#145 Śmierciożerca

1.3K 54 1
                                    

Jako mugolak spotkało mnie sporo złego z moim krótkim życiu. Zwłaszcza przez Malfoy'a. Czarujący blondyn z mojego roku totalnie poniewierał czarodziejami takimi jak ja. Niejednokrotnie zamykałam się w dormitorium, zalana łzami przez jego chore akcje i wredne teksty. Był absolutnym rasistą, najgorszym z najgorszych. Obrał sobie za cel dręczenie innych. To totalnie niesprawiedliwe. W końcu czy któreś z nas wybrało sobie rodzinę i status krwi? Czemu dyskryminowano nas mimo, że nie mieliśmy wpływu na swoje pochodzenie? Tradycja tradycją, a gdzie człowieczeństwo? W każdym razie wróć - na szóstym roku docinki nieco ustały. Draco wyglądał koszmarnie. Włosy w ogóle nie ułożone, roztrzepane na wszystkie strony. Oczy przekrwione, jakby spędzał całe dnie na płaczu, w dodatku ta sina cera i niesamowicie wychudzona sylwetka. Chodzący trup. W dalszym ciągu atrakcyjny, bo tego nie szło mu odmówić, a jednak coś było wyraźnie nie tak. Przestał zajmować się dokuczaniem uczniom, nie zwracał na nikogo ani na nic uwagi, raz nawet zdażyło mu się kogoś przeprosić, a to już nie wróżyło niczego dobrego. W końcu Malfoy nigdy nie przepraszał. Przez pół roku, każdy w szkole zastanawiał się o co chodzi, gdzie zniknął nasz szkolny prześladowca, a na jego miejscu siedział smutny, pozbawiony życia obcy człowiek.
- Spójrzcie na niego. Jakby przebywał w zupełnie innym świecie.-Odezwałam się, wskazując wzrokiem na blondyna, siedzącego przy stole obok. Nadeszła przerwa świąteczna, na którą Draco po raz pierwszy od sześciu lat nie wracał do domu. Wielka sala świeciła pustkami. Zostało tylko kilka osób, w tym ja, Harry, Ron, Draco oraz paru Puchonów.
- Strach się zbliżyć. Nie wiem jak wy, ale przeraża mnie jeszcze bardziej niż wcześniej.-Odparł Ron. Nie wiem co mnie do tego podkusiło, ale niepewnym krokiem skierowałam się do blondyna, następnie siadając na krześle obok. Chłopak powolnie przeniósł na mnie wzrok i przez jakąś chwilę przyglądał mi się jakby w transie.
- Jak się czujesz? Mam nadzieję, że lepiej niż wyglądasz.-Rzuciłam.
- Nie twoja sprawa.-Warknął.
- Moja czy nie, trochę nas martwi twój stan. Jesz coś w ogóle?
- Być może. Skąd ta troska? Czego w ogóle ode mnie chcesz?
- Niczego. Po prostu jestem ciekawa co się wydarzyło, że znudziły ci się przywileje prefekta i Quidditch. Jesteś ostatnią osobą, po której bym się tego spodziewała.
- W ogóle mnie nie znasz. Nie udawaj zmartwionej. Pewnie się cieszysz, że twój największy oprawca ma przegwizdane?
- Nie jestem tobą, więc nie, nie cieszę się. Może po prostu powiedz o co chodzi? Na bank będzie ci lżej. Rozmowa pomaga.-Wymruczałam niepewnie, a chłopak znów skierował na mnie swój zimny wzrok.
- Mam rozmawiać z brudną szlamą? Idź do diabła. Może mam problemy, ale nie potrzebuję żadnej pomocy. A już na pewno nie od takiej toksyny.-Warknął, zaciskając dłoń wokół różdżki.
- Chyba ci już trochę lepiej, co? Dobrze, radź sobie sam. Chciałam być miła i spróbować pomóc, mimo tych wszystkich świństw, które mi zrobiłeś, ale skoro wracasz do wyzwisk, nie mamy o czym gadać.-Odparłam chłodnym tonem, po czym odeszłam.
- Y/L/N...
- Odpuść. Harry, Ron, chodźcie.-Rzuciłam, czekając w drzwiach wyjściowych. Oboje podnieśli się, a Malfoy jedynie patrzył na nas z żalem widocznym w oczach. Co za kretyn.

***

- Zimno.-Marudziłam, po wyjściu z zamku.
- Oh, przestań. Zaraz napijemy się ciepłego piwa, kupimy trochę łakoci i od razu będzie lepiej.-Odparł Harry.
- Chyba nie tylko my mamy takie plany.-Dodał cicho Ron, wskazując na opuszczającego szkołę Dracona. Blondyn nawet nie zwrócił na nas uwagi. Po prostu ominął nas jakbyśmy byli niewidzialni. Dopiero w blasku białego śniegu zauważyłam jak bardzo blado wyglądał. Praktycznie zlewał się z zimowym otoczeniem.
- Co robisz?-Spytał Potter, gdy zaczęłam lepić średniej wielkości kulę.-Nie zrobisz tego.-Mruknął, stając się mnie powstrzymać przed wzięciem zamachu.
- Akurat. W takim razie patrz.-Odparłam, po czym rzuciłam śnieżką prosto w tył głowy Malfoy'a. Chłopak od razu obrócił się w moją stronę, z wymalowaną na twarzy złością.-To za nazwanie mnie szlamą, Draco.-Dodałam nieco głośniej, krzyżując ramiona na klatce.
- Taka jesteś?-Warknął, na co jedynie wywróciłam oczami. Chwilę później ulepiłam kolejną kulkę i tym razem trafiłam nią w twarz blondyna, co wywołało głośny śmiech moich kompanów.
- Twój ojciec się o tym dowie, prawda?-Zachichotałam.
- Niech no cię dorwę, ty mała...-Zaczął, następnie kierując się w moją stronę. No to miałam przegwizdane. Natychmiast wystrzeliłam w kierunku wioski, a Malfoy za mną, po drodze wpychając Pottera i Weasley'a w śnieg. Bieganie w takich warunkach nie było niczym łatwym. W dodatku przez piekielne buty na słupach, na które nie wiem czemu się zdecydowałam, blondyn miał znaczną przewagę i deptał mi po piętach. Gdyby nie moje sprytne uniki, już dawno by mnie dopadł.
- Cameleo!-Pisnęłam, po czym stałam się całkowicie niewidoczna.
- Głupia baba. Zapomniałaś, że widzę twoje ślady na śniegu!-Wrzasnął blondyn. Cholera. Aby nieco odwrócić jego uwagę, machnęłam różdżką w kierunku śniegu, wyczarowując w ten sposób kilkanaście śnieżek, a następnie zaczarowałam je tak, że atakowały chłopaka. Zupełnie jakbym nie była już w wystarczająco dużych tarapatach.-Przysięgam, że - AŁ! - po tobie, Y/L/N! AŁ, AŁ, AŁ!
- Y/N, zaczynasz przesadzać.-Odezwał się Ron.
- Oho, ktoś w końcu odzyskał rozum?-Warknął Malfoy, zasłaniając się rękami.-Y/L/N, w tej chwili przestań i podejdź tu albo pożałujesz!
- Zmuś mnie.-Odparłam.
- A żebyś wiedziała, że to zrobię.-Wymruczał, po czym wyciągnął różdżkę w górę.-Accio Y/N!-Rzucił, a jakaś niewidzialna siła pociągnęła mnie wprost na niego.-Finite Incantatem.-Szepnął. Zaklęcie kameleona natychmiast przestało działać, przez co znów stałam się całkowicie widoczna.-No i co teraz?-Zaśmiał się, mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem.
- Lepiej mnie puść. W końcu chyba nie chcesz, żeby przeszły na ciebie jakieś toksyny?-Warknęłam.
- Malfoy, tak w zasadzie to tylko śnieg. Nie ma powodu się mścić.-Odezwał się Harry.
- Tylko śnieg, tak? W porządku.-Odparł blondyn, następnie wyczarowując kilka kul. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, te zaatakowały mnie, całkowicie przemaczając. Miałam policzki czerwone od mrozu, a czasami było mi trudno oddychać przez uderzający w twarz śnieg. Wkrótce miałam go nawet pod płaszczem, a przez to całkowicie zamarzałam.
- Stop, stop, stop!-Pisnęłam, bijąc blondyna po klacie.
- Biedne dzieciątko nie daje sobie rady?-Zachichotał.
- Przestań, to nie jest zabawne.-Wtrącił się Ron, starając wyrwać mnie z uścisku Malfoy'a.
- Jakoś gdy to mnie atakowano, rechotaliście jak ropucha Longbottoma. Zostaw ją, Weasley. Dostanie na co zasłużyła.-Rzucił Draco, po czym pociągnął mnie w kierunku Trzech Mioteł.
- Nie sądzisz, że otrzymała już wystraczającą karę? Skończy z grypą lub innym świństwem.-Dodał Potter.
- Cóż za biedactwo. Jakbyś nie zauważył, jestem równie zziębnięty jak ona.-Uniósł się blondyn, wchodząc do lokalu. Byłam ciekawa jaka kara czeka mnie tym razem. Na szczęście Weasley mnie uratował idealną wręcz propozycją, na którą doskonale znałam odpowiedź
- To może po piwku na rozgrzanie?-Odezwał się Ron.
- Nie będę z wami pił.-Syknął Malfoy, po czym skierował się do baru, pozostawiając nas samych sobie.
- Sztywniak z niego. A tak poza tym świetne akcje. Prawie się popłakaliśmy, widząc, jak go załatwiłaś.-Zachichotał Harry. Podczas gdy Draco z kwaśną miną popijał ognistą whiskey przy barze, razem z przyjaciółmi rozsiedliśmy się na poduszkach przed kominkiem, a niedługo później kelner przyniósł trzy piwa kremowe, z dodatkiem orzechówki. Absolutny raj na rozgrzanie.
- Wiesz..-Zaczął Ron, po chwili ciszy.-W pewnym momencie pomyślałem, że ty i Malfoy... Huh, moglibyście ładnie razem wyglądać.-Dodał. Przysięgam, że prawie zakrztusiłam się napojem.
- Czy ciebie do reszty pokręciło? Halo, ktoś ci chyba dolał czegoś do piwa. Jak możesz mówić takie rzeczy? Malfoy i szlama? Ron, weź się otrząśnij. On mnie nienawidzi.-Odparłam.
- Ja tylko mówię, co przyszło mi na myśl. Nie bierz tego do siebie.-Wymruczał.
- Lepiej przestań myśleć, jeśli masz mówić takie rzeczy.
- A ja myślę, że Ron może mieć trochę racji. Sama spójrz. Hermiona już dawno leżałaby martwa za takie akcje, a ty... oberwałaś śniegiem i tyle. W dodatku nigdy nie widziałem, żeby dotknął ją chociaż palcem, a ciebie tak ścisnął...-Rzucił Harry. Bez chwili zastanowienia, podniosłam się i skierowałam do baru, gdzie usiadłam tuż obok Dracona. Blondyn prawdopodobnie zdążył wypić już parę kolejek. Spojrzał na mnie dość zdziwiony, a jednak nie odezwał się ani słowem.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale moim przyjaciołom całkowicie odbiło.-Mruknęłam, opierając się o ladę.
- Whiskey?-Spytał, a ja przez chwilę zamyśliłam się.
- Nie. Nie, dzięki. Wolę nie mieszać.-Odparłam, wskazując wzrokiem na swój opróżniony do połowy kufel.
- W porządku. Na zdrowie, w takim razie.-Rzucił, po czym stuknął się ze mną pucharkiem i na raz opróżnił go.-Co zrobili?-Dodał po chwili.
- Stwierdzili, że do siebie pasujemy.-Odparłam, na co blondyn jedynie skinął głową.-Hej, a gdzie rzucanie się ze złości, obrzydzenie albo conajmniej jakieś wyzwiska? Chyba nie sądzisz, że mają rację?
- Nie uważam, że coś by z tego wyszło. Raczej wręcz przeciwnie. Poza tym mogli połączyć mnie z Granger. Ciebie przeżyję.-Odparł, bez żadnych emocji w głosie.
- A więc twierdzisz, że jestem lepsza od Hermiony?
- A uważasz, że rozmawiałbym z nią w tak kulturalny sposób? Oboje wiemy, że nie. Obie jesteście bakteriami, ale ty tak jakby mniej mnie wkurzasz. Chociaż dzisiaj dałaś popis na całego.-Mówił. Wydawał się dość obojętny. Jego wzrok nigdy nie wylądował na mnie. Patrzył przed siebie, co chwilę upijając mocnego trunku.
- Wielkie nieba.-Szepnęłam zdumiona.
- Nie ekscytuj się na zapas. Powiedziałem tylko, że trawię cię bardziej niż ją. Może i dla szlamy to jakieś pocieszenie, ale w moich oczach i tak jesteś toksyczna. Dziecko mugoli. Też mi coś. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tacy jak ty otrzymują magiczne zdolności. Pewnie niektóre dzieciaki czarodziejów rodzą się charłakami, żeby mugole mogli być czarodziejami. Innego wyjścia nie widzę. Żadnej sprawiedliwości nie ma na tym świecie. Dopóki wszyscy trzymaliśmy się czystości krwi, nie działy się takie rzeczy.-Dodał.
- Ta, cała ta wasza tradycja jest zwyczajnie chora. Zdajesz sobie sprawę, że gdyby było tak jak mówisz, nigdy nie przyszedłbyś na świat? Czarodzieje to mniejszość, w pewnym sensie. Daliby radę utrzymać czystość krwi przez kilkanaście pokoleń, a potem z kim by się krzyżowali? Każdy z nich byłby w jakimś stopniu spokrewniony, a rozmnażanie się w takich związkach jest znacznie gorsze niż bycie czarodziejem półkrwi czy nawet mugolakiem.-Odparłam.
- Nie sądzę. W końcu nikt nie musi wiedzieć, że ktoś tam związał się z jakąś dalszą kuzynką.
- Ale mi nie chodzi o to co kto pomyśli. To akurat najmniej ważne. Ty naprawdę totalnie nie rozumiesz z czym coś takiego się wiąże?
- Olśnij mnie, mądralo.-Mruknął pod nosem, wywracając oczami.
- Wiedziałbyś, chodząc do mugolskiej szkoły. Związki osób spokrewnionych są bardzo niebezpieczne dla dziecka. Mogą wystąpić różne choroby. Czasem uleczalne, czasem nie. Niekiedy dzieci przychodzą na świat zdeformowane lub umierają zaraz po urodzeniu. A niektóre żyją w spokoju i dopiero ich potomkowie mają jakieś niepokojące objawy. Dlatego nie powinno się krzyżować z osobami z bliskiego otoczenia. Często ludzie przez różne życiowe sytuacje parują się z kimś z rodziny i potem wychodzą takie cuda.-Mówiłam.
- Czego jeszcze uczą się mugole?-Spytał, chcąc zmienić temat.
- Wielu rzeczy. Matematyka, fizyka, chemia, przedmioty humanistyczne, biologia, języki obce, geo-
- Języki obce?-Przerwał, przenosząc na mnie wzrok po raz pierwszy od długiego czasu.
- Tak. W zależności od szkoły, możesz uczyć się czego tylko chcesz. Ja wybrałam hiszpański, a w wolnym czasie szlifuję jeszcze koreański. Ten pierwszy jest piękny. Bardzo romantyczny, a z kolei drugi przydatny i naprawdę trudny.
- Romantyczny? Myślałem, że tak mówi się o francuskim.
- Co kto woli. Mi się nie podoba. A hiszpański jest taki... delikatny, melodyjny.
- Powiedz coś.
- Para mí será tan fácil llegar a tu corazón, llenarte de ilusión.
- A co to znaczy?
- To będzie dla mnie łatwe, aby dostać się do twojego serca i wypełnić je nadzieją. Fragment piosenki.
- Już myślałem, że chcesz mnie uwieść. Raczej by ci się nie udało.-Wydukał, po czym wypił kolejny pucharek z whiskey.
- Ja ciebie? Nie jesteś kłębkiem świata.
- No tak. Zapomniałem, że totalnie nie masz gustu i pewnie kręci cię Potter albo Weasley.-Fuknął, szturchając mnie ramieniem.
- Jakbyś nie zauważył Ron jest z Lavender, a Harry z Ginny. Żaden z nich mnie nie kręci.
- Tak? A więc kim jest ten nieszczęśnik?
- Chyba nie myślisz, że będę ci się zwierzać z mojego życia uczuciowego?
- W zasadzie to chyba myślę. Jednak z drugiej strony to nie ma sensu. Musiałabyś je najpierw mieć. Ludzie jednak nie są tak głupi, żeby wiązać się ze szlamami.-Rzucił prześmiewczo, następnie wstając i zakładając swój w dalszym ciągu mokry od śniegu płaszcz. Zabolało, nie powiem. Ale czy mogłabym spodziewać się po nim czegoś innego? Jakby nie było, to Malfoy. W jego życiu liczyły się tylko pieniądze i ta popieprzona tradycja. Rasista na zawsze pozostanie rasistą.-A teraz przepraszam, ale wracam do zamku.
- Idź do diabła.-Warknęłam, obracając się tyłem do niego i dokańczając swoje piwo.
- Do diabła? Nie każesz mi chyba teleportować się do Umbridge?-Zaśmiał się.
- Rób co chcesz.
- Hej, foszek dopadł bo usłyszałaś prawdę? Spokojnie, skrzacie. Nie jesteś sama. Spójrz na Granger. Ją też Weasley wystawił i związał się z Brown.-Dodał, nieco rozbawiony, jednocześnie stając przede mną.
- A ty mądralo masz kogoś?-Spytałam ze złośliwym uśmiechem, krzyżując ramiona na klatce.-Oh, to milczenie oznacza „nie"? Czyli jednak księcia o czystej krwi też żadna nie chce? Jak mi przykro. I spójrz, twój ulubiony Weasley ma dziewczynę, a ty sam.-Rzuciłam, robiąc minę szczeniaka.-Wychodzi na to, że jesteś na tym samym poziomie co ja i Hermiona. Co akurat powinno być dla ciebie zaszczytem, bo mało kto się z nami równa.
- Chyba kpisz. Pansy. Pansy jest mną zainteresowana odkąd pamiętam.-Dodał, nieco wkurzony.
- Doprawdy? Jesteś mametamorfomagiem?
- Skąd ten pomysł?
- Bo ostatnio widziałam Pansy w objęciach Theo. Skoro jest tobą zainteresowana to raczej nie powinna obściskiwać się z innymi. No chyba, że potrafisz zmieniać swój wygląd i to byłeś ty.
- Spadam stąd.-Warknął, po czym z ogromną złością opuścił lokal. Zatrzasnął drzwi tak mocno, że aż wszystko zadrżało.
- To nowy rekord!-Ekscytował się Ron, patrząc na zegarek. Prawie pół godziny spokojnej rozmowy, bez żadnych wyzwisk i rzucania zaklęć. Co mu zrobiłaś, że w końcu puściły mu nerwy?
- Mam swoje sposoby.

Draco Malfoy & Tom Felton ImaginyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz