Nie było sensu żeby ponownie zasypiać, dlatego usiadłam na brzegu łóżka i przez chwilę wpatrywałam się w walizkę. Mogę jeszcze zadzwonić do Jaśka i powiedzieć mu że jednak nie dam rady, że się rozchorowałam albo coś w tym stylu. Boże jaka ja jestem głupia. Chcę uciec od problemu, ale dobrze wiem że to nie pomoże. Moja mama zawsze powtarzała że ucieczka od problemu go nie rozwiąże ale tylko jeszcze bardziej utrudni.
Przymknęłam oczy. Czemu wszyscy wokół mnie zawsze mają rację? To takie irytujące. Przygryzłam dolną wargę jednocześnie otwierając oczy.
Dobra nie ma co użalać się nad sobą. Trzeba wziąć się w garść i udawać że nic się nie dzieje. Akurat w tym byłam świetna. Jak mało kto potrafiłam udawać że wszystko jest w porządku kiedy tak naprawdę rozsypywał mi się świat. Jedyną pozostałością po złych dniach były blizny na lewym nadgarstku.
Powoli podniosłam się z łóżka i spojrzałam na zegarek. Pokazywał 4:21. Świetnie. Mam trochę ponad pięć godzin do odjazdu. Wpatrywałam się przez chwilę w tarczę zegara, chcąc przyspieszyć czas. Nie odniosło to jednak pożądanego skutku. Zniecierpliwiona przewróciłam oczami. Nie pozostało mi nic innego jak przygotować się do tego "upragnionego" wyjazdu. Ruszyłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarne rurki, fioletowy sweter i bieliznę. Starałam się ubierać jak tylko umiałam najwolniej. Mimo wszelkich starań i tak zajęło mi to tylko niecałe pięć minut. Nie ukrywam że trochę mnie to zdenerwowało. Wzięłam głęboki wdech i udałam się do łazienki w celu spakowania kosmetyków do kosmetyczki. To też zajęło zadziwiająco mało czasu. Zaczęłam panikować. Chyba zaraz umrę z niecierpliwości. Wrzuciłam kosmetyczkę do walizki i zeszłam do kuchni. Tam zrobiłam sobie herbatę i wróciłam do pokoju. Moi rodzice byli już w domu o czym świadczyły rozrzucone płaszcze w korytarzu.
Usiadłam przed komputerem i uruchomiłam go. Żeby nie denerwować reszty domowników, założyłam słuchawki. Odpaliłam simsy z zamiarem nagrania kolejnego odcinka z tej gry. Dzięki Bogu ta gra całkowicie mnie pochłonęła i nie zauważyłam jak czas szybko mi płynął.
W końcu moją rozgrywkę przerwało wibrowanie telefonu.
-Halo?-odezwałam się odbierając telefon.
- No cześć Sara. Jak tam gotowa do drogi?-usłyszałam wesoły głos Jaśka.
-No pewnie.-powiedziałam z udawaną radością.
-No to super. Spotykamy się za chwilę na dworcu.-odparł Jasiek i się rozłączył.
Jezu czy oni na serio nie umią się normalnie pożegnać. Wywróciłam oczami i wyłączyam komputer,oczywiście uprzednio zapisując moją grę. Wstałam z krzesła,zgarnęłam walizkę i zeszłam do wyjścia. Ubrałam kozaki oraz kurtkę i czapkę.
-Wychodzę!-krzyknęłam.
Odpowiedziała mi głucha cisza,czyli jak zawsze. Westchnęłam delikatnie i wyszłam na zimno. Skierowałam się w stronę dworca.
Droga nie zajęła mi więcej niż około piętnaście minut. Kiedy dotarłam na miejsce okazało się że Jasiek już jest na miejscu.
-Witaj piękna.-uśmiechnął się na mój widok.
-No cześć przystojniaku.-odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam go na powitanie.
Kilka dziewczyn przyglądało się tej scenie z zazdrością. Najwidoczniej były to firanki Jaśka,które wstydziły się do niego podejść. Wyglądały na niewinne dziewczęta,ale przysięgam że czułam jak ich wzrok wywierca we mnie dziurę. Odchrząknęłam delikatnie i odsunęłam się od Janka.
-Co?-zapytał widząc moją zmieszaną minę.
Ruchem głowy wskazałam na grupę firanek. Jasiek odwrócił głowę i spojrzał za siebie. Po chwili znowu spojrzał na mnie.
-Myślisz że są zazdrosnę?-zapytał z uśmiechem.
-Myślę że powinieneś do nich podejść.-rzuciłam popychając go lekko.
Janek poprawił sobie włosy i ruszył do dziewczyn, które zaczęły szeptać podekscytowane.
Uśmiechnęłam się widząc jak mój przyjaciel z nimi rozmawia.
____________________________________
Jeśli możecie to napiszcie w komentarzach jak się Wam podoba,ponieważ nie wiem czy ma sens dalsze pisanie ;-)
CZYTASZ
Tajemnica.
FanficSiedmiu chłopaków i jedna dziewczyna.Razem tworzą idealną paczkę-ekipę terefere. Wspólnie postanawiają spędzić Sylwestra,który wywrócił życie Sary do góry nogami.Florian nieoczekiwanie pocałował ją,kiedy oczy wszystkich zwrócone były ku niebu na któ...