Rozdział 30

2.7K 123 7
                                    

Przecież to oczywiste że nie ma miejsca gdzie Fredo by mnie nie znalazł... jedyne co zdążyłam zrobić to napisać SMS-a do Marcina z informacją "Jesteśmy w niebezpieczeństwie... "Jesteśmy"" podkreśliłam mu to słowo licząc że będzie wiedział że coś jest na rzeczy, sama nie wiedziałam czy dobrze to odbierze. A zaraz po wysłaniu zorientowałam się że przecież on jest w Holandii... nie wróci tu w pięć minut po mnie by mnie ratować... mnie, nas. Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Zatrzymaliśmy się. Myślałam że to już koniec trasy ale nie Fredo otworzył bagażnik tylko po to by zadać mi kilka ciosów z pięści, chroniłam rękami brzuch... bałam się że mnie tam właśnie uderzy...  bałam się o to maleństwo które we mnie było... Przyłożył mi jakąś szmatę która śmierdziała i po chwili odleciałam w sen.

Obudziłam się dopiero jak leżałam w jakiejś szopie, obok mnie była dziewczyna. Miała rozwaloną głowę i całą zakrwawioną twarz. Przerażający widok... wstałam i sprawdziłam czy mam telefon dalej w moim schowku czyli w bucie... nie wyczaił że mogłam go tam mieć... wyjęłam go i nie wiedziałam sama czy mogę zadzwonić po policję... bałam się. Miałam 6 połączeń nie odebranych jedno od mamy i 5 od Marcina. Moja rodzina nie wyczuwała że znów jestem w poważnym niebezpieczeństwie... jeden sms od Marcina...

"Wy? Jak wy? Frodo? Trzymaj się... bądź dzielna zabiorę cię z stamtąd obiecuję"

Podeszłam do dziewczyny i sprawdziłam czy żyje... i żyła. Na mój widok się wystraszyła...

-Spokojnie -wyszeptałam

-Czego chcesz? -zapytała

-Jestem Julia, Fredo cię zamknął?

-Jestem tutaj od 4 dni kurwa... dostaję jeden posiłek dziennie... i mogę tylko dwa razy iść do toalety za cały dzień... zimno tu a temu psychopacie zależy na tym by mnie zabić...

-Mnie też  chce zabić... uciekniemy stad... jakoś damy radę -chciałam ją uspokoić... miałam w sobie dużo siły

-Nie uciekniemy... jesteś tutaj to jesteś skazana na śmierć -dziewczyna ewidentnie była zrezygnowana

Nie gadałam z nią bo się po prostu nie dało. Jej podejście do mnie było takie jak do największego wroga... Po kilku godzinach w środku nocy Fredo wrócił i zabrał mnie do biura agencji towarzyskiej. Przeszłam tam rozmowę z jakimiś dwoma kolesiami na temat tego czy jestem dziewicą, czy się zabezpieczam podali mi warunki... ważyłam 48kg a miałam ważyć 30... miałam być wychudzona i miałam być słaba. Nie wiem po co im to ale okej... błagałam w duchu aby pomoc szybko przyszła. Gdy dwaj panowie wyszli Fredo zadał mi parę kopniaków na szczęście nie bezpośrednio w brzuch bo miałam go zakryty rękami, z powrotem wróciłam do szopy w której było mega zimno i miałam tam zostać przez tydzień... Całą noc nie spałam... trzęsłam się z zimna jak osika a rano gdy Fredo wszedł liczyłam na ciepły posiłek... zamiast tego dostałam zimne płatki i litr mleka z lodówki...

-Mówiłam ci -powiedziała dziewczyna która zajadała się tym ze uszy jej się trzęsły...Zmiażdżyłam ją wzrokiem i zjadłam kilka łyżek tylko dla tego że musiałam myśleć o dobru dziecka

Nagle usłyszałam jakieś krzyki

-Nie masz prawa tam wejść!

-Zabraniam ci!

-ona musi zginąć!

drzwi się otworzyły a do stodoły wszedł wściekły Marcin. Fredo próbował go zatrzymać ale ten wyciągnął pistolet i wymierzył w jego ramię... Kazał mu wypuścić mnie i tą dziewczynę... Posłusznie wyszłyśmy i jakiś facet zaprowadził nas do samochodu. Usłyszałam strzał... Marcin zabił Freda?

Ważne że byłam bezpieczna... Odwieźli nas do jakiegoś hotelu... wzięłyśmy ciepłą kąpiel i dostałyśmy ciepły posiłek i herbatę z cytryną oraz ciepłe ubrania. Dziewczyna która ze mną była otrzymała pomoc lekarską... a dokładnie odkazili jej ranę, szyli i zabandażowali... dostała 500 zł od Marcina na powrót i więcej jej nie widziałam. Ja sama siedziałam przy kaloryferze w grubym swetrze i patrzyłam na ten niecodzienny widok... Zatroskany Marcin...

-Musimy pogadać -odezwałam się w końcu

-Słucham -podszedł do mnie i usiadł obok przytulając mnie do siebie

-Nie chce rozwodu... ale -zawahałam się

-No co jest? Ja też go nie chcę -powiedział i uśmiechnął się

-Jestem w ciąży -odważyłam się w końcu i zamknęłam oczy

Czułam jak zaciska ręce na moich ramionach i jak całe jego ciało się spina. Otworzyłam oczy by zobaczyć jego reakcje... oczy miał zamknięte jak by chciał sobie wszystko poukładać w głowie

-To... -westchnął -to wspaniale... zatroszczę się o was... Fredo już nic ci nie zrobi

-Naprawdę się cieszysz? -zapytałam nie dowierzając , ten się uśmiechnął i mnie pocałował...

-naprawdę... postrzeliłem Freda w ramię... teraz się mnie boi -widziałam że oczy się mu rozweseliły

-Kto to właściwie jest Fredo...?

-Nie wiem czy mogę ci powiedzieć... -wahał się

-Musisz... -nalegałam

-Fredo to mój opiekun.. jak wiesz nie mam ani mamy ani taty... tata się zaćpał jak miałem 6 lat a mama zmarła jak miałem 14... prawdopodobnie to ten skurwiel ją zabił... ktoś jej dosypał trucizny do drinka... zmarła w cierpieniach... wypalało ją od środka i nic nie dało się zrobić -Marcin zamknął oczy, widziałam że to dla niego złe wspomnienia -W tedy Fredo był jej facetem... byli ze sobą dwa lata. Mama twierdziła że się kochają... ale jakoś nie uśmiechała się często... Sąd ustanowił Freda moim prawnym opiekunem bo nie miałem nikogo innego... ani mama ani tata nie mieli rodzeństwa... zostałem sam i od kąd ukończyłem 14 lat uczyłem się strzelać... Fredo uczył mnie że nie wolno szanować kobiet... wmawiał mi że to szmaty tylko do ruchania... Miałem 15 lat jak zabrał mnie pierwszy raz do burdelu i kazał wziąć sobie jakąś kobietę i ją mocno bić i ruchać... Jak pierwszy raz ciebie zobaczyłem to traktowałem cię tak jak mnie uczono... dopiero później serce zaczęło mi mięknąć... czułem to nienaturalne uczucie... że kocham i byłem na siebie zły że musiałem zadawać ci ból... w pewnym momencie nie umiałem już tego zrobić na trzeźwo... musiałem się napić żeby mi dodało sił. Ale przyrzekam ci... że nie podniosę już na ciebie ręki... -patrzył na mnie a ja się do niego przytuliłam, było mi go żal -zostań w mieszkaniu... możesz  tam mieszkać do ślubu... później wrócimy do naszego domu... co ty na to?

-Eh... zgadzam się -pocałowałam go i zastanawiałam się co dalej...

-Myślę że w ciągu czterech miesięcy uda nam się wszystko załatwić... tylko najbliżsi... poznasz moich bliskich a ja poznam twoich

Czułam w sercu radość... to wszystko zaczęło się układać... sama nie wiedziałam co dalej ale chciałam być blisko Marcina.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz