#59 Harry Potter i Lepsze dni |Tom Felton|

1.3K 48 23
                                    

J

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

J.K.Rowling zakończyła serię o Harrym Potterze sceną, gdzie Draco odchodzi z rodzicami po zakończonej bitwie. Ówcześnie udało mu się pomóc Potterowi w zniszczeniu Voldemorta, udowadniając tym samym, że wcale nie był złą postacią. Jego rodzice zdawali się być dumni z syna i szczęśliwi, że Sami-Wiecie-Kto upadł, zniknął. Jednak czy seria na pewno została zakończona? Otóż... nie. W ten piękny dzień 2 stycznia 2020 została wydana kolejna, niezapowiedziana część! Równo 3 lata po publikacji Insygniów Śmierci. Fani oszaleli ze szczęścia. W końcu Joanne przysięgała, że niczego więcej już nie napisze (no może poza pobocznymi, ale również w jakimś sensie związanymi z Harrym rzeczami). Bardzo szybko zaczęto planować ekranizację powieści. Miało się w niej wyjaśnić jak potoczyły się dalsze dzieje bohaterów, ale nie o tym.
Po zaledwie pół roku, ogłoszono casting do filmu. Chciałaś spróbować, dlatego wybrałaś się na niego i.... dostałaś się. Otrzymałaś rolę 22 letniej Verity Murphy, pochodzącej z Irlandii. Dziewczyna miała być uczennicą Hogwartu z rocznika Harry'ego i należeć do Slytherinu, jednak nigdy wcześniej autorka nie wspomniała o niej w książce. Status krwi - czysta. Verity była tolerancyjna i zaprzyjaźniona z wieloma mugolami, gdyż sama mieszkała w ich świecie. Jej rodzice zginęli podczas bitwy o Hogwart z rąk Rona i Hermiony, na których według rozkazu Voldemorta mieli rzucić zaklęcie śmierci. I tą właśnie sceną rozpoczynała się część ósma - „Harry Potter i Lepsze Czasy".

ROZDZIAŁ  I - WSPOMNIENIA

Ronald wraz z Hermioną zdołali dość szybko wydostać się z komnaty tajemnic, nie odzywając się słowem. Byli przemoczeni do suchej nitki. Biegli szybko przed siebie korytarzami Hogwartu, szukając Harry'ego.
- Taka urocza z was para, moi drodzy.-Odezwała się Lena, matka Verity. Stanęła na ich drodze, wraz z mężem i wyciągniętymi w ich stronę różdżkami. - Miłość jest piękna, ale bardzo krótko trwa.-Dodała. - Sean, do dzieła. Mamy zadanie do wykonania.-Warknęła.
- Avada Kedav..-Zaczął mężczyzna.
- AVADA KEDAVRA!-Krzyknął Ron, a zaklęcie uderzyło w małżeństwo. Odlecieli kilka metrów w tył, wypuszczając różdżki z dłoni.

 Odlecieli kilka metrów w tył, wypuszczając różdżki z dłoni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Ron...-Szepnęła Hermiona, zatykając usta dłonią.
- Musiałem, Hermiona. Dobrze to wiesz.-Odparł rudzielec, przytulając do siebie dziewczynę. Granger rozkleiła się. Czy Weasley'owi mógł grozić pobyt w Azkabanie, za użycie niewybaczalnego zaklęcia? Być może. Nikt tego nie wiedział.
- Co tu się..-Odezwała się Verity. Wystraszona, z raną na policzku, stanęła przy przytulonej do siebie parze, patrząc na ciała rodziców. Była jedyną Ślizgonką (oprócz Dracona, Crabbe'a i Goyle'a), która wzięła udział w bitwie - z tą różnicą, że ona walczyła po dobrej stronie.
- Verity... Ja... Oni chcieli..-Plątał się Ronald.
- Rozumiem. Chciałam ich powstrzymać.-Odparła.-Jeżeli to był jedyny sposób, w takim razie trudno. Nie miałam z nimi dobrego kontaktu. Byli toksyczni i... Nie martw się Ron. Wszystko będzie dobrze.-Rzuciła dziewczyna. - Zapewniam, że pomogę ci jeśli będą chcieli cię wsadzić. To samoobrona.-Dodała.
- Tiara popełniła błąd, przydzielając cię do Slytherinu.-Stwierdziła Hermiona.
- Slytherin to wyjątkowy i cudowny dom. Jak każdy z resztą. Niczyja w tym wina, że ludzie są beznadziejni. Nie wszyscy oczywiście.-Odparła. - Lećmy. Harry jakiś czas temu poszedł do zakazanego lasu i dalej go nie widać. Obawiam się, że mogło stać się coś złego.-Rzuciła Verity. Hermiona i Ron skinęli głowami i razem pobiegli wzdłuż korytarza, pełnego gruzu, do drzwi wyjściowych. Powoli świtało. W oddali dalej można było usłyszeć huki, syczenie, wybuchy. Hogwart był w masakrycznym stanie. Jeszcze może godzina, a cały budynek mógł runąć.
- Co mamy robić? Macie w ogóle jakiś plan?-Odezwała się Murphy, zaglądając po kolei do każdego z pomieszczeń, szukając rannych, którym mogliby pomóc.
- Nagini. Musimy zniszczyć Nagini. To ostatni Horkrux. Potem zostanie już tylko Sama-Wiesz-Kto.-Odparł Ron.
- Voldemort. Po prostu Voldemort. Nie bój się jego imienia. Poza tym jeśli będziemy je wypowiadać, śmierciożercy pomyślą, że jesteśmy jednymi z nich i nas nie tkną. W końcu tylko im „wolno" nazywać go po imieniu.-Rzuciła Verity. - Rozumiem, że chcecie zniszczyć Nagini tym?-Spytała, wskazując na miecz, umieszczony za paskiem Weasley'a. Chłopak skinął głową. (...)
Murphy, Granger i Weasley pomogli kilku rannym i przenieśli ich do Wielkiej Sali, a raczej jej ruin, gdzie tamci otrzymali profesjonalną pomoc od Poppy Pomfrey. Następnie rozdzielili się w poszukiwaniu Nagini. Przeklęty dusiciel mógł być wszędzie. Verity udała się do lochów i zaglądała po kolei do każdego z pomieszczeń. W jednym z nich, zauważyła Dracona Malfoy'a, stojącego przed zwierciadłem Ain Eingarp. Chłopak pociągał nosem i dotykał szkła, tak, jakby zobaczył tam coś naprawdę poruszającego, jednocześnie nie zauważył obecności Ślizgonki. Murphy chciała zostawić go samego, jednak wycofując się, drzwi zaczęły skrzypieć, a wzrok chłopaka natychmiast skierował się na dziewczynę. Miał niezwykle białą cerę, podkrążone i zaczerwienione od płaczu oczy. Kilka dość świeżych ran wybijało się na jasnej karnacji. Jego spojrzenie wyrażało potężne cierpienie.
- Ja.. przepraszam. Nie przeszkadzaj sobie.-Szepnęła. Blondyn spojrzał ponownie w lustro. Tym razem jednak uniósł wysoko brwi. Wydawał się być czymś zaskoczony. Chwycił za wewnętrzną kieszeń swojego czarnego garnituru, zupełnie tak, jakby przypomniał sobie o czymś ważnym, ukrytym w środku. Otarł oczy z łez i szybko ruszył w stronę Verity.
- Gdzie Potter?-Odezwał się. Miał zachrypnięty głos. Stanął przed dziewczyną, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Poszedł do zakazanego lasu wczoraj późnym wieczorem. Podobno miał tam coś ważnego do załatwienia i dalej nigdzie go nie ma.-Odparła. Spojrzała w górę, aby spotkać się spojrzeniem z wyższym od siebie niemalże o głowę Malfoy'em. Chłopak uderzył pięścią w drzwi.
- Jasna cholera.-Syknął.
- Voldemort się zbliża!-Rozległ się krzyk. Verity niemalże od razu wybiegła z pokoju, a następnie z lochów i skierowała się w stronę wyjścia. Draco pobiegł za nią. W oddali widać było potężną grupę ludzi, z Sami-Wiecie-Kim na czele. Za nim podążał Hagrid, niosąc kogoś na rękach. Murphy stanęła na schodach, tuż przy Malfoy'u. Oboje wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami. Chwilę później dołączyli do nich Granger i Weasley.
- Harry Potter nie żyje!-Roześmiał się Voldemort, a wraz z nim wszyscy śmierciożercy.
- Nie...-Szepnęła Hermiona. Po jej policzkach popłynęły łzy. Ron wtulił ją w siebie, samemu szlochając. Matka chłopaka złapała się za serce i spuściła głowę. Draco zaczął drżeć. Zacisnął szczękę, nie mogąc uwierzyć, że to prawda.
- A wy moi drodzy, chcecie żyć?-Odezwał się Sami-Wiecie-Kto. - Jeśli tak, zapraszam do moich szeregów. Jeśli nie, każde z was zostanie zniszczone.-Dodał.
- Draco. Draco!-Syknął Lucjusz, stojący za Czarnym Panem. Blondyn podniósł na niego wzrok i zacisnął pięści.
- Draco. Chodź.-Powiedziała jego matka z czułością w głosie. Malfoy spojrzał na Murphy, wahając się. Oczy miał pełne łez. Zrobił krok do przodu, następnie go cofając. Jednak przełamał się i ruszył w stronę rodziców, a Voldemort powitał go z otwartymi ramionami. Verity posmutniała. Wszyscy w głębi serca mieli nadzieję, że to tylko zły sen. Blondyn stanął obok rodziców, wyraźnie złamany całą sytuacją.
- Longbottom również chce dołączyć?-Spytał Sami-Wiecie-Kto.-Cóż, liczyłem na nieco lepszych ludzi w armii, ale tacy jak ty też się przydadzą. Dostaniesz zadania, których na pewno nie zapomnisz.-Roześmiał się. Wzrok wszystkich skupił się na Nevillu, podążającym w stronę Voldemorta. Zatrzymał się kilka metrów przed nim i wygłosił najbardziej poruszającą przemowę dotyczącą Harry'ego, jaką można było sobie wyobrazić. W tym czasie Czarny Pan śmiał mu się prosto w twarz. Nagle kątem oka dało się zauważyć ruch. Czy to Harry poruszył się na rekach Hagrida? Hermiona i Ron uważnie przyjrzeli się przyjacielowi, a ten chwilę potem zeskoczył na ziemię. Draco wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki nic innego, jak czarną różdżkę i rzucił ją Harry'emu krzycząc „Potter, łap!", po czym ruszył biegiem w stronę Hogwartu i zagonił do środka wiele osób, tym samym ratując ich przed śmiertelnym zaklęciem, rzuconym przez Voldemorta. Zaczęła się bitwa miedzy Potterem a Czarnym Panem. Również wielu śmierciożerców zaatakowało „dobrą stronę", raniąc i zabijając wiele osób. (...)
- Udało się... Voldemort został zniszczony!-Krzyknął Harry, upadając we łzach na kolana. Hermiona oraz Ron podbiegli do niego i uściskali go. Draco opadł na ziemię, łamiąc przy tym swoją własną różdżkę. Również okazał się bohaterem. Wraz z Harrym rzucali zaklęcia w stronę Czarnego Pana. Dzięki ich współpracy, ten zmienił się w pył i zniknął. Gdy to wszystko się działo, Verity zniszczyła Nagini za pomocą miecza, który Ron zgubił podczas ucieczki. Wyszła przed zamek pokryta krwią, z wieloma ranami. Wycieńczona całonocną walką usiadła na schodach, biorąc wiele głębokich oddechów. Dodatkowo uderzył ją widok ofiar, spoczywających na Wielkiej Sali. Musiała stamtąd natychmiast wyjść, aby nie wybuchnąć płaczem. Było tam wielu jej przyjaciół, którzy przegrali bitwę - honorowo, ale jednak przegrali. Jej usta zaczęły drżeć, a oczy zaszły łzami na widok Rona, który również stracił ważną osobę.
- Verity!-Krzyknęła Hermiona, podbiegając do niej. Chwilę później Ron i Harry do nich dołączyli i uklęknęli po obu stronach dziewczyny. Jedynie Draco w dalszym ciągu siedział na ziemi i przyglądał się ich czwórce. - Cieszymy się, że nic ci nie jest. Bez twoich rad, już byśmy nie żyli.-Rzucił Ron, głaszcząc ją po ramieniu.
- Ron... Tak mi przykro...-Odparła dziewczyna i rozpłakała się. Rudy spojrzał na przyjaciół i biegiem ruszył na Wielką Salę. Przyjaciele i Murphy zaraz za nim. Po wejściu do środka, łzy popłynęły mu po policzkach. Jeden z jego braci - Fred - stracił życie. Ron uklęknął przy siedzącym obok drugim z bliźniaków i uściskał go. Do przytulasa dołączyła Ginny oraz Molly.
- Naprawdę nie chciałem, żeby ktoś umierał z mojego powodu. To nigdy nie powinno się wydarzyć.-Odezwał się Harry, roztrzęsiony, we łzach. Hermiona przytuliła go mocno.
- To nie twoja wina, Harry. Każdy chciał zniszczyć Voldemorta. Naprawdę każdy. I na pewno nikt nie ma do ciebie żalu.-Wymruczała cicho Verity. - Krew jednorożca... Cholera, pamiętacie jak Hagrid opowiadał nam na zajęciach o możliwościach jednorożców? Ich krew może postawić na nogi umierającego. Nie mam pojęcia, czy zadziała na ... nieżywym... ale musicie spróbować..- Mówiła. Potter i Granger spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Doszedł ich płacz rodziny Weasley. - Przepraszam, ale pójdę już. To dla mnie nie do zniesienia.-Dodała, zakrywając twarz dłońmi, po czym wyszła z Wielkiej Sali, a następnie długim korytarzem podążała do drzwi wyjściowych z zamku. Po drodze minęła grupę Ślizgonów, którzy przez całą bitwę ukrywali się w lochach.
- No proszę. Bohaterka się znalazła.-Odezwała się Pansy, krzyżując ramiona. Murphy zmierzyła ją zabójczym spojrzeniem.
- Rozumiem, że masz satysfakcję z bycia tchórzem, Parkinson? Miło było siedzieć całą noc w lochach? Nie kiwnąć nawet palcem? -Odparła. Pansy wywróciła oczami.
- Słyszałam, że twoi starzy nie żyją. Kto teraz będzie cię rozpieszczał?-Spytała z wymuszoną troską. Verity prychnęła śmiechem, po czym wzięła zamach i zaserwowała jej soczysty cios w twarz. Parkinson upadła na podłogę ze strumieniem krwi cieknącym z nosa, a reszta Ślizgonów wycofała się, udając, że niczego nie widzieli.
- Co ty sobie wyobrażasz!-Pisnęła brunetka, ocierając krew rękawem szat. Verity nie miała siły, ani ochoty na kłótnie, a więc szybko wyszła z Hogwartu. Na zewnątrz Draco, przytulający swoich rodziców. Cała trójka płakała. Ze szczęścia oczywiście.
- Synu, jesteśmy ci wiele winni.-Odezwała się Narcyza, głaszcząc Dracona po włosach. - Jesteśmy z tatą dumni, że chciałeś mu pomóc. Możemy z ojcem trafić do Azkabanu, ale obiecaj.. obiecaj, że będziesz lepszym człowiekiem, niż my oboje.-Dodała. Blondyn skinął głową. Verity minęła ich bez słowa. Jej włosy powiewały na wietrze, a z oczu ciekły łzy. Szczęścia, dumy, smutku, rozpaczy. Hogwart był jej domem. To tu zdobyła przyjaciół, pewność siebie, siłę, zaczęła w pełni żyć, czuła się potrzebna. I to tu wszystko straciła przez Voldemorta. Ale teraz miało być lepiej. Zatrzymała się na środku mostu, kątem oka dostrzegając skupiony na niej wzrok Malfoy'ów. Wyjęła z kieszeni swój świstoklik, zamknęła oczy i zniknęła. Teleportowała się .. nikt nie wiedział dokąd, jednak z pewnością do swojego rodzinnego domu. Malfoy'owie chwilę później zrobili dokładnie to samo.(...)"

Draco Malfoy & Tom Felton ImaginyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz