Rozdział 83

58 2 0
                                    

(16 października 1997 - czwartek - perspektywa Mattheo)

Przechodząc korytarzem nie miałem
chęci na żadne zajęcia. Tej nocy znowu wróciłem od Voldemorta. Nie miałem nawet ochoty myśleć o tym cyrku wokół jego osoby i tym "uwielbieniu", za którym krył się strach oraz obawa przed jego radykalnymi czynami wobec osób sprzeciwiających się jego ideom.

Z rozmyślań wyrwało mnie uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Przyzwyczaiłem się już do tego, gdy stojac u boku ojca uwaga zwrócona była również na mnie. W szkole też tak było. Mimo tego podświadomość mówiła mi, abym jednak podniósł wzrok. Zrobiłem to a moim oczom ukazała się prawej Lyra, która już na mnie patrzyła.

Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Nie chciałem go przerywać i, wydawało mi się, że ona również. W głębi serca narodziła się nikła nadzieja, że tęskniła równie mocno jak ja. Że zdążało jej się o mnie myśleć, tak samo jak ja robiłem to większość czasu.

Spojrzałem w bok na niecałą sekundę. Dean Thomas, który był na mojej Death List od miesiąca, szczerzył się i dumny jak paw rozmawiał ze zgromadzonymi wokół. Zwróciłem całą uwagę na blondynkę nieodrywajacą ode mnie wzroku.

Pierwszy raz od tak długiego czasu patrzyła tylko na mnie. Nie była taka, jak w ostatni weekend. Była z powrotem cicha i spokojna. Nie wywyższała się ani nie wychodziła na pierwszy plan, jak ostatnim razem. Była choćby sobą...

Oczywiście, że nią nie była. Zmieniłem ją. Zrujnowałem ją i znając ryzyko postanowiłem nic z tym nie zrobić.

Gdy byłem parę metrów od niej, nagle odwróciła z powrotem głowę speszona. W tym samym momencie ramię objęło ją w talii a jego właściciel wpatrywał się we mnie z pogardą i arogancją wymalowaną na jego twarzy.

Moje mięśnie natychmiastowo spięły się widząc to. Udało mi się jednak zapanować nad sobą i dając uczucie niewzruszonego przeszedłem obok nich kierując się do najbliższej męskiej toalety.

Wchodząc trzasnąłem drzwiami oraz podszedłem do umywalki. Oparłem się o nią dłońmi pochylając się do przodu. Starałem się opanować, lecz agresja i złość nie uchodziły. Czując coraz większą desperację odkręciłem kurek i opłukałem twarz parę razy lodowatą wodą robiąc przy tym głębokie wdechy.

Przed oczami wciąż miałem tą jebaną rękę na jej talii. Krew się we mnie gotowała na myśl, że miał do niej dostęp. Że ktokolwiek miał do niej dostęp.

Dopiero jakiś czas po dzwonku postanowiłem udać się do sali na zajęcia. Wchodząc do klasy usiadłem w ostatniej ławce środkowego rzędu, która była wolna. Na Transmutacji uczniowie woleli siadać bliżej. Po cichu sie rozpakowałem zerkając na przód klasy. Spojrzałem w lewo, gdzie pod ścianą siedział Dean. Moje dłonie od razu zaczęły się trząść. Zacisnąłem je tak mocno, że ołówek w nich zaczął trzaskać.

Wróciłem wzrokiem do tablicy starając się uspokoić. Dopiero po chwili moje oczy skierowały się na prawą stronę. Lyra dyskretnie odwrócona obserwowała mnie.
Widząc jej twarz, moje serce zaczęło zwalniać, jakby była odgromnikiem lub ostoją mojego spokoju. Wpatrując się w nią intensywnie rozluźniłem przybielone dłonie a mój oddech się unormował. Działała na mnie niesamowicie. Wciąż miała duży wpływ na moje emocje oraz mnie całego...

Rozpoczęła się druga lekcja Transmutacji. Siedziałem oparty o policzek, kiedy drzwi za mną się otworzyły, w których pojawił się ojczym Lyry. Zacisnąłem szczękę. Dobrze wiedziałem, jaki był dla mojej... dla Black. Zobaczywszy mnie od razu skinął głową u uśmiechnął się pod nosem z uznaniem, na co spojrzałem chłodno i uniosłem brew.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz