Rozdział 92

973 52 6
                                    

O poranku zbudziłam się z bólem głowy ale to nie był kac. Nic przecież nie piłam, kiedy spojrzałam na telefon zobaczyłam że jest 6 rano... miałam też 21 połączeń nie odebranych od Angeliki. Kiedy do niej oddzwoniłam odebrała zapłakana 

-Co się stało? -w telefonie był tylko płacz i słyszałam jak bierze oddech aby się uspokoić. Przeczuwałam że coś okropnego musiało się wydarzyć 

-Musisz przyjechać -powiedziała w końcu 

-Ale dlaczego! Co się stało? -dopytywałam się bo chyba przecież nie dzwoni do mnie o 6 rano zapłakana by powiedzieć mi że mam wracać do domu 

-Rodzice mieli wypadek -kiedy usłyszałam te słowa nie wiedziałam jeszcze jak bardzo od tej chwili zmieni się moje życie, zrobiło mi się słabo 

-W jakim są w stanie? i z kim ty w ogóle jesteś? 

-Sama w szpitalu... tata jest reanimowany a mama ma operację.. krwotok do mózgu 

-Kochanie dzwonie po Marcina i jadę tam! 

Nie czekając na odpowiedź skontaktowałam się z ukochanym i w pośpiechu zaczęłam się pakować.. nie docierało do mnie to co się wydarzyło. Wszystko opowiadałam Malwinie która koniecznie chciała wrócić ze mną 

Nie specjalnie zaskoczyło mnie to kiedy o 8 rano byliśmy na polu gdzie stał helikopter ten sam którym wcześniej byliśmy w Gdańsku. O 10 byliśmy w Warszawie i w pośpiechu biegłam do szpitala. Na korytarzu siedziała załamana Angelika i babcia- mama mamy.

-Co się dzieje? -przytuliłam Angele i próbowałam uspokoić choć sama byłam w potrzasku i bolał mnie brzuch 

-Tata od nas już odszedł... -czas stanął w miejscu.... wybuchnęłam płaczem a Marcin schował twarz w dłoniach. Babcia też zaczęła płakać 

-o 11.15 zmarł... był bardzo dobrym człowiekiem i kochał was nad życie -powiedziała babcia która próbowała być spokojna 

o 13 lekarz z sali operacyjnej do nas przyszedł i poinformował że możemy wejść do mamy ale tylko dwie osoby. Poszłam więc ja i moja siostra. Babcia dała nam tą chwilę byśmy pobyli sami. 

Mama leżała podpięta do tysiąca różnych kabelków i dziwnych sprzętów. Miała pocięta i posiniaczoną twarz, zabandażowaną głowę i unieruchomiony obojczyk. 

-Co z tatą? -zapytała nas ochrypłym głosem 

-Mamo... tata już odszedł -wybuchnęłyśmy płaczem 

-To moja wina... tak bardzo moja wina... -mama była załamana 

-Kto kierował? -zapytała Angelika...

-Ja kierowałam, tata krzyczał cały czas że mam zwolnić ale ja jak na złość żeby mu pokazać że kobiety też potrafią, jechałam 160 na godzinę... nie zobaczyłam tego tira.. nie było szans 

-Mamo jakoś sobie poradzimy.. 

-Muszę wam coś powiedzieć.. ja też powoli umieram... mam 10% szans na przeżycie.. i lekarz powiedział że to cud że mam jeszcze możliwość pożegnania się z wami... zawołajcie mi babcie.. 

Kiedy weszła babcia ja musiałam wyjść, stałam wtulona do Marcina i usłyszałam nagle głos babci...

-Julia chodź -nie zastanawiałam się nad niczym tylko od razu poszłam 

Angelika przytulała mamę i płakała a mama głaskała ją ręką po plecach ja też się do nich przytuliłam 

Ostatnimi słowami mamy było tylko to że nas kocha i żebyśmy się nie załamywały bo ona będzie z nami cały czas, w dobrych i złych chwilach... będzie obok ale jej nie zobaczymy już nigdy i nie usłyszymy.. 

o  14.12 zmarła 



PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz