Rozdział 45

1.9K 89 8
                                    

Byliśmy na dziewiętnastą. Luksusowa restauracja. Służący otworzył nam ogromne szklane drzwi. Weszliśmy do ogromnej sali. Na podeście stał fortepian a obok w garniturze stał facet który chyba miał grać. Marcin włożył na siebie garnitur czarny z czerwonymi dodatkami. I od razu zauważyłam że wszyscy mężczyźni którzy tu są mają taki sam styl. Wracając do wystroju sali to wszystko było na biało, jasna lakierowana błyszcząca podłoga. Lampy z karniszami jak w pałacu. Naprawdę było miło i pięknie choć troszkę nie w moim stylu. W tej ogromnej sali było zaledwie 6 par. Kobiety miały długie suknie wieczorowe, staranny makijaż, fryzury... jakby wszystko było z innej epoki. A ja ubrana w lekkie rzeczy... niczym nastolatka. Kelner wskazał nam stolik i usiedliśmy

-Podoba ci się tu? -zapytał uśmiechając się. Fortepianista zaczął grać jakieś spokojne nutki

-Tak -odwzajemniłam uśmiech. Kelner podszedł do nas z drogim szampanem  Moët & Chandon Bru. W smaku był słodki i mocno gazowany. Dosłownie 3 minuty później przynieśli nam na ogromnej tacce i wysokiej stercie lodu, owoce morza. Krewetki małże homary kalmary i ośmiornice. Przez myśl przebiegło mi pytanie ile to musi kosztować... Gdy to zjadłam byłam już najedzona. Kelner dolał nam wina i oznajmił że za piętnaście minut przyniesie główne danie.

-Jestem już najedzona... za dużo tego jedzenia -Narzekałam, wino szumiało mi w głowie

-Chodź na spacer po ogrodzie -wyciągnął do mnie rękę. Poszliśmy do ogromnego ogrodu. Chodź było zimno to przyjemnie się spacerowało. Nagle stanęliśmy przed zamarzniętym oczkiem wodnym

-Kochasz mnie? -zapytał szeptem

-Oczywiście -odparłam i pocałowałam go

-W takim razie -jakaś kobieta podeszła do nas z bukietem róż i maleńkim pudełeczkiem i w tej chwili na niebie rozbłysły się fajerwerki. Nie wiedziałam na co się patrzeć i nagle zobaczyłam klęczącego Marcina.... jak w bajce -wyjedziesz za mnie? -otworzył pudełeczko i czekał na odpowiedź a mi zabrakło słów... fajerwerki były głośne, zimno które mnie przeszywało nagle zamieniło się w przyjemne ciepło... miałam wrażenie jakby wiał ciepły wiatr

-Tak -odpowiedziałam w końcu a on wziął moją dłoń i wsunął na nią srebrny pierścionek z niebieskim diamentem... był piękny. Wzruszyłam się

Wstał z ziemi i pocałowaliśmy się... magiczna i piękna chwila której nigdy nie zapomnę. Chwilę jeszcze oglądaliśmy maleńkie iskierki które rozbłyskały się na niebie aż w końcu zgasły.

-Zgłodniałaś? -zapytał i wziął mnie za rękę

-Pewnie a ty? -uśmiechnęłam się

-Też, no to chodźmy jeść... wiesz że minęło pół godziny?

-A dla mnie to był chwila -zaśmialiśmy się i radośni wróciliśmy. Od razu przyniesiono nam Chowder Łososiowo-pomidorowy. Do tego świeżo wypiekany chleb. Była to taka gęsta zupa francuska... przepyszna w smaku. W przerwie pomiędzy kolejnym daniem podziwiałam pierścionek... i nie mogłam uwierzyć że on jednak się oświadczył... choć byliśmy małżeństwem... to śmieszne a takie prawdziwe. Kelner przyniósł nam polędwicę wieprzową nadziewaną pastą truflową w szynce parmeńskiej na borowikach smażonych podawaną z ziemniakami pieczonymi i sałatką z rukoli i prażonymi pestkami słonecznika. To danie też było smaczne ale nie tak jak poprzednie... może dlatego że nie przepadam za wieprzowiną. Po dwudziestu minutach dostaliśmy deser uzupełniający cały dzień. Na początek kieliszek jakiegoś drinka. Nie wiem co to było ale nie smakował mi bo był za mocny. Potem od razu zabrano nam kieliszki i podano tak zwany "deser walentynkowy" czyli maleńkie kubeczki połowa to była galaretka z całymi kawałkami truskawek i bita śmietana posypana czekoladą... nic specjalnego ale smakowało. A później gdy ja myślałam że to już koniec podali brązowe sakiewki naleśnikowe z owocami. I to było cudowne w smaku ale byłam tak najedzona że nie mogłam zjeść całego. Wyszliśmy o 22... w czasie gdy czekaliśmy na kierowcę zapaliliśmy papierosa... od dawna nie paliłam. Wróciliśmy o 23. Wzięliśmy prysznic i spędziliśmy ze sobą upojną noc. 

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz