Wyjechałyśmy we wtorek w nocy o 23. Ja i mama Byłyśmy w środę o 6 rano na miejscu. Szybka kawa i siedziałyśmy w szpitalu czekając na jakiekolwiek wieści. W końcu przyszedł zmartwiony Aleks. Przywitał się z nami i widziałam że jest załamany... zresztą ja też
-Skończyli operować? -zapytał
-nie... -nie miałam siły mówić więc mama mnie wyręczała -wiesz to dziecko... ma 4 latka..
-Ma mieć 5 za dwa tygodnie mamo -odezwałam się i po moich policzkach poleciały łzy... chciałam być przy Marcinie i trzymać go na duchu
-W każdym razie to małe dziecko... i obrażenia są wyjątkowo brutalne cud że dożył operacji -dokończyła mama i w końcu nastała długa cisza.
Nagle z bloku operacyjnego wyszedł lekarz i do nas podszedł sam od siebie
-Jesteście od Tomka Olszowskiego? -zapytał z poważną miną. Lekarz w średnim wieku ubrany na niebiesko, na głowie miał jeszcze zielony czepek. Od razu wiedziałam że musiał go operować
-Tak
-A dokładnie? Najbliższa rodzina? -dopytywał się
-jestem matką -wyparowałam czując nasilający się stres
-Dobrze to poproszę panią do gabinetu
-Ale czy on przeżył? -zapytałam
-Przeżył, zapraszam panią -lekarz otworzył mi drzwi do małego skromnego gabinetu a kątem oka widziałam że Aleks od razu wyciągnął telefon aby poinformować co się dzieje
-Proszę sobie usiąść -wskazał mi krzesło po drugiej stronie biurka i zamknął drzwi a sam zajął drugie krzesło na przeciwko
-Co się z nim dzieje? -dopytywałam się
-Nie będę okłamywał że malec przeżył jednak operacja nie udała się też tak jak powinna... nic nie da się zrobić. On nie oddycha... i kwestią czasu jest kiedy kolejny krwotok się pojawi. Nie możemy nawet powiedzieć że on będzie oddychał sam kiedykolwiek.... Ma ciężki uraz mózgu... jest uszkodzony... musiał parę razy dostać z czegoś ciężkiego... Nie możecie się nastawiać na dobre informacje... pogodziłbym się raczej z tym stanem... nie da się nic zrobić mimo że walczymy. Mam nadzieję że ten bandyta zostanie złapany... -Zatkało mnie. Wiadomość że Tomek nie będzie żył była wstrząsem. Załamana wyszłam z gabinetu... usiadłam na krześle i po długiej chwili powiedziałam co się dzieje... Aleks przekazał te informacje Przemkowi i wysłał zdjęcia dokumentacji medycznej do Marcina. Byłam zła że nie pozwalał mi się kontaktować z Marcinem przez Przemka... na pewno mnie teraz potrzebuje
-Jutro po południu będzie już tutaj -w końcu dostałam dokładną wiadomość od Aleksa w związku z Marcinem
-To dobrze... -wyszeptałam
-Masz... twoja mama pojechała do hotelu odpocząć po ciężkiej podróży. -podał mi leki na uspokojenie -weź i zaśniesz... nabierzesz sił na jutro -połknęłam leki i pozwoliłam mu się odwieźć
Byłam o 18 w pokoju... mama nalegała bym coś zjadła. Ale nie miałam ochoty. Położyłam się i nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się w czwartek o 9... spałam bardzo długo. Ale jakoś nie czułam dużego przypływu energii. Na śniadanie wcisnęli mi dwie kanapki z samym masłem i kubek herbaty. Mama upierała się że nie może jechać i zostawić mnie w tym momencie samej. Obiecała że pojedzie jutro rano. O 10.30 byliśmy na oddziale dziecięcym. Lekarz prowadzący pozwolił mi wejść na chwilę
Widok Tomka leżącego na łóżku szpitalnym był przerażający. Pełno kabelków i pikających urządzeń. Chwyciłam go za rączkę. Otworzył oczy i patrzył na mnie jednak nic więcej nie potrafił... dodatkowo dobiła mnie wiadomość że jest sparaliżowany całkowicie od szyi w dół. Wiedziałam że Marcin wyda wszystkie pieniądze na jego leczenie jednak nie przywróci mu to całkowitego zdrowia. Widać było że się męczył... respirator oddychał za niego.
-Tomuś tata dziś przyjedzie do ciebie wiesz o tym? -powiedziałam przez łzy. Na te słowa otworzył oczy jak by mnie słuchał -poznajesz mnie? Zamrugaj dwa razy jeśli tak -popatrzyłam na niego i stał się cud. Lekarz twierdził że Tomek nie słyszy... jednak on zamrugał. Od razu poszłam po lekarza i tak powoli się z nim dogadywali. Jeżeli odpowiedź brzmiała tak mrugał dwa razy jeśli nie to mrugał raz.
-Chyba jednak ten mózg nie jest uszkodzony aż tak bardzo -powiedziałam patrząc na to jak go badają
-Być może... jednak on nie mówi... co jest niepokojące
-Proszę go ratować -lekarz popatrzył na mnie ze spokojem przerywając badanie
-Staramy się... ne przywrócimy mu czucia. To jest uszkodzone na stałe...
Gdy ponownie zostałam z Tomkiem sam na sam przyjrzałam się jego ranom. Jedno mnie zaskoczyło. Od razu zawołałam Aleksa
-Patrz -delikatnie odwróciłam małego na bok po czym wskazałam na ranę na plecach... dolnych plecach
-Marcin ma ją w tym samym miejscu -Aleks słusznie zauważył to co ja
-Oznacza to że cel był taki sam w obu przypadkach... Marcin też miał być sparaliżowany... jednak przeżył i nie udało się uszkodzić nerwów... Tomek był mniejszy i się im udało
-Ale dlaczego?
-Nie wiem... ustalcie to jak najszybciej -powiedziałam pozwalając z powrotem obrócić mu się na plecy
-Muszę wykonać telefon... Marcin będzie za 3 godziny o 14
-Okej
Mama czytała Tomkowi książki w czasie gdy ja odpoczywałam na krześle pijąc kawę i zastanawiałam się co dalej będzie. Nagle w drzwiach zobaczyłam Przemka
-Hej -podszedł do mnie i mnie przytulił, przywitał się następnie z mamą i z Tomkiem głaskając go po główce -Policja chce z nim pogadać, jest w stanie?
-Lekarz musi wyrazić zgodę. Gdzie Marcin? - dopytywałam się
-Lekarze go badają zaraz przyjdzie
Wyszłam na korytarz i po 10 minutach zobaczyłam Marcina wychodzącego z windy o kulach. Widziałam że jest wściekły i załamany. Na jego widok rzuciłam mu się w ramiona i płakałam... on też. A Marcin nie płacze... mocno przeżywał napad na jego małego synka... co było okropne i bestialskie
-On umiera? -wyszeptał... widziałam pierwszy raz w jego oczach strach
-Marcin... -musiałam mu powiedzieć ale nie umiałam... wiedziałam że go to zaboli. Ale prawdę znać musiał. Westchnęłam -powoli...
-Nie... -popłakał się jeszcze bardziej i usiadł na krzesłach w korytarzu. Jakieś inne małżeństwo patrzyło na nas współczująco -proszę... dam wszystko za jego życie
-Marcin kasa tu nie pomoże... bądź dzielny nie ważne co by się działo. Przetrwamy... jakoś razem
-Nie zobaczy naszego ślubu... -widziałam jego łzy spływające strumieniem po twarzy
-Chodź do niego
Wszedł tam i zostawiliśmy ich samych... długo nie wychodził. W końcu po dwóch godzinach wyszedł roztrzęsiony...
-zawołajcie lekarza... -od razu pobiegłam i przyprowadziłam pielęgniarkę. Ta wezwała lekarza głównego i diagnoza była jedna i ostateczna... mały powoli umierał. Marcin gorzko płakał ja też... siedzieliśmy obok niego trzymając go za obie ręce. Byliśmy z nim... po dłuższej chwili odszedł. 18.43 czwartek 3 lutego dożywając 4 lat...
-Kochanie.... -przytulałam go mocno... -nie poddawaj się... on by nie chciał żebyś się poddał
-Zostawił mnie... mój synek mnie zostawił... ten skurwiel odebrał mu życie które dopiero zaczął...
CZYTASZ
Porwana
Teen Fiction-I jak się z tym czujesz szmato? -złapał mnie za włosy i rzucił na podłogę -Moi ludzie cię znajdą i zginiesz w cierpieniach... Obiecuję -nie bałam się go, byłam zbyt silna by się bać. -Gdy by nie ta twoja śliczna buźka, dawno byś nie żyła! -Oczy m...