Rozdział 85

1.3K 77 17
                                    

Niedzielny ranek mogę zaliczyć do jednego z najgorszych w moim życiu. Czułam się słabo i pierwsze co zrobiłam to zwymiotowałam. Dopiero w tej chwili zaczęłam sobie uświadamiać że mogłam narazić swoje dziecko. Chwyciłam się za brzuch i zwinęłam w kłębek. Leżałam na zimnej podłodze bo nie miałam sił wstać.

-Co ty robisz? -Malwina stała nademną i wyglądała jak trup

-umieram -powiedziałam resztkami sił

-Przecież nie piłaś...

-Nie wiem co to za gówno z nimi paliłyśmy

-Wiem. Mi też po tym źle -Malwina podeszła do lustra i zaczęła nakładać krem na twarz

-Która godzina? Pomóż mi wstać -ledwo co z pomocą się podniosłam i prawie upadłam. Wspólnie doszłyśmy do łóżka i traciłam siły w nogach, były jak z waty.

-Napij się wody -przyniosła mi kubek i podała, mimo to że wypiłam cały mój stan nie poprawiał się. Ona czuła się już lepiej a ja dalej zdychałam.

-Która godzina? -zapytałam ponownie

-Eee... -nerwowo odwróciła się w poszukiwaniu telefonu... -czternasta! -wykrzyknęła

-Zostaw mnie na chwilę samą... chcę odpocząć

-No dobrze... zawołaj mnie jak będziesz się gorzej czuć -wyszła za drzwi i słyszałam że przygotowywała sobie coś do jedzenia

Przed oczami miałam gwiazdki, a w głowie mi wirowało i miałam ochotę na nowo się wyrzygać.

Nie mam pojęcia kiedy zasnęłam. Ale gdy się już obudziłam byłam w karetce a nademną stał ratownik medyczny

-Jest pani w karetce i jedziemy do szpitala, zemdlała pani -powiedział spokojnym głosem podpinając mi kroplówkę

-Po co -wycharczałam... naprawdę straciłam siły

-Przypuszczamy u pani silne zatrucie organizmu... jeżeli nasze obawy się potwierdzą to będzie pani mieć podawane odtruwanie... możliwe że będzie też płukanie żołądka...

-Jestem zmęczona -moje oczy same się zamykały i chciałam zasnąć

Kiedy znów się obudziłam leżałam sobie w szpitalnym łóżku, obok mnie stali rodzice. Widziałam ich zmartwione miny

-Jak się czujesz -mama głaskała mnie po włosach, widziałam że płakała

-Lepiej... ale nie mam sił na nic..

-Prawie się zabiłaś... i dziecko też -tata miał grobową minę

-Skąd w twoim organizmie były dopalacze?! -głos mamy był pełen wyrzutów

-Ehh... -westchnęłam -nie wiem co mi odbiło

-Malwina też wylądowała w szpitalu -oznajmił mój ojciec

-I jak ona się czuje? -zapytałam wystraszona

-Miała tego w organizmie znacznie mniej... jedno oczyszczanie jej wystarczy... maksymalnie we wtorek wyjdzie do domu... a ty? ty może dopiero pod koniec tygodnia... ledwo co ci dziecko uratowali... jesteś taka nie odpowiedzialna -tata był tak wściekły że wyszedł z sali

-Nie przejmuj się nim... odpoczywaj proszę... -mama była bardzo wystraszona

-Która godzina? Pić mi się chce...

-Powiem pielęgniarce żeby ci dała się napić... jest po dwudziestej drugiej... nie możemy tu być, przyjdziemy z rana dobrze?

-Dobrze mamo

Czekałam jeszcze z dobre piętnaście minut kiedy lekarka podała mi nową kroplówkę i kubek wody. Wyjaśniła co mi jest i ostrzegła że zachowałam się skrajnie nie odpowiedzialnie

Koło północy włączyłam telewizję i oglądałam jakiś film do drugiej. Później zasnęłam i obudzili mnie o 7 rano. Nowa kroplówka i jakieś obrzydliwe lekarstwo do wypicia. Później miałam badanie USG.. i ginekolog poinformowała mnie że nie wie jak to jest możliwe że nie widzi żadnych zmian... jednak mogły one wystąpić dopiero za jakiś czas. Później miałam śniadanie. Kanapki z miodem i kawa zbożowa. Było koło dziesiątej kiedy jedna z pielęgniarek poinformowała mnie że mam gościa. Byłam pewna że to rodzice albo Aleks więc bez wahania zgodziłam się go wpuścić. Mój szok był nie do opisania kiedy w drzwiach stanął Marcin

-Co ty robisz w szpitalu?! -był przerażony i wściekły w jednym

-Wyjdź mi stąd... -powiedziałam surowym tonem nie patrząc na niego

-Prawie umarłem jak się dowiedziałem...

-Skąd wiedziałeś? -zerknęłam na niego i w moim ciele pojawiło się uczucie nie do zwalczenia... chciałam go dotknąć i pocałować... tęskniłam za nim

-Angelika... nie umiałem się do ciebie dodzwonić i zadzwoniłem do niej

-Nie potrzebnie ci mówiła. Nie chcę cię tutaj -skłamałam i poczułam łzy w oczach

-Nie płacz -powiedział spokojnie. Mówił takim samym tonem za każdym razem kiedy informował że mnie kocha. Cholera... zauważył moje łzy

-Idź stąd... proszę -wyszeptałam rozpłakując się już do reszty

-Chcę wracać do domu... do ciebie... tęsknię... szukam cię w każdej możliwej dziewczynie, ale żadna nie potrafi mnie zatrzymać

-Przestań... -moja urażona duma nie pozwalała mi się ugiąć

Nie wiem kiedy mnie pocałował. Wbiłam palce w jego włosy i mocno je trzymałam. Nie chciałam by ten pocałunek się kończył. Głaskał mnie po plecach i delikatnie pieścił moje wargi

-Jestem tutaj... uspokój się -wyszeptał -nie chcę nigdzie iść... tutaj jest moje miejsce.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz