Rozdział 74

1.4K 59 14
                                    

W niedzielę Marcin upierał się abym wyszła na spacer, nie rozumiał że miałam doła i nie chciałam nawet widzieć światła dziennego. Czułam delikatny ból w rękach, oznaczało to że czucie powraca. Jednak kiedy chciałam dłońmi coś złapać było to nie możliwe.

-Co zrobić na obiad? Może kurczaka w sosie serowym? Albo kurczaka z grilla z sałatką ze świeżych warzyw z serem feta? -męczył mnie

-A która godzina? -Siedziałam oparta o poduszki na łóżku a moja twarz nie wykazywała żadnych emocji prócz znudzenia

-Parę minut po trzynastej -podszedł do mnie niebezpiecznie blisko

-Czego? -zapytałam wrednie miażdżąc go wzrokiem

-Poduszka... chciałem ci poprawić 

-Wygodnie mi -skłamałam

-Wybacz mi kiedyś? -widziałam że denerwował się tym pytaniem

-Wyjdź stąd... -naprawdę nie wiedziałam co zrobić

-Julia -odwrócił się w moją stronę i stanął w drzwiach

-Kurczak z grilla z sałatką! Idź sobie -krzyknęłam i położyłam się

Długo tak leżałam i zastanawiałam się czy z moim dzieckiem wszystko w porządku. Naprawdę się obawiałam czy tabletki na podtrzymanie ciąży mu nic nie zrobiły. A może jej?

Gdy po kilkunastu minutach wstałam poszłam do łazienki by na siebie popatrzeć. Bandaże którymi byłam owinięta wokół rąk od nadgarstków aż po ramiona wyglądały jak bym miała cały czas założone ręce. Wyglądam jak mumia -stwierdziłam w duchu. Siniaki z twarzy ładnie się goiły, już nie były takie duże.

-A jak blizny na rękach zostaną? -usiadłam za stołem i patrzyłam jak Marcin radzi sobie w kuchni

-Lekarze mówili że nie powinny zostać... a te maści dają potwierdzenie -spojrzał na mnie z wyjątkową czułością

-Ale co jak maść nie pomoże?

-To wydam wszelkie pieniądze żeby ich nie było -wrócił do krojenia warzyw

-Robiłeś zakupy? -zapytałam widząc nowe rzeczy choćby takie jak ręczniki papierowe albo odświeżacz powietrza

-Tak, wczoraj jak spałaś... -nie odpowiedziałam mu nic tylko się uśmiechnęłam

-Jestem głodna -stwierdziłam po chwili

-Kurczak już jest na grillu... a sałatka zaraz będzie poczekaj

-Pośpiesz się -ponaglałam go

Gdy mnie nakarmił i napoił poszłam się ponownie położyć. Rozmawiałam z siostrą i chwilę popisałam z Malwiną... jej matka była w trakcie chemioterapii która bardzo źle znosiła. Pocieszałam ją jak tylko mogłam.

Po mojej głowie zaczynało krążyć pytanie co się stało z Bartoszem... bał się Marcina? Nie żył? Nie mogłam długo czekać na odpowiedź. Poszłam do salonu gdzie siedział Marcin i przeglądał internet

-Co z nim się dzieje? -zmarszczył brwi

-Z kim? -zapytał

-Z Bartoszem! -krzyknęłam

-ehh -westchnął.. -nie wiem... jak go wyrzuciłem to pozbierał się i poszedł

-Dlaczego nie wraca? Nie dziwi cię to?

-Chcesz żeby wrócił? -wybuchnął złością. Widziałam przeraźliwy przejaw wściekłości na jego twarzy

-Nie chce! Chce wiedzieć co mu zrobiłeś -wysapałam wściekle

Wróciłam do pokoju. Po kilku minutach doszedł do mnie

-Zadzwonię i upewnię się czy wszystko jest okej

-To idź i wrócić dopiero jak zdobędziesz informację

Posłuchał mnie. Po jakiś dwudziestu minutach która dla mnie były wiecznością wrócił by poinformować mnie że ma złamany nos i potrzebuje operacji na którą nie ma pieniędzy. I założyli mu gips na rękę... miał też podbite oko

-Ile kosztuje taka operacja? -zapytałam

-Nie wiem... koło tysiąca dolarów

-To mu dasz ten tysiąc dolarów -powiedziałam najoschlej jak tylko mogłam

-Słucham?!

-Zrekompensujesz mu to! a teraz się wynoś!

Cały wieczór przesiedziałam sama, operacja dokładnie miała wynosić 700$... jednak ja kazałam mu tak 1000 $... wiedziałam że nie ma kasy, więc chociaż tyle mogłam dla niego zrobić.

-Proszę -Marcin przyniósł mi dowód przelewu

-Usiądź

-Co ci pomóc? -zapytał łagodnie

-Nie chcę pomocy tylko rozmowy

-No więc słucham

-Byłabym w stanie ci wybaczyć -jego oczy się rozbłysły -jednak jeżeli jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę to mój ojciec wsadzi cię do więzienia na długie długie lata... a znajdzie się tego parę... narkotyki, nielegalny handel, nielegalne wyścigi, pobicia... zlecenia zabójstw... -miałam mocnego asa w rękawie... wiedziałam że bał się

-Nigdy na ciebie nie podniosę już ręki rozumiesz? -patrzył mi namiętnie w oczy

-Miejmy nadzieję... kolejnej szansy nie będzie -przytulił mnie do siebie i długo się nie rozdzielaliśmy.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz