Rozdział 75

1.3K 63 9
                                    

Poniedziałek był strasznie zimnym dniem. Co prawa na dworze było 8 stopni ale odczuwalne były tylko 2. Przez to że nie mieszkaliśmy w domku w Ameryce to miasto go nie ogrzewało. Marcin przyszedł do sypialni nad piątą rano i okrył mnie grubym kocem. Pospałam w jego ramionach do 8. Później wypiłam gorącą czekoladę i zjedliśmy sałatkę owocową. Cały czas trzęsłam się z zimna.

-Nalej mi ciepłej wody do wanny proszę -bez słowa wstał i poszedł wykonać polecenie. Kiedy szamotałam się z bluzką pomógł mi ją ściągnąć.

Długo nie wychodziłam z wanny. Było mi przyjemnie

Koło 12 zjedliśmy kurczaka z rożna z warzywami... czułam się nie spokojnie, nie do końca mi odpowiadało, że jestem tu z Marcinem... niby chciałam mu wybaczyć ale czułam nienawiść. Poszłam do sypialni i długo nie wychodziłam

-Proszę, Aleks do ciebie dzwoni -położył telefon na łóżku z trybem głośnomówiącym

-No hej -powiedziałam nachylając się

-Jak się czujesz? -zapytał radośnie

-Nie jest źle... a co u was?

-Dużo pracy... dowiedziałem się że Marcina znów opętało... pobił cię tak brutalnie

-Nie mówmy o tym -chciałam uciąć temat

-Jak nie mówmy?! Mówmy... gadajmy o tym właśnie teraz

-To nie twoja sprawa -westchnęłam

-Jeśli chcesz odeślij go do Polski... a przyjadę ja...

-Aleks... ja muszę mieć kogoś przy kim nie wstydzę się rozebrać

-Wiem... temu przyjadę dopiero w tedy kiedy będziesz potrafiła już sobie radzić... będę ci coś gotował, sprzątał ... co chcesz

-To słodkie, dziękuję... przemyślę to naprawdę

-Liczę na to -wyczuwałam radość w jego głosie

-Chcę się zdrzemnąć, pogadamy później co?

-Jutro mi powiesz?

-Powiem ci w dniu jak mi bandaże ściągną

-Dobrze, dobranoc śpiochu

-Dobranoc -odpowiedziałam śmiejąc się -Marcin -zawołałam go

Gdy przyszedł do pokoju wskazałam mu głową na telefon. Zabrał go i wyszedł. Ja się położyłam i zasnęłam. Kiedy ponownie się obudziłam Marcin leżał obok i wpatrywał się w ścianę

-Nie mogę doczekać się jutra -wymamrotałam

-Wiem, chcesz żebym jechał... Aleks ma jutro lot tutaj o 10 rano... będzie na miejscu tutaj w domu koło 21

-Postanowione?

-Tak

-Proszę cię po powrocie do kraju przygotuj papiery rozwodowe -powiedziałam to na jednym tchu

-Co?! -krzyknął zaskoczony

-Nie potrafię ci ufać... nie potrafię nawet cię pokochać tak jak kiedyś...

-A dziecko?

-Będziesz się z nim widywał ile razy chcesz... ale wychowam je osobno od ciebie -po jego twarzy leciały łzy, wiedziałam że go to bolało

-Czyli zostałem sam... mój syn jest na drugim świecie a żona odchodzi przez moją głupotę...

-Nie obwiniaj się aż tak... po prostu nam nie wyszło -wstałam i wyszłam aby nie widział że płaczę

W łazience siedziałam do późna w nocy... kilka godzin, bolało mnie to tak bardzo ale moje małżeństwo się skończyło... chciałam rozwodu... i byłam tego pewna.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz