Rozdział 46

1.8K 82 23
                                    

Gdy się obudziłam byłam sama w łóżku. Po kilku minutach wstałam i wyszłam do salonu. Marcin siedział i beczał... nie wierzyłam w to co widzę.

-Co się stało? -wystrzeliłam bez zawahania

-Ten skurwiel -wysapał -ten skurwiel cie... -urwał i przytulił mnie do siebie

-Co? Jaki skurwiel? Marcin halo! -nie rozumiałam czym on mówi

-Sprzedał cię kurwa... rozumiesz? Nie zdążyłem na czas -domyśliłam się że chodzi o Freda... sparaliżował mnie strach

-I co teraz? -bałam się... chciałam uciekać. Przecież oni nie mogą mnie tak po prostu sobie zabrać. Nie jestem żywym towarem

-Zabiorą cię ale -popatrzył mi prosto w oczy, jego łzy i mój strach

-Co ale? -panikowałam

-Ja cię odnajdę... i zabiorę. Proszę szanuj się... nie pozwól by zrobili cię dziwką. Będziesz tam miała godne warunki... na początku... potem ja cię odnajdę. Obiecuję kochanie zaufaj mi -teraz to płakaliśmy razem... byłam zła że on nie próbuje mnie nigdzie ukryć

-I mała... -pocałował mnie -nie możesz się stawiać, oni cię nie pobiją... po prostu od razu cię zastrzelą... obiecaj że damy rade

Nie potrafiłam wydusić ani słowa... był ranek a tu już takie informacje

-Obiecuję -odparłam i usłyszałam jak ktoś gwałtownie otworzył drzwi wejściowe. Nie było szans na ucieczkę

Przed nami stanęło dwóch facetów. Nie jakoś mega napakowani, wysocy i jeden był blondynem a drugi był łysy.

-Co tam Marcinku? Łzy bezsilności? -łysol uśmiechnął się kpiąco

-Nie ma czasu. Ty się mała ogarniaj a my pogadamy z twoim kochasiem -blondyn pociągnął mnie mocno za rękę i pchnął w kierunku łazienki

-Nie dotykaj jej tak! -oburzył się Marcin

-Bo co?! -nie wiem który to krzyknął ale w moim mieszkaniu rozpętała się bitwa. Nie malowałam się nawet. Ubrałam na siebie jeansy i sweter czerwony. I gdy wróciłam do salonu Marcin leżał pobity na podłodze razem z ogromną kałużą krwi. Nie ruszał się ani nie reagował

-Kochanie! -krzyknęłam i chciałam do niego podejść ale łysy mnie chwycił i siłą wyprowadził z mieszkania wprost do samochodu. Rzucałam się, krzyczałam i beczałam... jednak to na nic

Całą drogę... kilka godzin beczałam... Marcin nie żyje? Przecież nikt go tam nie zobaczy... nie uratuje... byłam załamana

-Posłuchaj -łysy odwrócił głowę do tyłu -zaraz wysiadamy i poznasz właściciela i nie maż się już... to nie przywróci życia twojemu narzeczonemu

-Słucham?! Zabiliście go? -byłam wściekła i roztrzęsiona

-A nie widziałaś? -blondyn zaśmiał się a ja straciłam wszystko co miałam.

-Wysiadaj! -otworzyli mi drzwi i wyszłam

Przede mną stał domek, dość duży... ale nie willa. Cały żółty, z balkonem. Zadbany ogródek i podjazd

Schodami poszłam wprost do drzwi, otworzył mi chłopak. Był dość dobrze zbudowany. Łysy i czarny jak smoła zarost.

-Hej -wyciągnął do mnie rękę. Podałam mu swoją

-Jestem Kuba a ty Julia tak? -starał się być miły jednak ja byłam zbyt roztrzęsiona... straciłam Marcina... wszystko co miałam legło w gruzach

-Tak -powiedziałam ponuro

-Widzę że jesteś troszkę załamana więc choć pokaże ci twój pokój -chłopak starał się być miły

Zaraz na wejściu była maleńka weranda w której zostawiało się kurtki, buty. Następnie duże rozsuwane drzwi i od razu schody na górę. Była możliwość aby iść w lewo do kuchni, jadalni i ogromnego salonu lub w prawo do garażu, garderoby, pokoju gościnnego i małej łazienki. My jednak poszliśmy w prost na schody, Po lewej stronie obok ogromnej łazienki był niby mój pokój a po drugiej były pozostałe dwie sypialnie

-Zobacz do swojej szafy. Mam nadzieję że ubrania będą okej -wskazał palcem na dużą szafę na której było ogromne lustro

-Potem przejrzę -byłam ponura i chciałam się położyć i beczeć. Cały czas patrzyłam na swój pierścionek... i widziałam Marcina który leżał bezwładnie

-Kupiłem cię więc mam nadzieję że będziemy się dogadywać

-Nie licz na zbyt wiele -byłam wredna mimo że on starał się mnie nie zrażać

-Może opowiesz mi coś o sobie?

-Ty mnie kupiłeś to ty opowiedz

-Więc jestem Kuba jak mówiłem, mam 34 lata... mieszkam od 11 lat w Polsce urodziłem się w..

-Dobra skończ już -przerwałam mu

-Co ci jest? -i nie wytrzymałam myślałam że mu przywalę

-Ty się pytasz co jest?! Wczoraj mój narzeczony mi się oświadczył a dziś zginął... mnie zapakowali do auta i przywieźli do ciebie! Gdzie ja jestem jestem kurwa mać!?

-W Cieszynie moja droga...

-Co?! Gdzie? -nie miałam pojęcia że takie miasto istnieje

-Cieszyn. Granica z Czechami... Jutro pokaże ci okolicę, teraz idę zamówić obiad -wyszedł i w końcu mnie zostawił. Ja rzuciłam się na łóżko i beczałam. Było mi wszystko jedno już


**************************************************************

Zaskoczył was rozdział? Piszcie komentarze co według was teraz będzie lepsze dla Julii


PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz