#139 Y/N Potter

1.3K 62 3
                                    

❗️7,5K słów. Może być momentami pozbawione sensu. Jest 3 w nocy, gdy to poprawiam! Koniecznie dajcie mi znać, co o tym myślicie x

- Jak myślisz, co jest w tych kopertach?-Spytał brat, obserwując wuja Vernona, agresywnie podpalającego w kominku zaadresowane do nas listy.
- Bo ja wiem? Coś, co najwidoczniej bardzo im się nie spodobało. W przeciwnym razie nie wrzeszczałby na całą okolicę. Ciotka też jakaś roztrzęsiona.-Rzuciłam.
- Może ktoś chce nas adoptować?
- Skąd ci to do głowy przyszło? Niby kto? Poza tym, gdyby tak było, nasze walizki już stałyby za drzwiami.
- To fakt. Szkoda, że nie byłem ostrożniejszy. Nie sądziłem, że wyrwą mi z rąk te koperty. Wiesz co mnie zaskoczyło? Nasz adres. Harry Potter i Y/N Potter, skrytka pod schodami, Privet Drive 4, Surrey. Skąd ktoś wiedział, gdzie przebywamy?
- Może nas obserwują i dlatego wuj z ciotką nie chcą zostawiać nas samych w domu i nigdzie ze sobą zabierać? Zawsze pani Figg ma na nas oko. Albo ciotka Merge. Tłumaczą, że nie chcą zastać domu w rozsypce. Nie sądzę, żeby mieli na myśli nas. Jesteśmy najporządniejszymi osobami w tym domu. Chyba, że jest tak jak myślimy i spodziewają się czyjegoś napadu, jeśli zostaniemy sami. To by miało sens.
- Logika w tym jest, ale niestety ona i Dursley'owie nie mają ze sobą nic wspólnego. Spójrz tylko, Dudley jest dla nich najwspanialszym dzieciakiem na świecie a traktuje ich jak śmieci. To mówi samo przez siebie.-Westchnął Harry.
- Myślisz, że otrzymamy jeszcze jakieś listy?
- Jeśli komuś bardzo zależy, to z pewnością tak.
No i nie myliłam się. Nazajutrz już z samego rana, słychać było stukot do drzwi. Jako ta nieco szybsza, tuż po ujrzeniu leżących na wycieraczce kopert, wyskoczyłam ze schowka i ruszyłam w ich kierunku. Niestety wuj najwyraźniej również koczował przy drzwiach, bo niespodziewanie zostałam złapana za kaptur i uniesiona w górę.
- Harry, bierz je!-Wrzasnęłam. Brat wydawał się wpaść w trans, patrząc na mnie dyndającą w powietrzu. Jednak na szczęście dość szybko wystrzelił do drzwi i gdy już myśleliśmy, że akcja się powiodła, ciotka Petunia wkroczyła z odkurzaczem, który w ostatniej chwili wciągnął korespondencję do środka.
- Dlaczego po prostu nie pokażecie nam co w nich jest? Są zaadresowane do nas, a jesteśmy jedynymi osobami tutaj, które nie wiedzą nic o zawartości!
- Uspokój się.-Warknął wuj, następnie odstawiając mnie na podłogę.-Oboje brać swoje rzeczy i marsz na górę, do starego pokoju Dudley'a. Zamieszkacie tam.
- Nie chcę żadnego pokoju, tylko nasze listy.-Rzuciłam.
- Nie dyskutuj tylko idź na górę razem z bratem. Nieznośne bachory. Od samego rana tylko kłótnie.-Syknęła ciotka. Ależ było im trojgu z nami źle. Aż ich żal, prawda? W każdym razie przez kolejnych kilka dni, próby dorwania się do chociaż jednej z kopert, kończyły się porażką. Wuj przybił deskę do otworu na listy, zablokował okna (a przez to w domu panowała taka duchota, że nic tylko umrzeć z wyczerpania) no i oczywiście zabronił komukolwiek wychodzić z domu. Tylko on opuszczał tę norę idąc do pracy. Zakupy też robił, a więc jedliśmy jeszcze gorzej niż dotychczas. Ciotka nieco lepiej znała się na tych sprawach i kupowała lepsze produkty. W końcu nadeszła niedziela. Cała rodzinka ucieszona, że w końcu listonosz nie przyniesie żadnej korespondencji i nagle... z kominka eksplodowała masa żółtawych kopert. Zarówno ja, jak i Harry dorwaliśmy po jednej, po czym z prędkością światła wystrzeliliśmy do pokoju na piętrze. Wuj zaraz za nami. Aż się zdziwiłam, że umiał tak szybko biegać. Scena wyglądała jak z jakiegoś filmu akcji. Ciotka z Dudley'em krzyczeli, wuj dudnił po podłodze swoimi ociężałymi krokami, a na koniec jakimś cudem wyrwał nam z dłoni koperty. Naprawdę nie wiem jakim cudem za każdym razem zaliczaliśmy taką wtopę. Jeden list, tylko jeden list i nawet to nam nie wychodziło.
- Poddaję się. Oni normalnie mają nad nami jakąś nieludzką przewagę.-Odezwał się Harry, upadając na łóżko.
- Co to w ogóle było? Kto wsadził listy do kominka? Jaki listonosz byłby tak durny, żeby włazić na dach?-Rzuciłam.
- Hej... Nie pomyślałem o tym...-Mruknął.-Widziałaś te wszystkie sowy na zewnątrz? Nie wiedziałem, że jest ich tak wiele w okolicy. Obsiadły wszystkie auta i dachy domów na osiedlu.
- So-sowy?-Zdziwiłam się, po czym z zaciekawieniem wyjrzałam przez okno. Faktycznie, w pobliżu roiło się od ptaszorów. Uwaga wszystkich skupiona była na domu, w którym przebywaliśmy.-Nie uważasz, że coś tu nie gra? Przecież one są aktywne nocą, a nie za dnia.
- Może ich spytaj?-Zaśmiał się Harry.
- Dursley'owie zaczynają na ciebie źle działać. Musimy wymyślić nowy plan. Następnym razem, o ile w ogóle nastąpi, bierzemy kopertę i zachowujemy się jak gdyby nigdy nic. Gdy już będziemy ją mieć schowaną, zaczniemy jawnie łapać pozostałe, a potem ciotka z wujem nam je odbiorą i wygonią nas do pokoju. Jeśli to się nie uda, to już nie wiem co zrobić.-Dodałam. I wtedy zobaczyłam coś niesamowicie dziwnego. Sowa usiadła na parapecie za oknem naszego pokoju. Miała przywiązane do nóżki dwie koperty, a następnie zastukała dziobem w szybę. Wymieniłam się z bratem spojrzeniami, po czym natychmiast uchyliłam okno i wpuściłam skrzydlatego przyjaciela (bądź nieprzyjaciela - tego jeszcze nie wiedziałam) do środka. Harry prędko odwiązał listy, a ja skruszyłam na dłoni pozostałe na szafce nocnej krakersy, następnie wyciągając dłoń do sówki. Gdy ta zabrała się do jedzenia, ja delikatnie głaskałam jej piórka. Były naprawdę milutkie, a mój gest chyba przypadł zwierzakowi do gustu, bo co chwile pohukiwał. Po opróżnieniu dłoni co do okruszka, wyleciała na zewnątrz. W ułamku sekundy pozostałe sowy wzbiły się w powietrze razem z nią i odleciały. Zamknęłam okno, w dalszym ciągu nie mogąc wyjść z podziwu, a w tym czasie Harry dokładnie śledził spojrzeniem żółtawy papier.
- Schowaj to. Ktoś tu idzie.-Rzuciłam cicho, następnie ukrywając koperty w schowku pod szufladą. Drzwi pokoju otworzyły się z impetem, odbijając klamką o ścianę i robiąc w niej niewielkie wgniecenie. Wuj Vernon stanął pośrodku wejścia, z niemiłym uśmieszkiem oraz dwoma kopertami w dłoni.
- Skoro tak bardzo chcecie dowiedzieć się co jest w środku, proszę bardzo.-Odezwał się, po czym wręczył nam listy. Ewidentnie zostały już wcześniej otwarte. Wosk, który wcześniej przedstawiał jakiś nieznany mi herb, w tamtej chwili wyglądał jak jakaś plama. Mimo to, postanowiłam z bratem nie odezwać się ani słowem, tylko po prostu otworzyć koperty i zobaczyć co znajdowało się wewnątrz. Przypuszczałam, że oryginalna zawartość została zniszczona - bo w końcu skąd nagła chęć dostarczenia nam naszej własności? No i tak było. List mówił o jakichś pierdołach i ewidentnie został napisany koślawym pismem ciotki.-Zadowoleni?-Spytał mężczyzna.
- Tak. Dziękujemy, wujku. Trzeba było od razu nam je dać. Bez tych zbędnych kłótni i przedstawień. To chyba nic istotnego, prawda brat?-Odparłam, na co Harry energicznie skinął głową. Wuj wyglądał na niezwykle ucieszonego. Natychmiast opuścił nasz pokój, zamykając za sobą drzwi z hukiem, a wówczas ja wyjęłam prawdziwe listy ze schowka. Panna Y/N Potter, Mała sypialnia na górze, Privet Drive 4, Surrey.-Spójrz na adres, Harry.
- Widzę. Ktoś ewidentnie ma na nas oko. Tylko kto i w jakim celu?-Rzucił brat. Wyciągnęłam z koperty równie żółtawy jak ona kawałek papieru. Po rozłożeniu go, pierwszą rzeczą jaką zauważyłam, był herb. Dokładnie taki sam, jak na wosku, tylko sporo większy. Pod spodem zaczynała się treść.

Draco Malfoy & Tom Felton ImaginyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz