Rozdział 48

1.7K 93 4
                                    

Budziłam się kilka razy w ciągu nocy, śnił mi się. Z rana koło 6 postanowiłam zadzwonić do mamy, nie mogłam im powiedzieć prawdy... od razu by ich pozabijali. Wymyśliłam że pracuję od rana do wieczora. Kłamstwa ciężko przeszły mi przez gardło ale jakoś się udało. Uwierzyła choć było jej to podejrzane. Chciałam pojechać do mieszkania i zobaczyć jak to wszystko wygląda. Postanowiłam poprosić o to Kubę choć nie wiedziałam czy się zgodzi. Do ósmej czekałam, w końcu przyszedł. Od razu wystrzeliłam swoją prośbę.

-Julia... Jeśli to ma ci pomóc to okej, ale tylko raz... i wracamy okej? -Patrzył na mnie

-Okej -wyszeptałam... -jedźmy już -pozwoliłam mu się przytulić i o 10 pojechaliśmy

Całą drogę byłam w strasznym stresie o 14.20 byliśmy na miejscu. Wybiegłam z auta i pobiegłam do mieszkania... chciałam zobaczyć jak to wygląda. Otworzyłam drzwi które nie były zamknięte na klucz więc nie miałam problemu. Od wejścia aż do salonu była krew. W miejscu gdzie leżał Marcin nie było już ciała ale została obrzydliwa plama. Wpadłam w histerię. Kuba mocno mnie trzymał i przytulał do siebie. Starał się mnie uspokoić. Gdy w końcu mnie puścił poszłam do sypialni. Wszystko było porozrzucane... jakby czegoś szukali. Na łóżku była krew... skąd się tam wzięła? Nie wiem... Podeszłam do zdjęcia na którym byłam ja i on i przejechałam po nim palcem... po moich policzkach poleciała łza

-To on? -zapytał Kuba stojący za mną jak ochroniarz

-Tak... był człowiekiem o wielkim sercu wiesz? -wydusiłam z siebie

-Nieźle go załatwili -Jakub rozglądał się po pokoju a ja tylko pokiwałam głową i przytuliłam się do koszulki Marcina by poczuć jego zapach. Przez płacz brakowało mi już tlenu.

-Uspokój się... bądź dzielna...

-Ty nie wiesz jak to jest być samemu... Nie chce z tobą wracać -patrzyłam na niego i błagałam w myślach aby mi pozwolił

-Pójdę gdzieś pochodzić... za godzinę po ciebie wrócę nie zostaniesz tutaj -On poszedł a ja wślizgnęłam się pod kołdrę i przytulałam się do jego koszulki... nagle zobaczyłam że na stole jest jego telefon... mogłam dzwonić... on by i tak nie odebrał... Miał mnóstwo połączeń nie odebranych... dokładnie 56. Wzięłam kilka rzeczy z mieszkania, kosmetyki, ubrania wspólne zdjęcie i jego dwie koszuli i czekałam aż Kuba wróci.

-Chcesz to zabrać? -patrzył na mnie jak na debila

-To ważne rzeczy dla mnie... dokumenty, kosmetyki... wiesz -przerwało mi bo nagle usłyszałam ze ktoś wszedł do mieszkania

-Marcin! -wykrzyknęłam i pobiegłam ale zatrzymał mnie jakiś facet,

-Ta dziewczyna nie jest dla ciebie, wyjdziesz sam czy mam cię wyprowadzić? -nieznajomy patrzył groźnie na Kubę

-Nie zamierzam się bić, poczekam na nią na zewnątrz -Kuba wyszedł a ja zostałam sama z nieznajomym

-Nie bój się -uśmiechnął się do mnie -oddam cię w ręce tego kto powinien cię mieć, choć za mną -poszliśmy tylnym wyjściem aby Jakub nie zorientował się że opuściliśmy mieszkanie -Trzeci dzień stoimy tutaj, wiedzieliśmy że będziesz chciała tu przyjechać... a Kubuś to taki typ że chce uległą laskę ale sam jest uległy

-Marcin, co z nim? -zapytałam drżącym głosem gdy ruszyliśmy

-Schowaj głowę, na wszelki wypadek aby cię nie widział

Wykonałam polecenie

-Słuchaj, Marcin jest w złym stanie... ale raczej stabilny. Jest tak połamany że nie może się ruszać, obie ręce, obie nogi, 5 żeber, nos, wstrząs mózgu i najgorsze ale lekarze ogarnęli sytuację... jebli mu kosę w plecy i dopiero dziś rano odzyskał czucie w nogach... i to jeszcze nie zupełne... Jest taki trochę sparaliżowany ale żyje

-Jezu... jaka ulga -popłakałam się ze szczęścia

-Przemek jestem tak w ogóle wspólnik -i nagle do mnie dotarło że to ten który siedzi za granicą i sprowadza auta

-Kiedy wróciłeś? -zapytałam i byliśmy już na miejscu

-Wczoraj rano... musiałem pomóc kumplowi chodź -otworzył mi drzwi samochodu i poprowadził do szpitala. Na 12 piętrze w sali 650 leżał Marcin... jego widok był okropny ale uspokoił mnie... ważne że żył...

-Kochanie -podeszłam do niego a on otworzył oczy i chwycił moją rękę

-Jest troszkę nie przytomny -usprawiedliwił go Przemek

-Nic ci nie jest... ? -wycharczał Marcin

-Nie -przytuliłam się do niego jednak Przemek od razu mnie odsunął

-To go boli -wytłumaczył mi, faktycznie przez jego twarz przepłynął grymas bólu

-Co będzie dalej? -zapytałam ich... jednak odpowiedzi nie dostałam... obawiałam się że oni sami nie wiedzieli

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz