Rozdział 28

2.6K 109 3
                                    

Wyszłam z hotelu i udałam się w poszukiwaniu autobusu do domu... Marcin był załamany... ale ja nie mogę z nim zostać. Liczyłam że wyprowadzę się i że ten cały Fredy po prostu mnie nie znajdzie... Czekałam 5 minut na autobus i już byłam w drodze powrotnej gdy zadzwonił mi telefon...

-Halo Malwina co jest -zapytałam gdy odebrałam

-Chciałam widzieć że wszystko jest okej..

-Jest okej tylko zaraz się porzygam... tak mi jakoś nie dobrze się zrobiło -naprawdę z tego stresu aż zachciało mi się wymiotować

-Za ile będziesz?

-Do dwudziestu minut pod warunkiem że nie stanę w korkach

-Okej

Rozłączyłam się i wsadziłam telefon do torebki... cieszyłam się że Marcin już nie chce mnie porywać... obawiałam się tylko tego niezrównoważonego psychicznie Freda...

Gdy wróciłam długo rozmawiałam z Malwiną i rodzicami o nowym mieszkaniu... Miało być w Lublinie... I udało nam się już jutro załatwić oglądanie... koszt wynajęcia miałby wynosić 1700 ale miał być podzielony na 3 osoby... bo jedną trzecią mieli dokładać rodzice. Czyli musiałabym dawać 560 co miesiąc... i to już z mediami... oferta bardzo korzystna, tylko pytanie jak mieszkanie będzie wyglądać na żywo. Cały dzień nie umiałam się nad niczym skupić, poszłam spać o 20 i rano gdy wstałam przed 8 miałam nadzieję że koszmar się skończy i w Lublinie Fredo mnie już nie znajdzie... Miałam nadzieję... no właśnie. W środę o 9 pojechaliśmy, po 2 godzinach i 40 minutach byliśmy na miejscu

-Ładna okolica -powiedziałam gdy wysiedliśmy z samochodu

-Tak zgadza się... ciekawe jak imprezy -zaśmiała się Malwina... mi nie w głowie były imprezy... gdy weszliśmy do bloku udaliśmy się na drugie piętro, znów zrobiło mi się słabo... to na pewno przez tą pogodę. Drzwi otworzyła nam staruszka, wyjaśniła że to mieszkanie po jej synu który pięć lat temu wyjechał i zmarł za granicą. Chciała oddać ten dom jego dzieciom ale one postanowiły wyjechać. Wchodziło się do białego korytarza, była jasna podłoga, lakierowane panele, od razu na lewo były białe drzwi do łazienki. Zresztą nie dużej, białe duże płytki na podłodze, światełka ledowe, prysznic cały szklany... z takich jakby szkieł, wisząca toaleta i umywalka, do tego dwie szafki w jasnym kolorze drewna na potrzebne rzeczy i pralka w rogu... Jest okej łazienka mi się spodobała. Gdy wyszliśmy udaliśmy się korytarzem na prosto i ściana się kończyła bo zaczynała się kuchnia. Kuchnia w stylu angielskim... ładna. Siwe szafki na górze i na dole i białe blaty, czarna nowoczesna lodówka... biały zlew i zmywarka. Płyta elektryczna... Biały okrągły stolik z trzema krzesłami białymi... Później był salon bardzo mały. Siwa kanapa na przeciwko telewizor na ścianę. Ogromne okno balkonowe... z lewej strony... rozświetlało cały salon i kuchnię. Po lewej i prawej stronie telewizora były białe drzwi ze złotą klamka... I to były nasze pokoje. Nie duże tej samej wielkości... stałe puste. W moim były miętowo szare ściany a w Malwiny był cały zielony...

Po krótkiej naradzie zdecydowałyśmy się tutaj zamieszkać. Podpisałyśmy umowę na pół roku i kolejne dwa dni spędziłyśmy na przeprowadzce... nie było to proste ponieważ do domu rodzinnego było bardzo daleko. Kupiłyśmy stolik pod telewizor i fioletowy kudłaty dywanik do salonu. Do swojego pokoju przeniosłam łóżko z domu, komodę i biórko, obie kupiłyśy takie same szafy... i w sumie byłyśmy urządzone... trzy dni wyjęte z życia... ale w końcu miałam prawie własne mieszkanie... teraz moim problemem było spokojne życie i znalezienie pracy.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz