Rozdział 117

423 20 4
                                    

Było już przed północą kiedy Angelika wyszła z Malwiną i Przemkiem na pasterkę, my zostaliśmy w domu... byłam zmęczona i chciałam pogadać z Marcinem.

-To nie może tak być że mnie więzisz bijesz, ruchasz dziwki potem znikasz i wracasz jak gdyby nigdy nic... nie było cię ze mną od 4 miesięcy. -powiedziałam z żalem patrząc na choinkę

-Julka ja naprawdę... -westchnął, nie wiedział co powiedzieć -ja się pogubiłem... tak dopiero to chyba teraz przecierpiałem śmierć Tomka

-Wiesz że to nie usprawiedliwienie -powiedziałam mrużąc oczy

-Przepraszam cię za każdą rzecz... za każdego siniaka i każdą ranę... jeszcze dwa tygodnie temu rozważałem czy nie powinienem popełnić samobójstwa... nie umiałem sobie tych świąt wyobrazić i dopiero teraz czuję ulgę -jego słowa wywołały u mnie wewnętrzną panikę... nie wierzę że Marcin mógł kiedy kolwiek rozważać czy chce żyć

-Zostaniesz już na zawsze? -wyszeptałam patrząc mu w oczy

-Weźmy ślub nawet jutro... i nigdy już się nie rozstawajmy -uśmiechnęłam się i pocałowałam go

-Jestem zmęczona, idę się umyć i położyć

-Dobrze idź... ja skoczę po rzeczy do auta

Kiedy wyszłam spod prysznica odetchnęłam z ulgą widząc jak Marcin rozpakowuje walizki do mojej szafy... znowu jest tak jak być powinno... jednak mimo wszystko z tyłu głowy miałam przeświadczenie że nie będzie to na wieki. Wślizgnęłam się pod kołdrę i zasnęłam. Wstałam o 7 i obudziłam od razu Marcina. Zamierzaliśmy iść do kościoła dziś na 8.30 rano. Z przerażeniem odkryliśmy wchodząc do salonu że zepsuło się ogrzewanie...

-Rozpalę w kominku... -powiedział Marcin czując się chyba bezradnym w takim problemie, -trzeba to zgłosić... dobrze że jest ten kominek

-No to rozpal... drzewo jest w piwnicy... ja zrobię śniadanie

Przygotowałam gofry i ciepłą kawę. Akurat kończyłam jeść kiedy skończył.

-Muszę się umyć

-No koniecznie... ale masz 40 minut więc się pośpiesz

Wstałam od stołu i włożyłam naczynia do zmywarki. Następnie zrobiłam makijaż i założyłam czarną sukienkę, tę samą którą miałam na wigilii. Do tego czarny elegancki płaszczyk i buty na koturnie. Msza trwała ponad godzinę. Było mnóstwo ludzi. Kiedy się skończyła pojechaliśmy po babcię i wzięliśmy ją na obiad.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz