będzie. - położyła dłoń na jego udzie, żeby uspokoić jego chodzącą nogę.  - Ej, Quebonafide, kto da radę jak nie ty? - przesiadła się na jego kolana i wzięła jego twarz w dłonie. - Mordo, mówię do ciebie. - upomniała go, bo widziała, że na chwilę odleciał myślami. - Jestem, jestem. - potrząsnął głową i położył dłonie w jej talii. - Po pierwsze... zdejmij to coś z zębów. - wystawiła dłoń, na której chwilę później znalazła się złota nakładka. - Po drugie, tamten golf wyglądał lepiej. - pociągnęła za brzeg koszulki, którą miał na sobie i ściągnęła ją, kiedy posłusznie uniósł ręce. - Mam nadzieję, że chociaż wieczór spędzimy razem. - musnęła go w zarośnięty policzek, a później zaciskając palce na jego karku trafiła na usta. - Jak nie dzisiaj to jutro na pewno. - zapewnił ją, kiedy przejechała dłońmi po jego nagiej klatce piersiowej. Zerknął na zegarek i wstał, zsuwając dziewczynę ze swoich kolan. - Muszę się zbierać. Odezwę się jak będzie po wszystkim. - oznajmił i wciągnął na siebie golf. Dołożył do tego jakiś złoty łańcuch, na co dziewczyna przewróciła oczami, ale już nie odezwała się słowem. - Tylko grzecznie, tak? - pocałował ją w czoło, kiedy żegnali się przed hotelem. - Zobaczymy. - mrugnęła do niego i kiedy odwrócił się, żeby wsiąść do taksówki to kopnęła go jeszcze w tyłek na szczęście. - Chodź. Miasto czeka. - pomachała jeszcze chłopakom i wzięła Maćka pod ramię. 

PotrzebnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz