Rozdział 95

1.6K 69 19
                                    

-Pamiętasz jak się załamałem kiedy Tomek zmarł? -Marcin leżał obok mnie na łóżku i trzymał moją dłoń 

-Pamiętam.... każdemu było przykro -powiedziałam smętnie

-W tedy jakoś musiałem się pozbierać... potem okazało się że mam jeszcze po co żyć... potem znów kolejne dziecko odeszło... i teraz jest następne... myślisz że wiedziałem że nadejdą jeszcze lepsze dni? Cieszyłem się tylko z tego że jesteś obok i mnie wspierasz 

Analizowałam w głowie słowa Marcina, nie odzywałam się tylko w ciszy ocierałam łzy. 

Kiedy po paru minutach już się uspokoiłam mogłam wrócić do rozmowy

-Która godzina?

-Siódma dwadzieścia -odpowiedział zerkając na telefon 

-Angelika pewnie jeszcze śpi... -westchnęłam 

-Nie śpi... jak spałaś to słyszałem jak chodziła po kuchni 

-To wstawajmy... żeby nie siedziała sama 

Poszłam do łazienki by nałożyć podkład na swoją bladą twarz i sińce pod oczami, uczesałam włosy w koka i założyłam czarne dresy, na dworze padał deszcz i było zaledwie 8 stopni... zimno jak na tą porę roku a był już prawie maj. Kiedy weszłam do kuchni Marcin robił kawę dla wszystkich a Angelika siedziała przy stole z podkurczonymi nogami. 

-O której wstałaś? -zapytałam ją 

-Koło szóstej... mama mi się śniła -po tych słowach na nowo wpadła w płacz 

-Jakoś sobie poradzimy -przytuliłam ją i pocałowałam w czoło głaskając po plecach 

-Zjedzcie coś... zrobię tosty z szynką serem i pieczarkami -oznajmił Marcin 

-Ja nie jestem głodna -Angelika wstała od stołu i wyszła do salonu 

Oboje staliśmy i patrzyliśmy w bezruchu jak się oddala, w końcu Marcin przerwał milczenie 

-Może powinniśmy ją zapisać gdzieś... psycholog... albo coś 

-Nie obwiniaj jej że cierpi bo straciła rodziców... Ona skończy szkołę i kiedy będzie odbierać świadectwo pierwszy raz mama z tatą nie będą z niej dumni i nie przyjdą na akademie... będzie musiała nauczyć się żyć i radzić bez nich... nawet nie ma osiemnastki -westchnęłam i otarłam łzy 

-A ty zjesz tego tosta?

-Nie na widzę jak odwracasz temat -zmierzyłam go wzrokiem -zjem... jej też zrób 

-Okej -uśmiechnął się a ja poszłam pogadać przez telefon z Malwiną 

Uspokoiłam ją że jakoś sobie radzimy, musiałyśmy też się zastanowić co z naszym mieszkaniem które od roku wynajmowałyśmy.

Kiedy wróciłam na górę udało nam się namówić Angelikę na śniadanie. 

-Chcę wyjść z Moniką na spacer dzisiaj -powiedziała Angelika, Monika była sąsiadką rok starszą od niej. Dziewczyny złapały dobry kontakt i często się wspierały.

-To idź -powiedział Marcin spokojnie się uśmiechając -o której?

-Po czternastej

-Idź idź... lepiej ci to zrobi -dodałam biorąc głęboki oddech

-Wiecie co pomyślałem? Że tutaj będzie wam się wszystko..

-Nie sprzedam tego domu! -krzyknęła Angelika. Marcin otworzył szeroko oczy ze zdumienia i od razu zaczął mówić o co chodziło

-Nic z tych rzeczy... pomyślałem tylko o jakimś remoncie... odnowie całego domu... łącznie z dachem i pomalowaniem na nowo... wymienić panele, kafelki, balkony... drwi wejściowe...

-Sama nie wiem -westchnęłam

-Miała bym nowy pokój -Angelika powiedziała pierwszy raz coś z uśmiechem

-Najpierw trzeba by było zobaczyć jakie zasoby pieniędzy po sobie zostawili Marcin

-Przecież wiesz że ja mam pieniądze...

-Nie będziesz przecież płacił wszystkiego! -dodała Angelika

-Stać mnie...

-Skończ! -krzyknęłam i wstałam od stołu zabierając rzeczy do zmywarki

-Tata zawsze miał w domu schowane pięćdziesiąt tysięcy na czarną godzinę... może warto by było je znaleźć?

-Jakie pięćdziesiąt tysięcy? -nigdy nie wiedziałam nic o tym aby tata miał aż tyle gotówki w domu.

-W sypialni gdzieś.. tak ja je sama znalazłam kiedy wybuchnął ten problem z twoim porwaniem

-Gdzie je znalazłaś? -dopytywałam się

-Akurat w tedy to były w walizce w szufladzie z bielizną. Ale tata na pewno je przełożył

-Nie dowiemy się puki nie sprawdzimy! -Marcin wstał i poszedł do sypialni rodziców. Nie zastanawiałyśmy się długo i też tam poszłyśmy

-To ta komoda -powiedziała moja siostra wskazując palcem

-Jest walizka... -Marcin otworzył i zobaczyliśmy banknoty owinięte folią -Pakowane po tysiąc -stwierdził kiedy wziął jeden plik

-Nie wiesz po co mu te pieniądze były? -zapytałam swojej siostry jednak ta tylko wzruszyła ramionami

-Na czarną godzinę

-To w cholerę kasy... -stwierdziłam

-Wystarczy na pomalowanie domu i zmianę dachu.. -stwierdził Marcin. Faktem było że nasz dom nadawał się już do malowania od zewnątrz. Żółte ściany były brudne i widać było na nich zacieki. Dach w niektórych miejscach lubił przemakać... jednak nie było z tym aż tyle problemów, rodzice zawsze pracowali i byli zajęci... dopiero teraz nadarzyła się okazja... żałowałam tylko że po ich śmierci i nie zobaczą efektów. W domu potrzebny był nowy kominek w salonie ponieważ ten co był nie nadawał się już zbytnio. Wypadały z niego cegły a szklana szybka była sklejona taśmą bo odpadała. Kuchenne meble nie były najgorsze ale miały już 15 lat,w dwóch miejscach były ułamane kafelki. W pokojach robił się grzyb właśnie przez nieszczelny dach. Nie potrafiłam nigdy szczególnie zrozumieć dla czego moi rodzice mając tyle pieniędzy nigdy nie inwestowali w dom. Kiedy ktoś do nas przychodził mógł się poczuć na prawdę jak w pałacu mimo że dom nie był bardzo wielki, jednak przemawiał styl królewski który mama kochała.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz