Rozdział 41

2.2K 95 5
                                    

Gdy tak siedzieliśmy sobie w tej błogiej ciszy ze dwadzieścia minut dotarło do mnie że obiecałam młodemu basen... nie miałam jednak jakiejś szczególnej ochoty iść, a Marcin na szczęście chciał popracować i basen poszedł w zapomnienie.

-Co to za auto? -zapytałam siadając obok Marcina na kanapie, ściągał znowu jakieś samochody i załatwiał formalności przez internet

-Honda NSX... jak to się uda to będzie mój największy zysk jaki udało mi się dorobić -widziałam że cieszy się jak dziecko

-Czyli ile kosztuje?

-Gość chce pięćset tysięcy... a ja go sprzedam za milion dwieście... siedemset będę do przodu... to auto interesuje pewnego milionera z Rosji... problem jest taki że to jest białe a on chce czerwone więc całe trzeba malować... wyjdzie to z jakieś sześć tysięcy, i kierownice będzie trzeba dać z prawej do lewej... -westchnął a ja zdumiałam jak usłyszałam o takiej kwocie -będę musiał od rana do wieczora siedzieć w zakładzie i pilnować żeby nie zawalili... a Przemek przylatuje za jakieś dwa tygodnie popatrzeć jak nam idzie

-To ile zamierza cię nie być w domu?

-3 tygodnie... myślę że to maks... Tomka odwiozę do Lucyny... nie będziesz musiała z nim siedzieć. Zajmiesz się ślubem? -patrzył na mnie błagalnymi oczami

- A mam inne wyjście?

-Kocham cię! -wrzasnął i pocałował mnie gryząc mi wargę

-Nie zapominaj się -odepchnęłam go i zaczęłam się śmiać

-Jutro pojedziemy do banku dobra? -powiedział gdy ochłonął

-Po co?

-No... chcę żebyś miała konto bankowe ze mną... chce wspólne... będzie łatwiej proszę zgódź się

-Tak jasne i mnie okradniesz -zażartowałam

-Z tych twoich groszówek -zaczął się śmiać i mnie gilgotać

-Marcin -piszczałam -puść mnie! -wyrywałam i się śmiałam, przerwał gdy usłyszeliśmy płacz Tomka -oboje szybko poszliśmy zobaczyć co się dzieje

Marcin usiadł obok niego i go przytulił

-Cii..co się dzieje?- nagle był troskliwym tatusiem co dla mnie było bardzo dziwne... jeszcze miesiąc temu by mnie mógł zabić a teraz? Kucnęłam na przeciwko nich i złapałam małego za rękę

-hćem do do-domku -szlochał

-Tu jest twój dom skarbie -uśmiechnęłam się do niego ale on schował głowę w ramionach ojca

-Hće-hćem do ma-mamy! -płakał jeszcze bardziej

-Synu Lucyna to nie jest twoja mama rozumiesz? To ciocia, ja jestem twoim tatą i to tu jest twoje miejsce przy nas. -potrząsnął go za ramiona i patrzył na niego

-Nie płacz już, pojedziemy później po jakieś zabawki co? -miałam nadzieje że to na niego zadziała i miałam rację. Wystrzelił jak poparzony i zaczął się uśmiechać

-Juz! -piszczał

-Później -Marcin puścił go i wyszedł, widziałam że do kogoś dzwoni. Wyszedł na balkon i rozmawiał... był zły. Musiał zapalić papierosa i dłuższą chwilę stał na zimnie w samym podkoszulku i spodniach jeansowych bez skarpetek. Gdy wrócił wydawał się spokojniejszy

-Co on robi? -zapytał mnie. Piłowałam sobie paznokcie więc nie patrzyłam na jego twarz -Halo -wyjął mi z ręki pilniczek i popatrzył groźnie

-Co -odpowiedziałam wrednie

-Zadałem ci pytanie do cholery jasnej -wrzasnął na mnie

-To idź i zobacz! -zdenerwował mnie

-Pierdol się kurwa! -rzucił we mnie pilniczkiem i poszedł do jego pokoju. Popatrzył jak Tomek jadł kolację i poszedł do sypialni. Ja się rozpłakałam... moje hormony wręcz mi buzowały. On nie ma prawa na mnie krzyczeć -powtarzałam sobie w duchu. Gdy się ogarnęłam poszłam do sypialni stanęłam przed łóżkiem i wydarłam się na niego, że ma wypierdalać z mojego życia

Pierwszy raz widziałam go w takim szoku. A mi było lepiej. Trzasnęłam drzwiami i wyszłam do kuchni. Nałożyłam sobie do miseczki. Wyciągnęłam lody truskawkowo-waniliowe i nawrzucałam do nich kostek czekolady. Poszłam do Tomka poinformowałam że za parę dni ojciec wywiezie go do swojej "Matki" i sobie z nią tam zostanie. Nie miałam najmniejszej ochoty na zajmowanie się tym dzieckiem. Jego zachowanie wręcz mnie drażniło... był rozpieszczonym bachorem. Usiadłam i jadłam lody przed telewizorem. Byłam nadal wkurzona

-Lepiej ci? -zapytał mnie Marcin gdy w końcu po godzinie przyszedł i usiadł obok.

-Kurwa mam dość twojego syna

-O co ci chodzi -oburzył się

-O to że nie chciałam żeby mieszkał z Lucyną gdy ty chciałeś, ale teraz już wiem że on ją traktuje jak matkę... i trudno Lucyna nią nie jest ale odpuść Nie chce mieć praw do niego... daj jej

-Nie wierzę że to mówisz... nie mam aż takiej więzi z nim... wolałbym zdecydowanie żeby mieszkał z nią... a to nasze dziecko wychowamy wspólnie od początku -przytulił mnie

-Z kim gadałeś?

-Z Lusi -westchnął -powiedziałem jej że nie ma prawa mówić że Tomek jest jej synem a jak się to nie zmieni to ją zwolnię... praw nie będzie miała. Ty je dostaniesz... postanowiłem, nie musisz nic decydować... ale będziesz opiekunem. Wiem że gdyby ona miała prawa jakiekolwiek to mogło by się to źle skończyć

-Dobrze... może tak być -lekko się uspokoiłam, jutro wieczorem miał odwieź Tomka, zostać tam na noc i wrócić do południa.


PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz