Gdy na nowo odzyskałam świadomość, leżałam na zimnej podłodze, betonie... w pokoju w którym mnie przetrzymywał. Kilka chwil leżałam bez ruchu... przekręciłam głowę... zabolało... tak bardzo bolało że nie umiałam tego wytrzymać, gdy ruszyłam ręką miałam wrażenie jak by mi ktoś wbijał gwoździe do ciała... Okropny ból. W tedy naprawdę szczerze się popłakałam nie z bezsilności jaka nademną wisiała lecz z bólu. Nie zniosę tego dłużej, niech mnie zabije -prosiłam w duchu aby to się skończyło. Nagle wszedł do pokoju... nie słyszałam przekręcenia klucza... czyżby mnie nie zamykał?
-Chodź! -powiedział ostrym tonem
Chciałam wstać lecz nie dałam rady...
-Nie mogę -wydusiłam z siebie
-Jak nie możesz?! -był wściekły, podszedł do mnie i podciągną mi bluzkę do góry... Siniaki na żebrach... wręcz krwiaki
-Lekarz czeka chodź! -powiedział ponownie
-No nie dam rady -byłam już nerwowa, głodna... nie lubiłam się powtarzać
Bez słowa wyszedł na korytarz i usłyszałam jak woła do kogoś
-Chodź tutaj!
Po chwili przyszedł starszy pan... może koło 50... miał całe włosy pokryte siwizną
-Wyjdź, zawołam cię później
Marcin nie stawiał oporu... opuścił pomieszczenie zostawiając włączone światło zostawił nas samych
-Boli cię? -zapytał
-Całe ciało...
-Nie płacz -wyciągnął z kieszeni chusteczkę i mi podał
-Dziękuję
-Nazywam się Jerzy... jestem prywatnym lekarzem Marcina, wezwał mnie tutaj... musi się o ciebie martwić
Akurat! On i martwić o mnie... chyba jakiś żart... nie uwierzę w to nigdy... choć zdziwiło mnie że on go wezwał... gdyby chciał abym umarła nie wzywał by lekarza... a może on chce abym bardziej cierpiała? I dłużej?
-Zrzucił mnie ze schodów... zmasakrował mi twarz... to raczej nie jest martwienie się o kogoś -odpowiedziałam zirytowana
-Nigdy mnie nie wzywał do swoich ofiar... NIGDY -lekarz usiadł obok.... -ściągnij bluzkę, muszę to zobaczyć
-Nie dam rady -odpowiedziałam, jednak gdy mi pomógł jakoś się to udało
Patrzył na moje ciało... Pełno zadrapań, siniaków, potem podniósł mi twarz i przyglądał się uważnie ranom.
-Jeżeli chodzi o te otarcia które lekko krwawią to odkażę je odkażaczem i przykleję plaster, z twarzą zrobimy tak samo... będziesz chodziła w plastrach no ale trudno. Jednak twoje żebra wyglądają na złamane. Nie mam zdjęcia rentgenowskiego. Nie mogę tego stwierdzić w 100%... ale tak w 80 to jest to co myślę. Konieczna jest operacja... Pójdę mu powiedzieć -wstał i wyszedł... Po kilku minutach wrócili obaj
-Zawiozę cię do prywatnej kliniki... przejdziesz tam zabieg i zostaniesz parę dni... potem tu wrócisz -powiedział Marcin
-Będę na was czekał, do zobaczenia -lekarz poszedł a my zostaliśmy sami
-Źle ci się oddycha? Zaniosę cię do pokoju... tam jest łóżko ustawione tak aby mniej cię bolało
Tak jak powiedział zaniósł mnie do pokoju na dole gdzie była kanapa... oparłam się i poczułam przynajmniej o tyle ulgę że nie było twardo
-Idę się ogarnąć i pojedziemy
Jakiś czas później przyjechaliśmy do starego domku... wydawało by się że opuszczonego... obawiałam się że mnie zabije jednak gdy weszliśmy skierował się ze mną w kierunku schodów prowadzących na dół. Otworzył nam je lekarz... a ja przeżyłam szok... pomieszczenie było nowoczesne... ściany pomalowane na biało, profesjonalny sprzęt, łóżko do zabiegów i łóżko szpitalne... w kącie stała sofa i mały stolik. Po drugiej stronie wielka drzewianna szafa z szybkami. Były też drzwi prowadzące do WC, przynajmniej tak pisało. Zrobił mi rentgen, wiedział już co mi dolega, faktycznie było złamanie... na szczęście jedno nie duże... Wytłumaczył mi że musi mnie uspać. Nałożył mi maskę tlenową i już nic nie czułam... powoli odlatywałam w kosmos. Było mi błogo i zasnęłam.
![](https://img.wattpad.com/cover/130373209-288-k30729.jpg)
CZYTASZ
Porwana
Teen Fiction-I jak się z tym czujesz szmato? -złapał mnie za włosy i rzucił na podłogę -Moi ludzie cię znajdą i zginiesz w cierpieniach... Obiecuję -nie bałam się go, byłam zbyt silna by się bać. -Gdy by nie ta twoja śliczna buźka, dawno byś nie żyła! -Oczy m...