Rozdział 67

1.4K 66 0
                                    

Po śniadaniu ja robiłam pranie a Marcin coś gotował w kuchni byśmy mogli zjeść obiad.

-Julia! -zawołał mnie

-Co chcesz? -stanęłam przed nim z koszem pełnym prania i obrzuciłam wzrokiem kuchnię w której był bałagan i chaos

-Twoja mama dzwoniła -patrzył na mnie i już wiedziałam że coś się wydarzyło

-I?

-I będą tu za 15 minut...

-Co?! -wykrzyknęłam i w pośpiechu odłożyłam kosz z powrotem do łazienki. Szybko zaczęłam porządkować salon a Marcin ogarniał w kuchnie przerywając tym samym obiad. Nie udało nam się wszystkiego posprzątać ale mieszkanie było do zniesienia

-Otwórz -powiedziałam włączając zmywarkę. Dzwonek do drzwi rozległ się już drugi raz

-No w końcu! -usłyszałam głos mamy 

-Hej! -zawołałam

-Córcia sprawa jest -mój tata stanowczo z podniesioną głową przeszedł wprost do salonu. Wiedziałam że nie przyjechali bez powodu

-Witajcie! -wszyscy odwróciliśmy się na głos Angeliki która radośnie śmiejąc się wskoczyła do mieszkania

-A ty skąd się tu wzięłaś? -Marcin przytulił ją na powitanie a ja obdarowałam ją buziakiem w policzek

-Szwagier... nie pytaj się tylko się ciesz -moja siostra rozsiadła się w salonie obok moich rodziców i zapytała czy dostanie kawę. Kiedy już wszystko podaliśmy, mogliśmy w końcu się dowiedzieć co jest grane i po co przyjechali

-Biznesy... odwiedzisz ponownie New Jersey -mama była opanowana a Angelika wręcz tryskała energią

-Po co? -od razu pomyślałam o Bartoszu i aż mnie zmroziło

-Są kupcy na nasz dom... od 3 lat stoi pusty... my się z pracy na tydzień nie zwolnimy a Angeliki samej nie puścimy... tylko ty nam zostajesz

-Ja się tam już nawet nie pcham -stwierdziła moja siostra -ale fajnie bo przynajmniej możesz kupić mi kilka rzeczy

-Uspokój się -mama zmroziła ją wzrokiem

-We wtorek byście mieli lot... z Warszawy do Norwegi... o 5 rano macie wylot i o 8.30 macie przesiadkę w Oslo na samolot aż do New Jersey. To będziecie tam koło 18... czyli na ich amerykański czas to godzina 12. Nie macie na za złe? ale jest ciężko już to wszystko odwrócić -tata patrzył na nas błagając wzrokiem byśmy się zgodzili

-Tak, polecimy... przy okazji zobaczę gdzie kiedyś mieszkaliście -Marcin objął mnie i dał mi buziaka w czubek głowy

-I przy okazji pozbieramy wszystkie pozostałości po nas co tam zostały... wyślę to paczką. Kiedy mamy powrót? -denerwowałam się

-We wtorek o 19 wylatujecie z New Jersey ale tym razem do Paryża... i z Paryża do Polski do Warszawy... koło 11 będziecie w Polsce z powrotem. Co prawda zaoszczędzicie dwie godzinki lotu ale na lotnisku przesiadkowym i tak będziecie musieli te dwie godziny poczekać

-No dobrze no -westchnęłam

-A ty możesz latać w ciąży? -Mama patrzyła na mnie z niepokojem

-Zapytam ginekolog... ale mogę chyba mogę -uśmiechnęłam się

-To zadzwoń do niej jeszcze dziś żeby umówić się na termin...

-Pewnie.., zrobię to teraz. Wstałam i poszłam do sypialni by wykręcić numer. Gdy kończyłam rozmowę do sypialni wszedł Marcin ucieszony jak dziecko... widziałam w oczach że ma plan

-Dobrze, dziękuję, do zobaczenia -rozłączyłam się i w pełni się do niego odwróciłam

-Mam plan... zajebisty plan.

-Jaki? -przytuliłam go

-W piątek 3 dni przed wylotem zadzwonisz do Bartosza... że jesteś w Stanach... wyślesz mu nawet swoje zdjęcie albo spotkasz się z kimś z jego rodziny bo go upewnić... On wyszedł z więzienia i gdy go sprawdziłem jego oszczędności to nie całe 500 zł... Nie ma kasy... ale będzie chciał tam polecieć i spędzić z tobą resztę życia -popatrzyłam na niego nie wiedząc sama co ten wariat wymyśli -poleci tam straci całą kasę...  do Polski szybko nie wróci... będzie miał problem uwierz mi. Jaki majątek ma jego rodzina?

-Nie byli bardzo bogaci

-Sama widzisz... damy mu kasę na wylot z Polski... damy mu nawet bilety na najlepszy samolot... ale nie damy na powrót...

-Marcin kocham cię -plan wydawał się idealny... teraz ważna była jego poprawna realizacja.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz