Obudziliśmy się chyba w tym samym momencie, był ranek jeszcze trochę ciemno... za oknem sypał śnieg, według tego co Marcin mówił zostały trzy dni do Wigilii... Wigilii o której nie chciałam myśleć. Zawsze bez wyjątku spędzałam je z rodziną... w tym roku miało być inaczej. Przeciągnęłam się i ziewnęłam głośno, popatrzył na mnie jak by nie wiedział co się dzieje
-Śpij jeszcze jest 6.07 -odwrócił się do mnie plecami i nawet nie czekał na odpowiedź. W mojej głowie rodził się nowy pomysł
-Idę do toalety -miałam idealną okazję by uciec, wystarczy że Marcin by zasnął, klucze od drzwi wyjściowych są w jego spodniach... jeżeli będzie spał to nie zobaczy... jak będę się sprężać to uda mi się. Zrobiłam szybko makijaż, ubrałam się ciepło... i zabrałam się do pracy... weszłam na palcach do jego pokoju... chrapał. Śpi twardo... po cichu wyciągnęłam upragnione klucze i jak gdyby nigdy nic z pełnym opanowaniem wyszłam. Pędem puściłam się w dół do drzwi... i się udało! Otworzyłam je i przeskoczyłam przez bramę, boję się... ale dam radę... biegłam przez las... długo i właściwie nie wiedziałam już sama gdzie jestem... To moja druga próba ucieczki, bardzo długo błąkałam się po lesie i wiedziałam że Marcin już mnie szuka bo upłynęły co najmniej ze 3 godziny. W końcu zobaczyłam prześwity... i wyszłam na drogę. Wciąż byłam daleko od domu a powrót był niemożliwy bo nie miałam ani gorsza. Szłam długo drogą... wykończona. Zobaczyłam w oddali budkę dla myśliwych... niepewnie weszłam i rozejrzałam się. Było tutaj o wiele cieplej, usiadłam przy kominku i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziło mnie dwóch starszych panów
-Yyy ja bardzo przepraszam -nie wiedziałam co zrobić, patrzyli na mnie i byli bardzo w szoku
-Co ci się stało dziecko? -Nieznajomy pan przykrył mnie jakimś kocem...
-Najpierw ci damy pojeść bo źle wyglądasz -Drugi podał mi ciepłą herbatę i kanapkę z serem
-Wyziębiłaś się, masz chociaż jakąś kurtkę? -Rzeczywiście nie miałam nic.. tylko gruby sweter który niewiele dawał
-Nie... dziękuję panom ale będę się już powoli zbierać -powiedziałam
-Nie wypuścimy cię! Jesteś cała posiniaczona -zauważył starszy
-Nic mi nie jest -uśmiechnęłam się
-Uciekłaś z skądś?
-Nie... muszę już iść prze-nie dokończyłam bo do budki weszło dwóch facetów i już wiedziałam że są po mnie
-Ta pani idzie z nami! -Powiedział jeden paker
-Zostawcie ją w spokoju -straszy pan stanął przede mną i rozłożył ręce w mojej obronie
-Kurwa! Nie będziemy się powtarzać! -Drugi paker wyciągnął pistolet i wycelował w pana
-Zostawcie go! -Krzyknęłam a on mocno mnie chwycił i przyłożył broń do skroni... siłą wyprowadził mnie na zewnątrz i przekazał Marcinowi, był wściekły
-Chodź kurwo! Już ci tego nie podaruję -chwycił mnie za włosy i zaczął szarpać i bić mnie po twarzy, gdy wrzucał mnie do samochodu usłyszałam dwa strzały... NIE! NIE! NIE! zabili ich!
-Marcin! Nie nawidzę cię! Rozumiesz?! Nie nawidzę cię gnoju!!! -Zaczęłam krzyczeć na niego gdy ruszył, jego ludzie zabili moich wybawców... nie nawidzę ich. Niech mnie też zabiją... mam dość
Całą drogę się nie odezwał, gdy dojechaliśmy byłam przygotowana że weźmie mnie do mojego pokoju ale nie, skręciliśmy do piwnicy. Trzymał mnie mocno za ramię tak żebym nie mogła się wyrwać. Pomyślałam sobie -on mnie zabije, to pewne, inaczej nie prowadził by mnie tam.
-Kurwa nie podaruje ci tego -zeszliśmy po schodach i otworzył drzwi. Było to jakieś puste pomieszczenie. Wrzucił mnie tam, zgasił światło tak że zostałam sama i wyszedł. Drzwi zamknął na klucz i wiedziałam że nie uwolnię się... nie ma szans.

CZYTASZ
Porwana
Teen Fiction-I jak się z tym czujesz szmato? -złapał mnie za włosy i rzucił na podłogę -Moi ludzie cię znajdą i zginiesz w cierpieniach... Obiecuję -nie bałam się go, byłam zbyt silna by się bać. -Gdy by nie ta twoja śliczna buźka, dawno byś nie żyła! -Oczy m...