Rozdział 9

406 14 1
                                    

Niemam pojęcia, gdzie się znajdowałam. Było bardzo ciemno dookoła.Czułam strach i pustkę. Nagle ujrzałam światło i postanowiłamiść w jego stronę. Czułam, że idę już bardzo długo. Po długimmarszu zatrzymałam się wryta w ziemię...

Napodłodze leżała jakaś postać. Nie umiałam rozpoznać nawetpłci. Czułam jednak, że jest to ktoś bardzo ważny dla mnie,ponieważ zaczęłam krzyczeć i płakać.

Pochwili zauważyłam kobietę stojącą nieopodal, która przyglądałasię całej sytuacji. Zaczęła się strasznie śmiać po czymuciekła. Zostałam na miejscu i dalej załamana płakałam. Czułamjakby moje serce rozpadło się na milion kawałków...

Gdytak stałam, poczułam, że mogę poruszać nogami. Lecz gdy tylkopostawiłam pierwszą nogę w biegu do postaci, ta rozpłynęła sięw powietrzu. W tym momencie czułam, jakby coś zmiażdżyło mnieporządnie. Zaczęłam gorzko płakać, aż nie umiałam nabraćoddechu...


Obudziłam się...

Szybko usiadłam na łóżku. Był środek nocy. Dziewczyny spały a ja czułam, jakbym miała rozpaść się na kawałki. Słone krople łez spływały po moich policzkach a ręce niewyobrażalnie się trzęsły.

W końcu zapamiętałam sen. Od jakiegoś czasu zdarzały się dość często, lecz nigdy nie pamiętałam o co w nim chodziło. Teraz już wiedziałam.

Wyszłam z pokoju i udałam się do Pokoju Wspólnego. Korytarze były jeszcze zimniejsze niż zawsze. Była końcówka listopada. Coraz bliżej świąt i przerwy.

Gdy doszłam do pomieszczenia, zeszłam schodami i powoli podeszłam doinstrumentu. Było to piękne, stare czarne pianino wykończone srebrnymi elementami. Powoli usiadłam przy nim. Przypominał mi o domu. Zaczęłam grać moją ulubioną melodię.

Mimo wszystko nie potrafiłam się uspokoić. Z każdą kolejną nutą coraz więcej łez napływało mi do oczu. Wiedziałam, że stanie się coś złego. I to w dodatku komuś bardzo ważnemu dla mnie.


Mattheo's POV

Obudziłem się w swoim łóżku. Byłem nagi a obok mnie spała Parkinson. Może i nie była super z charakteru, ale w łóżku była niczego sobie. Dużo lepsza od Greengrass. Słyszałem muzykę. Lyra znowu grała. Od jakiegoś czasu gra ją bardzo często, w dodatku w środku nocy.Nie wiedziałem co się dzieje, ale uznałem, że dzisiaj się dowiem. Szybko ubrałem się i udałem do Pokoju Wspólnego.

Gdy dotarłem tam zastałem bardzo przykry widok. Dziewczyna grała swoją piosenkę i gorzko płakała. Poczułem coś dziwnego w sobie. Było mi jej żal. Zawsze taka uśmiechnięta, z charyzmą, w nocy gdy nikt nie widział wylewała swoje smutki.

Podszedłem bliżej. Stanąłem około dwa metry od niej. Nagle przestała grać. Myślałem, że poczuła moją obecność, jednak ona jedynie schowała swoją twarz w swoje dłonie. Cała się trzęsła. Nie mogłem na to patrzeć. Tylko ja wiedziałem co się z nią dzieje. Podszedłem do niej i oplotłem ją swoimi rękami od tyłu wokół talii, na co blondynka odskoczyła przerażona.

- Co ty tutaj robisz, Riddle?

- Słyszałem, że znowu grasz...

- To nie twoja sprawa, zajmij się sobą! - przerwała mi Lyra,

- Dlaczego płakałaś?

- Dlaczego mnie przytuliłeś?!

- Myślałem, że tego potrzebujesz? - odpowiedziałem marszcząc brwi i lekko przechylając głowę w bok,

- Ugh... - odpowiedziała jedynie dziewczyna stojąc obok instrumentu po czym z miejsca zaczęła znowu płakać,

- Chodź ze mną. - podałem jej rękę. Niepewnie podniosła wzrok i zmarszczyła brwi jakby biła się z myślami. Ostatecznie mi ją podała a ja zaprowadziłem ją na Wieżę Astronomiczną.

Gdy już tam doszliśmy usiedliśmy naprzeciwko siebie oparci o kolumny. O tej porze nie było już tam zajęć. Byliśmy jedynie my. Lyra miała podwinięte nogi i patrzyła w niebo. Dopiero teraz, w świetle gwiazd i Księżyca, zauważyłem jej opuchnięte oczy i zmęczoną twarz. Miała podkrążone oczy, bardziej niż zazwyczaj, a włosy spięte klamrą z tyłu.

- Co się dzieje?

- A nie rozpowiesz nikomu? - odparła sarkastycznie,

- Po co miałbym?

- Okej... - wstrzymała się chwilę – od jakiegoś czasu miewam koszmary. Nie pamiętałam ich aż do dzisiaj...

- Co w nich było? - zapytałem przechylając lekko głowę zaciekawiony,

- Ktoś bardzo ważny dla mnie nie żył, a ja... nie mogłam nic zrobić.. – powiedziała cicho wciąż skupiając się na niebie. Miała bardzo ładny profil – nie wiem nawet kto to był, ani kiedy to się stanie...

- Może to tylko sen?

- Nie sądzę... Mam te sny już od dłuższego czasu. Nie mam pojęcia, co zrobić.

- Moim zdaniem powinnaś się udać do profesor Trelawney. - zaproponowałem dziewczynie, na co ona się zgodziła,

Po chwili ciszy postanowiłem zapalić papierosa.

- Chcesz? Może ci pomoże. - zapytałem wyciągając zapalniczkę z kieszeni bluz,.

- Nie, nie palę – odpowiedziała,

- Jak chcesz. – odparłem zapalając końcówkę używki i zaciągając się dymem,

- Wiesz co? Daj mi to jednak .– po chwili odparła niepewnie Lyra i wyciągnęła rękę po szluga,

Zaciągnęła się, lecz zaraz zaczęła kaszleć przez co zacząłem się z niej nabijać.

- Śmieszy cię coś? - odpowiedziała ze słabym na twarzy,

- Nieee, skąd. – po tym, gdy odpowiedziałem oboje zaczęliśmy się śmiać. Po chwili blondynka odparła,

- Jak spędzisz święta?

- Pewnie zostanę w szkole i się schleję w trzy dupy.

- Nie masz kogoś z rodziny, do kogo mógłbyś pojechać?

- Moja matka zmarła po porodzie, dorastałem w domu dziecka. - odparł beznamiętnie

- Przykro mi to słyszeć, naprawdę..

- Nie ma o co, a ty? 

- Jadę na święta do ojca, moja mama też tam będzie. Na szczęście mój ojczym zostaje w Edynburgu. Czuję, że byłoby bardzo słabo. Nie wie o ojcu i mam nadzieję, że tak zostanie. Mama wymyśliła jakąś wymówkę, że jedziemy do jakiejś starszej ciotki, a on na szczęście w to uwierzył. Nie lubi starszych osób. Ale wracając, mam nadzieję, że nie będzie to jedna wielka katastrofa. To będzie ich pierwsze spotkanie od... Od skazania taty.

- To fajnie. Mam nadzieję, że będzie dobrze. – spojrzałem w jej wielkie zielone oczy. Matko jedyna! Czemu ja się nią tak zachwycam? Black jest naprawdę ładna, ale chyba przesadzam.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz