Następnego dnia, po przebudzeniu wysunęła się ostrożnie z jego objęć i poszła wziąć długi gorący prysznic. Uśmiech bez przerwy czaił się w kącikach jej ust, a myśli krążyły wokół Kuby. - Chodź tutaj, na spacer, ale już! - głośnym szeptem powstrzymała psa przed wejściem do sypialni i wskazała drzwi wejściowe. Narzuciła na siebie kurtkę, stopy wsunęła w mocno już znoszone, ale wciąż wygodne air maxy i wzięła klucze. Wymknęła się z mieszkania i zabrała psa na długi spacer wokół osiedla, który zakończyła wizytą w piekarni, gdzie je mogła sobie odmówić kupienia świeżej chałki. - Brudasie ty. - zaśmiała się do psa, który tuż przed wejściem do klatki przespacerował po najbardziej zabłoconym miejscu. - Wycieraj łapy, co się patrzysz. - wiedziała, ze pies i tak nie zareaguje, ale lubiła czasem do niego mówić. W mieszkaniu zanim spuściła go ze smyczy, to kucnęła przy nim i wytarła mu łapy ręcznikiem. - Lisa? - z sypialni dobiegł ją głos zaspanego Kuby, który właśnie gwałtownie usiadł na łóżku, gdy nie wyczuł dziewczyny leżącej obok siebie.- Zaraz przyjdę! - odkrzyknęła i przygotowała psu porcję mokrego pokarmu. Zrobiła dwie kawy, chałkę pokroiła w grube kromki, suto smarując je masłem i miodem i z jedzeniem na drewnianej tacy przeszła do sypialni. - Bry. - uśmiechnęła się do potarganego Kuby i postawiła jedzenie na stoliku. Weszła na kolanach na materac i delikatnie go pocałowała. - Śniadanie przyszło. - oznajmiła. - Bardzo smaczne to śniadanie... - zaśmiał się w jej usta i przedłużył pocałunek pociągając dziewczynę na siebie. - Nie chce pić zimnej kawy. - zagryzła delikatnie jego wargę i usiadła na brzegu łóżka. Podała chłopakowi jego kubek i wzięła się za jedzenie. - Zaskoczyłaś mnie wczoraj... - zaczął, ale Lisa weszła mu w słowo. - Wierz mi, że siebie tez. - oblizała palec wskazujący, na którym miała odrobine miodu. - Mam co innego na myśli, bo przecież nie bierzesz tabletek antykoncepcyjnych. - chrząknął znacząco, a Lisa dłużej zatrzymała na nim wzrok. - Halo, słyszysz mnie? - pomachał jej dłonią przed twarzą. - Nie bierzesz, prawda? - upewnił się, jednocześnie obserwując przerażoną minę dziewczyny. - Idiotka ze mnie. - stwierdziła nagle i schowała twarz w dłoniach. - Jak mogłam o tym nie pomyśleć, przecież...Jezu, Kuba. - jęknęła żałośnie i wstała z łóżka. - Po pierwsze, uspokój się. Po drugie, skończ śniadanie, na spokojnie znajdź otwarty gabinet i pojedziemy do lekarza po receptę. - wyciągnął do niej rękę, ale dziewczyna potrząsnęła głową. Momentalnie straciła apetyt, a dodatkowo ogarnął ją niepokój, którego już dawno nie czuła. - Receptę? - powtórzyła za nim zduszonym głosem. - Przepraszam, nie powinienem decydować, myślałem, że... - odrzucił kołdrę i wstał do dziewczyny. - Hej, spójrz na mnie. - dotknął jej podbródka. - Zatrzymaj swoją wyobraźnię, bo jestem przekonany, że galopuje jak szalona i powiedz mi co chcesz zrobić. - mówił do niej rzeczowym tonem, jednak po jej minie widział, że jej myśli już powędrowały daleko w przyszłość. - Jedźmy po receptę. - powiedziała w końcu i wzięła telefon do ręki, aby znaleźć czynny w niedzielę gabinet. Chłopak jeszcze chwilę ją obserwował, aż w końcu pospiesznie ubrał się i wziął kluczyki od samochodu. - Chodź. - podał jej kurtkę i czekał cierpliwie aż się ubierze. Kiedy wsiedli do auta spojrzał na wyszukany przez dziewczynę adres i wyjechał z parkingu w odpowiednim kierunku. Przez całą drogę Lisa nie odezwała się nawet półsłówem, a Kubą tylko z troską zerkał na nią. Przeklinał się w myślach, ze wczoraj dał się ponieść emocjom i nie zadbał o odpowiednie zabezpieczenie, przez co naraził ją na niepotrzebny stres. Parkował właśnie pod prywatną kliniką, gdy dziewczyna nagle parsknęła śmiechem. - Wszystko ok? - zapytał unosząc brwi, bo wyraźnie go zaskoczyła. - Tak, przepraszam. - wypuściła głośno powietrze i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Emocje już z niej nieco zeszły, była w stanie nawet trzeźwo myśleć. - Przyda ci się. - podał jej portfel, który wziął z jej torby tuż przed wyjściem z mieszkania. Pocałował ją w policzek wsuwając do jej dłoni swoją kartę płatniczą i usiadł w fotelu w poczekalni, gdy Lisa rejestrowała się na wizytę. Na szczęście lekarz był dostępny od ręki i po niespełna kwadransie wyszła z gabinetu z receptą w dłoni. Dopiero w trzeciej otwartej aptece udało się im zrealizować receptę i mogli wrócić do domu.- Przecież to powinno być dostępne bez recepty. - skomentowała głośno, gdy poirytowana czytała ulotkę. - Powinno. Tak jak facet powinien być odpowiedzialny. - mruknął pod nosem, kiedy zajechali pod klatkę. - Kuba.,. - westchnęła i rzuciła mu tylko dłuższe spojrzenie. - Nie tak sobie wyobrażałem ten poranek. - dodał, wysiadając z auta. W milczeniu wjechali windą na górę. Lisa zsunęła buty ze stóp i przeszła do salonu po butelkę z wodą. Oby to tylko naprawdę zadziałało. Bez wahania połknęła tabletkę i wyrzuciła opakowanie do śmieci. - Skończysz oglądać ze mną serial? - zapytała, gdy przysiadł na kanapie. - House of cards? - zapytał, kiedy włączyła telewizor. - Tak, dla zasady chcę skończyć, ale do dupy ten ostatni sezon. - sięgnęła po szarą narzutę i zarzuciła sobie na ramiona. Kuba poklepał swoje udo, zachęcając ją, aby ułożyła się z głową na jego kolanach. Pocałowała jego dłoń i podłożyła ją sobie pod policzek, wtulając w nią twarz. Zostały im dwa odcinki do końca, ale dziewczyna była już wyraźnie znudzona i przekręciła się na plecy. - Zawieziesz mnie jutro do pracy? Chciałabym pojechać na 7, ale tez dłużej pospać. - poprosiła go, bawiąc się jego palcami. - Jasne, pojadę od razu na siłownię. Mam też jutro trening, więc pewnie wrócę do domu później od ciebie. - skinął głową i cicho jęknął, gdy dziewczyna podnosząc się wbiła mu łokieć w udo. - Nie chciałam. - musnęła go w policzek w ramach przeprosić i wyszła na balkon, aby zapalić. - Zamówisz coś do jedzenia? Zgłodniałam. - zerknęła a niego zaciągając się papierosem. - Na co masz ochotę? - otworzył UberEats i zaczął przeglądać dostępne knajpy. - Nie wiem, kebab, pizza, a ty? Wybierz coś. - wzruszyła ramionami, bo było jej wszystko jedno. - Tylko, żeby szybko dowieźli. - dodała, a Kuba przewrócił oczami. - No co, głodna jestem. - oparła się o ścianę. - Najszybciej będzie jak się po prostu przejdę. - stwierdził i odłożył telefon. - A dokąd idziesz? Do tajskiej czy boskiej włoskiej? - zainteresowała się. - Przecież ci wszystko jedno, więc dowiesz się jak przyniosę. - skomentował i sięgnął po kurtkę. - Burgera chcę! Z bekonem i serem! - zamykał już drzwi za sobą, gdy usłyszał głośne wołanie dziewczyny. Zwątpię kiedyś, słowo daję.
CZYTASZ
Potrzebny
FanfictionPrzeciągnęła się i trąciła stopą psa śpiącego w jej nogach. Radio-budzik nie przestawał dzwonić, więc nie zostało jej nic innego, jak podnieść się z łóżka i go wyłączyć. Zegar wskazywał 6:40. Był to jej 11. dzień pracy pod rząd. Jeszcze tylko 8 god...