Ten dzień okazał się totalną porażką. Najpierw półgodzinne spóźnienie na zajęcia. Potem dwie niezaliczone sesje. Na koniec jakieś hiper problemy z moimi praktykami, bla bla - po prostu jeden wielki harmider, tragedia, wszystko co najgorsze. Wyszłam z uczelni jak zbity pies, nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić. Miałam tydzień, aby dopracować swoją wiedzę do pierwszych terminów niezdanych egzaminów, jednakże było to tyle co nic, zważając na moją pracę od świtu do nocy. Wykładowcy dosłownie oszaleli. Dodatkowo czułam rozpierającą mnie od środka złość, gdyż miałam fantastyczny plan, aby usiąść na końcu i wykorzystać wysokie krzesła osób przede mną, jako swego rodzaju kamuflaż na ściągi. No wiecie, przykleiłabym je na oparciach i tak dalej. Niestety, pech chciał że wykładowczyni przesadziła mnie i moją dobrą kumpelę do pierwszego rzędu, bo jak stwierdziła „ciasno tam u was". Przepraszam, ale za mną siedziała ciasno zbita reszta mojej grupy i jakoś do nich się nie doczepiła. Na szczęście żadne z nich nie zdało, chociaż tyle dobrego. A mieli barany ściągi! W każdym razie, ponieważ już poniekąd wyrzuciłam z siebie to co chciałam, przejdźmy do istotniejszej części historii.
Po południu byłam umówiona z koleżanką, której w następnym tygodniu miałam wykonywać makijaż ślubny. Takie tam spotkanko, aby poplotkować, ale również omówić kwestie związane z moją usługą. Dziewczyna podjechała pod uczelnię swoim najnowszym Porsche (nie ukrywajmy, chciała się po prostu wylansować w oczach biednych studentów i jak to ona pośmiać się, że podjęła świetną decyzję rzucając studia i związując się z dzianym facetem). Normalnie osobie takiej jak ona odmówiłabym wykonania makeupu, jednak jeśli mam być szczera - nie gryzie się ręki, która cię karmi. Potrzebowałam kasy. Mimo spędzania w pracy całej masy godzin, nie zarabiałam na tyle dobrze, aby móc sobie na wszystko pozwolić. Właśnie dlatego dorabiałam malując klientki. Wracając do tematu - posiedziałyśmy w kawiarni, pogadałyśmy, pośmiałyśmy się (przysięgam, że jeszcze nigdy tak bardzo nie wymuszałam śmiechu), a po dwóch godzinach, postanowiłyśmy się rozejść.- Jestem przy kawiarni w centrum. Dokąd mam iść?-Spytałam, dość obojętnie, trzymając telefon przy uchu.
- Idź w stronę galerii. Mam jeszcze jedną rzecz do załatwienia po drodze, ale myślę że zajmie mi to koło dziesięciu minut. Zgarnę cię gdzieś przy przystanku albo ewentualnie poczekaj na parkingu podziemnym.-Odparła przyjaciółka, szeleszcząc czymś niemiłosiernie, przez co aż mnie głowa rozbolała.
- Kochana, twoje dziesięć minut nigdy nie trwa dziesięć minut.-Dodałam, wywróciwszy oczami.
- Uwierz we mnie choć ten jeden raz.-Zachichotała, a ja z automatu uśmiechnęłam się delikatnie, doskonale wiedząc, że i tak tego nie widzi. Po prostu jej śmiech, lekkie podejście do życia, radość jaka od niej płynęła, sprawiały, że mój humor od razu stawał się lepszy.
- W takim razie idę pod galerię. Powooooli, żebyś w ciągu stulecia się wyrobiła.-Rzuciłam prześmiewczo. Byłam pewna, że gdyby Y/F/N była obok, wystawiłaby do mnie język. Zbyt dobrze ją znałam.
- Udław się tymi sarkazmami. Widzę, że niezaliczona sesja wcale cię aż tak mocno nie przybiła. A szkoda, słońce. Już miałam zamiar robić zapas trunków na dziś wieczór.-Mruknęła z udawanym smutkiem w głosie.
- Tak, tak. Jak już będziesz kupować alkohole, mi weź jakiś kawowy.
- Jasna sprawa, kujonie. Do potem.
No i tu się zaczynają schody, bo niestety nie było żadnego „potem". Znaczy.. w sumie było. Wieczorem, bo dopiero wtedy tak naprawdę się zobaczyłyśmy. Co się wydarzyło? Otóż w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut, zdążyłam zrobić z siebie totalną kretynkę, co już chyba nikogo nie zdziwi. Gdyby na mojej uczelni dawali stypendium za bycie błaznem, dostałabym je jako pierwsza i ostatnia.
CZYTASZ
Draco Malfoy & Tom Felton Imaginy
FanfictionImagine - krótka forma opowiadania. Każdy imagin opowiada o czymś innym, może być podzielony na kilka części. Może być króciutki, może być bardzo długi. Cała książka to zbiór imagine'ów, w którym każdy opowiada inną historię. Nie ma ciągłości między...