Rozdział 68

1.4K 61 2
                                    

Właściwie to do wtorku nie działo się nic prócz tego że robiliśmy zakupy na wylot. We wtorek wstaliśmy o 1, gdy Marcin robił jedzenie to ja się malowałam i ubierałam. Za oknem był środek nocy a my musieliśmy już wstać i jechać do Ameryki... tak daleko stąd. Gdy skończyłam się porządkować to zabrałam się za jedzenie. Mój ukochany w tym czasie okupował łazienkę. O 2.30 wspólnie zanieśliśmy bagaże do samochodu, ja te lekkie a Marcin ciężkie. Na lotnisko wyruszyliśmy o 3.15 i gdy dojechaliśmy na odprawę była już 4.30

Następne kilkanaście godzin to siedzenie na tyłku... Lot do Oslo przebiegł spokojnie, jednak ten drugi był dla mnie męką... Marcin cały przespał a ja walczyłam z bólem głowy i roztrzepanym żołądkiem.

Godzina 12.45 czasu Amerykańskiego...

Wypożyczyliśmy samochód z lotniska. Już w samolocie zorientowałam się że nie lądujemy w New Jersey  tylko w Filadelfi. Do domu była godzina drogi. Marcin zachwycał się piękną okolicą a ja zachwycałam się tym ze było 10 stopni i nie było w końcu zimno... w Polsce od stycznia temperatura nie podnosiła się do więcej niż 5 stopni na plusie... przeważnie było od -5 do -10

Kilka razy po drodze zabłądziliśmy, jednak w końcu odnalazłam swoją okolicę z której tak bardzo nie chciałam 3 lata temu wyjechać

-Jesteśmy na miejscu -powiedziałam wskazując mu miejsce parkingowe

-Który to dom? -wysiedliśmy i wskazałam mu dom który nie wyglądał najlepiej. Drzewa były rozrośnięte i gałęzie opierały się o okna. Trawa miała chyba z 15 centymetrów, kwiatki były uschnięte i błagały o pomstę do nieba. Ławeczka przed wejściem do domu była poobdzierana i brudna od kurzu. Okna też były zanieczyszczone od prochu...

-On odstrasza widokiem... -westchnął

-Jestem w domu kochanie... tu się wychowałam. Jak wejdziesz to ostrzegam cię że nie wiele ze sobą zabraliśmy, niektóre zdjęcia i rzeczy dalej tu są... właściwie to chyba wszystko tu jest. My wzięliśmy tylko ubrania... a reszta została jak byśmy kiedyś mieli ponownie tu wrócić...

-Dobrze, daj kluczyki wejdziemy do środka

Gdy udało nam się otworzyć drwi poczułam się jak bym tu mieszkała cały czas.

-Ten dom wydawał się mały... a tymczasem tu jest tak mega przestrzeni... -Marcin nie krył podziwu

Brązowa podłoga, stolik jadalniany... krzesła, szara kuchnia... kanapa, telewizor... wszystko sobie tu stało i czekało aż wrócimy i zaczniemy normalnie funkcjonować. Do oczu naszły mi łzy

-Z zewnątrz odstrasza a w środku jest jak w pałacu -zaśmiał się

-Tak... nie narzekałam. Lubiłam tu mieszkać -uśmiechnęłam się smutno

-Pokaż mi swój pokój

Udałam się do białych drzwi na przeciwko kuchni.

Białe ściany, plakaty z marihuaną... podpisy przyjaciół na ścianie, fotel, biurko, komputer... ogromne łóżko z kilkudziesięcioma poduszkami, szary dywan na pół pokoju, rolety spuszczone do połowy... otwarte drzwi szafy... Jak bym przed chwilą wyszła... Wybuchnęłam płaczem

-Marcin ja tęsknię za tym miejscem -wyszeptałam. Trzymał mnie mocno i się nie odzywał... gdy poczułam się już lepiej pokazałam mu łazienkę i pokój mojej siostry. Różowe ściany i dwa plakaty z Hannah Montana, łóżko jednoosobowe i toaletka z niewielką szafą...

-Miała nie całe 14 lat... zrozum ją -powiedziałam szturchając go w ramię

-14-latki bawią się w Hanny Montany? -śmiał się

-Ona to lubiła

Gdy się rozpakowaliśmy i odpoczęliśmy to wyszliśmy zjeść obiad. Pokazałam mu ciemne miejsca w których przebywałam. Wróciliśmy do domu po 20... w Polsce była 2 w nocy. Dzwoniłam co prawda do rodziców że jesteśmy na miejscu ale mimo to zdążyli mi wysłać oboje po kilka SMS czy wszystko jest w porządku. Jutro obiecaliśmy sobie posprzątać przed domem i ogarnąć ogród a w mojej głowie coraz bardziej rozrastała się myśl że nie chcę tego domu sprzedawać.  

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz