Rozdział 23

2.8K 118 8
                                    

Udało mi się nawet chwilę pospać, budzik wskazywał godzinę 17... to chyba nie spałam chwilę tylko z dobre 3 godziny. Bolało mnie dalej wszystko ale jakoś miałam nadzieję że to ogarnę. Zeszłam na dół... i mnie po prostu zatkało. Pijany Marcin rżnął się w salonie z jakąś dziwką... To był cios prosto w serce... popatrzyliśmy sobie w oczy... Ja jednak gdy zrozumiałam na co patrzę zawróciłam na górę i w sekundzie do głowy naszedł mi nowy plan. Wzięłam laptopa od Marcina... chciałam zamówić prywatny samolot... potajemnie. Wiedziałam że jeśli sie nie uda to stracę życie. Ale trudno... płakałam.

Gdy po kilku chwilach dostałam się do jego e-maila przeglądnęłam wiadomości. Znalazłam w wysłanych wzór jaki muszę wysłać do Kapitana X. Przepisałam to i 2 minuty później była odpowiedź

"Jest możliwość, jutro w nocy o 2"

Dopisałam tam że mam lecieć sama i że niby ja (czyli Marcin) dolecę za parę dni.

Odpowiedź była pozytywna... musiałam iść dwa kilometry na puste pole z na którym miał wylądować samolot aby mnie zabrać do Polski... Zgasiłam laptopa i pousuwałam wiadomości. Jak gdyby nigdy nic spakowałam swoje rzeczy tylko te najpotrzebniejsze... wzięłam tysiąc złoty na podróż... właściwie ukradłam mu z sejfu. Ale należało mi się... Cieszyłam się pomimo ran zewnętrznych i wewnętrznych.. Zarazem byłam zestresowana

Gdy Marcin wszedł do pokoju był pijany i w samych bokserkach... ledwo stojąc na nogach poinformował mnie że wychodzi na dyskotekę i nie mam prawa wyjść z domu

-Okej, baw się dobrze -powiedziałam

Idealnie! Wszystko układa się po prostej lini... powinno się udać. Do Północy siedziałam jak na szpilkach... Zjadłam kolację i wyszłam o wpół do pierwszej było mi zimno... ale udało mi się dotrzeć na polanę gdzie stał prywatny samolot Marcina. Poszedł do mnie Kapitan

-Dzień dobry, gdzie Marcin?

-Witam, Marcina nie ma... dostarczył mnie tutaj i kazał jak najszybciej udać się do Polski. -nieznajomy wyciągnął telefon -proszę nie dzwonić -zareagowałam

-Dlaczego? -był zdziwiony ale widziałam ze wierzył mi

-Jest wściekły... powiedział że zabije pierwszą osobę która do niego zadzwoni... Naprawdę... nie warto

-Okej, zadzwonię jutro po południu w takim razie

-Dziękuję

Wsiedliśmy do samolotu i po półgodzinie byłam w powietrzu... nie wierzyłam że tak łatwo mi poszło. Gdy wychodziłam Marcina jeszcze nie było... próbowałam zadzwonić no ale nie odbierał.

Obudziła mnie jedna ze stewardess

-Proszę wstawać -powiedziała z uśmiechem

Otworzyłam oczy i zobaczyłam ze stoimy... na polanie oświetlonej

-Jesteśmy w Łodzi jest godzina 4.30 długo lecieliśmy ale dotarliśmy. Były małe problemy po drodze nie mogliśmy lądować... zabierze panią autobus do Warszawy dobrze?

-Tak pewnie... dziękuję bardzo... -Wysiadłam i zaczęłam płakać ze wzruszenia... na własną rękę szukałam autobusu do Warszawy... ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Ale w końcu udało mi się wsiąść... i dojechać do centrum. Warszawa! Moja ukochana Warszawa... była 8.47... Poznawałam miejsca których od czterech miesięcy nie widziałam... wciąż płakałam... byłam głodna ale chciałam już być w domu... Gdy byłam w taksówce wiedziałam że się udało... zapłaciłam 200 zł i byłam pod swoim domem! Uklękłam przed bramą i trzęsąc się przytuliłam się do zwykłej bramki... To mogło dziwnie wyglądać fakt... ale tyle co ja przeżyłam i po takim czasie... tylu komplikacjach wreszcie byłam w swoim ukochany domu.


PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz