D

877 52 0
                                    

Okazało się, że jej obecność w pracy od godziny 8:00 była zbędna, bo organizator sam kierował gości do odpowiedniej sali, a na szatni także pojawił się pracownik. Przeczekała do 9:00 i poszła do biura, wiedząc, że przyjaciel jest już w pracy. - Dzień dobry. - uśmiechnął się na jej widok. - Idziesz zajarać? - zapytała stukając o dłoń paczką papierosów. Chłopak skinął głową i wyszedł za nią. - Co tam? Wyglądasz jakbyś chciała coś powiedzieć. - oczekująco uniósł brwi, gdy wyszli na zewnątrz. Obserwował jak dziewczyna odpala papierosa. - To był dziwny wieczór. - stwierdziła na początek. Krótko streściła mu, kto był na kręglach, ale pominęła wątek z powrotem do domu. - Trzeba było go zagadać o koncert u nas - roześmiał się. - Ofiara z ciebie. - dalej żartował z niej. Powiedziała w jego stronę bezgłośne spierdalaj i głęboko zaciągnęła się. Zaczął jej opowiadać o swoim weekendzie, ale dziewczyna zajęła się swoim telefonem. - Słucham cię, słucham. - mruknęła, gdy zorientowała się, że przestał mówić. Przeniosła wzrok na jego twarz. - Kobieto, ty kontaktujesz w ogóle? - upewnił się, bo widział po niej, że była niewyspana, a resztki porannej energii z niej wyparowały w ciągu tych kilku minut. 

Kiedy wróciła na recepcję jej wzrok padł na dwa srebrne sygnety leżące na blacie. - Położyłem Ci tam jakieś pierdoły, ktoś zgubił na ostatnich torach. Pewnie jakiś alfons. - usłyszała rechot chłopaka z serwisu sprzątającego. - Pewnie tak, bo mało tu takich? - zaśmiała się krótko i odłożyła je do koszyczka z karteczką którego dnia zostały odnalezione. Powoli zaczęły rozdzwaniać się telefony, jednak wstrzymała się z ich odbieraniem, skoro centrum otwierało się dopiero o 12:00. Odpisała na zaległe maile, wpisała dyspozycyjność na kolejny tydzień i pokręciła się bez celu porządkując papiery. Telefon znowu się rozdzwonił i zauważyła kolejne, chyba już szóste połączenie, z tego samego numeru. - Dzień dobry, Lisa przy telefonie. Jesteśmy czynni od 12:00. - oznajmiła zrezygnowana. Oczekiwała z drugiej strony jakiegoś głupiego pytania, które zdecydowanie nie było pilne. - Dzień dobry, byłem wczoraj ze znajomymi na kręglach i zgubiłem biżuterię. Czy coś się może nie znalazło? - usłyszała w słuchawce. - A co konkretnie? - zapytała podchodząc do koszyczka ze znalezionymi rzeczami. Obracała w palcach jeden z sygnetów, słuchając jak mężczyzna je opisuje. - Znalazły się. Można je odebrać w recepcji w godzinach otwarcia lokalu. - oznajmiła i niemal usłyszała ulgę po drugiej stronie. - Super, dzięki. A mogę podjechać w ciągu 30 minut? Będę akurat przejazdem, a skoro Pani jest już na miejscu... - zaczął negocjować wcześniejszy odbiór. - Jasne, wyjątkowo. Zapraszam od bocznego wejścia, ochroniarz mnie powiadomi jak Pan się pojawi. - oznajmiła i podziękowała za rozmowę. Nie minęło więcej niż 10 minut, gdy zadzwoniła ochrona. Zrzuciła połączenie, wzięła zguby i ruszyła w kierunku drzwi. Centrum już powoli zaczynało się budzić do życia, kelnerzy ustawiali stoliki pod rezerwacje i rozkładali menu. Ochroniarz wskazał kciukiem gościa stojącego tyłem do drzwi. Uchyliła je i zawołała mężczyznę. - O. - wyrwało jej się, gdy zobaczyła swojego wczorajszego kierowcę. - A więc, Lisa? - uniósł zabawnie brwi, a w kąciku jego ust czaił się uśmiech. Kiwnęła głową i wyciągnęła otwartą dłoń z sygnetami. Przypomniał się jej komentarz chłopaka z serwisu sprzątającego na temat domniemanego właściciela i parsknęła śmiechem. Quebo ściągnął kaptur i spojrzał na nią pytająco. Założył sygnety na palce i sięgnął do kieszeni kurtki. Wyglądał jakby się chwilę wahał, ale w końcu wyciągnął w jej kierunku płaskie pudełko. - Dla Ciebie za znalezienie i przechowanie - powiedział podając jej płytę. - Ohh, szkoda, że nie kawa, albo chociaż czekoladki. - zażartowała. - Przyda się, jak nam sieć padnie i będę musiała puszczać muzykę z płyt. - skomentowała biorąc od niego prezent. Zauważyła na okładce jego podpis. - Oj, przepraszam. Teraz jest więcej warta, więc chyba zasługuje na specjalne miejsce na półce. - dodała. Mężczyznę rzadko ktoś wybił z rytmu i zawsze miał odpowiedź na wszystko, ale nie tym razem. - Żarciki cię z rana trzymają. - ostatecznie stwierdził fakt. - Wyspałaś się? - zmienił temat, gdy dziewczyna objęła się ramionami. - A nie widać? - spojrzała na niego rozbawiona. Nie no, rozmowa pierwsza klasa. Klei się jak kanapka z  żółtym serem bez masła. - Mam nadzieję, że wszyscy pracownicy tutaj są tacy zaradni jak ty, ale oby byli bardziej przyjaźni. - powiedział pocierając dłonie o siebie, żeby je rozgrzać. Nawiązał oczywiście do wczorajszego momentu, gdy obserwował ją robiącą kilka rzeczy jednocześnie. Dziewczyna stała na dworze bez żadnej kurtki, tylko w czarnej koszuli. - Idź, bo zmarzniesz. Do widzenia. - powiedziała i zniknęła wewnątrz budynku. Zerknęła jeszcze przez ramię i zauważyła jak wsiada do auta.

Reszta zmiany minęła jej szybko, bo był to jeden z tych dni, gdzie niby nic się nie dzieje, ale dużo jest do zrobienia. - Gotowa? - usłyszała głos przyjaciela, gdy wylogowywała się z pracy. - A jedziesz do domu? - zapytała nieco zdziwiona, bo od kiedy pojechał na święta do rodzinnego domu, to jeszcze nie zawitał do mieszkania. - Mamy inne plany. - uniósł brwi. - Nie. Nie odwołałaś chyba? - powiedział nagle, a na jego twarzy malowało się rozczarowanie. Dziewczyna poszła na zaplecze i wzięła kurtkę. Spojrzała na niego pytająco, którymi drzwiami wychodzą i skierowała swoje kroki za nim do głównego wyjścia. - Uber będzie za 3 minuty. - oznajmił zerkając na telefon. W tym momencie dziewczynę olśniło. Miała dzisiaj pierwszą wizytę u psychiatry, a on postanowił zadbać, żeby tym razem na nią dotarła. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale dała sobie spokój. Zagryzła wargę. Zaczęła się denerwować. Miała wrażenie, ze spadła na całkowite dno, skoro idzie do psychiatry. Naciągnęła rękawy na dłonie i podeszła za przyjacielem do auta, które właśnie podjechało. - Ej, to nic strasznego, pogadasz sobie, dostaniesz magiczne tabletki... - szturchnął ją łokciem w ramię, gdy wsiedli do auta. - Jasne... - westchnęła. Milczała całą drogę, a chłopak nie chcąc się jej narzucać zajął się swoim telefonem.

PotrzebnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz