Rozdział 72

1.1K 65 9
                                    

Obudziłam się 3 dni później. W szpitalu. Miałam objawy takie jak krwiak mózgu. Przeprowadzili mi drenaż gdy byłam w śpiączce. Brak czucia w rękach. Były wyrwane ze stawu. I jedyną możliwością na ratunek była operacja. Pękniętą kość policzkową. Światło wstręt. 3 złamane żebra. Posiniaczone płuca. Miałam też krwiaki w okolicy kręgosłupa co mocno uniemożliwiało chodzenie. Złamany obojczyk i co było dla mnie najgorszym obrażeniem... byłam kolejny raz na lekach podtrzymujących ciążę.

Czułam się słabo, byłam przygnębiona. Zastanawiałam się czy Marcin wrócił już do kraju i miałam nadzieję że tak... bo pierwszy raz naprawdę się go bałam. Gdy wszedł do sali zaczęłam panikować, po moich policzkach lały się łzy.

-Idź stąd! -wykrzyczałam

-Cicho -widziałam przerażenie w jego oczach -jestem tu pierwszy raz... nie widziałem cie od kąd cię poraniłem... co z naszym dzieckiem? -chwycił się za głowę i widziałam że mocno panikuje

-Kurwa wynoś się! -nie zamierzałam z nim rozmawiać... paraliżował mnie strach

-Co z naszym dzieckiem?... -teraz on sam się popłakał i położył głowę obok mojej ręki którą chciałam zabrać ale wciąż nie miałam czucia -Jezu... co mi odbiło. Ja cię tak strasznie przepraszam... -trząsł się jednak ja dalej się bałam... naprawdę nie wiedziałam co ten człowiek jeszcze może mi zrobić

-Zdradziłam cię okej... ale nie miałeś prawa podnieść na mnie ręki rozumiesz? -wysapałam ze złości. Strach zamieniał się w nienawiść

-Ja już nawet się nie gniewam o tą zdradę ... wybacz mi

-Wypierdalaj! -czekałam jeszcze parę chwil jednak nie chciał iść i wezwałam ochronę która niechętnie go wyprowadziła

W poniedziałek o 10 miałam operację obu rąk... choć bardzo ryzykowali poddali mnie całkowitej narkozie. Po wybudzeniu była już 14 i za pomocą lekarki zadzwoniłam do domu. Rodzice i siostra umierali ze strachu. Mama nie rozumiała co mi jest... mówiłam że wypadek samochodowy ale miałam wrażenie że nie wierzy. Po konsultacji z lekarzem uspokoiłam się trochę bo wiedziałam że ciąża dalej trwa i choć nie jest w najlepszym stanie to będą mi ujmować leków na podtrzymanie. Później dowiedziałam się też nie fajnych rzeczy bo w piątek za 4 dni miałam iść do domu... nie mogłam jednak przez 10 dni używać rąk... bo czucie nie wróciło od razu po operacji. Miało to być stopniowo przez rehabilitację. Ktoś musiał się mną zająć bo ze względu na stan zdrowotny nie było mowy o leceniu samolotem. Mogłam ponownie poronić...

Nie wiedziałam jak to będzie. Nie chciałam prosić żadnej ze swoich koleżanek o to aby się mną zajęły... tym bardziej że gdy 3 lata temu stąd wylatywałam urwałam z nimi kontakt. 

W piątek o 10 miałam wypis i rachunek... nie byłam ubezpieczona i zamarłam... 80.000$ ogromna kwota... nie chciałam aby Marcin płacił. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Ochrona go nie wpuszczała do mojej sali mimo że codziennie próbował po kilka razy. Gdyby mnie nie pobił to dziś byłabym już w swoim mieszkaniu w Polsce... Moje zdziwienie było ogromne gdy zobaczyłam że Marcin zabiera moje walizki, pakuje je do samochodu a następnie płaci rachunek.. a ja nie mogłam nic zrobić. Czułam się jak dziecko. Pozwoliłam mu sobie pomóc.

-Bedę spał w salonie... ale muszę być przy tobie dzień i noc -odezwał się gdy jechaliśmy

-Kto wezwał pomoc? -zapytałam oschle

-Ja.... gdy narkotyki opadły

-Zajebiście

Urwałam tym słowem temat i gdy pomógł mi się dowlec do domu, od razu położyłam się do łóżka i uświadomiłam sobie że potrzebuję kąpieli... jednak sama nie byłam w stanie jej wziąć. Byłam też głodna... ale moja urażona duma i  nienawiść do niego sprawiła że nie potrafiłam z nim rozmawiać i zasnęłam.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz