Rozdział 81

68 2 0
                                    

(Sobota 11 października 1997 - perspektywa Rosie)

Idąc z Lyrą na mecz, zastanawiałam się czy zrobiłam dobrze dając jej te tabletki. Sama jeszcze jakiś czas temu ich używałam a zaprzestanie ich było trudniejsze, niż może się zdawać. Mimo to miałam nadzieję, że pomogą jej zacząć na nowo żyć. Nie mogłam znieść jej widoku, gdy była taka "martwa". Przez ten tydzień znowu nie funkcjonowała, gdy już myślałam że jej sie polepsza... Nie spała, mało co jadła, tyle że tym razem nie odpływała. Była aż nadto rozdrażniona i rozproszona. Znikała mi na korytarzasz unikając Deana, a gdy tylko Riddle pojawiał się w zasięgu wzroku, zachowywała się bardzo dziwnie.

Na szczęście dowiedziałam się, o co chodziło. I byłam zła. Nawet bardzo zła. Dziewczyna starała się z niego wyleczyć przez dwa miesiące, i gdy już zaczęła powoli wychodzić na prostą, to znowu wpierdolił się do jej życia z butami i zniszczył wszystko nad czym pracowała. Choć tak czy tak był w jej życiu cały czas...

Chciałam porozmawiać z Riddle'em, lecz wolałam to zrobić na spokojnie po meczu. Mimo wszystko był kapitanem i nie mogliśmy sobie pozwolić na przegraną z Gryffindorem.

Gdy tylko weszłyśmy na trybuny, zauważyłam Go. Theodore Nott siedział niedaleko, obok Greengrass i Parkinson. Moje ręce zaczęły się trząść na ten widok. Sama jego obecność działała na mnie w specjalny sposób, ale one powodowały, że chciałam je zrzucić za te barierki.

Sam mecz poszedł nam bardzo dobrze. Wygraliśmy go po wyrównanej walce. Parę razy Riddle wleciał w Thomasa i innych zawodników drużyny przeciwnej, co nieco mnie zaintrygowało. Kiedy tylko Lyra oznajmiła mi, że idzie się spotkać z mulatem, postanowiłam zajrzeć do dormitorium chłopaków i poczekać na jedną osobę.

Nie musiałam długo czekać, żeby do pomieszczenia wpadł rozwścieczony cel mojego zjawienia się. Na początku w ogóle mnie nie zauważył. Rzucił torbą w komodę, z której spadło parę rzeczy. Ciągle siedziałam na jednym z łóżek z założonymi nogami.

- Masz cela. - pochwaliłam sarkastycznie zwracając tym samym na siebie uwagę. Chłopak spojrzał na mnie spod byka,
- Jak tu weszłaś? - zapytał groźnie, co mnie jednak nie speszyło. Pokazałam mu za to różdżkę, którą miałam położoną obok siebie i pomachałam nią, na co pokręcił z niedowierzaniem głową wypychając policzek językiem - Czego chcesz?
- Przyszłam ci coś powiedzieć. - zaczęłam wstając z gracją z łóżka i powoli podchodząc do chłopaka - Proszę cię tylko, żebyś nie wpierdalał się w życie mojej przyjaciółki. Nie chce cię w nim. Stara się z ciebie wyleczyć, a gdy już zaczyna sie robić lepiej, ty znów się pojawiasz. Więc grzecznie mówię ci ostatni raz, zostaw Lyrę w świętym pokoju. - skończyłam stojąc centralnie przed brunetem wpatrując się intensywnie w jego oczy przepełnione furią,
- Dzisiaj nie zachowywała się jak ona.
- Bo ty ją znasz... - z kpiną pokręciłam głową,
- Tak-
- Nie! - przerwałam mu ciskając gromy - Zmieniła się. Ciekawe przez kogo?

Nastała głośna cisza. Walka na wzroki trwała następny nieokreślony dla mnie czas. Dopiero nieoczekiwane wejście Theo spowodowało, że odwróciliśmy spojrzenia.
Spięłam się na jego widok. W tym samym momencie Riddle obrócił się plecami i szturchając przyjaciela wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

Zostaliśmy tylko my. Tylko ja i On. Podniosłam niepewnie wzrok, gdzie napotkałam jego tęczówki wpatrujące się w moją twarz. Pierwszy raz od miesiąca stanęliśmy ze sobą twarzą w twarz. Tylko my we dwoje. Niby tylko miesiąc, a jednak tyle się zmieniło...

Nie mogąc znieść napięcia ruszyłam do wyjścia starając się na niego nie patrzeć. Chwyciłam klamkę gotowa do wyjścia, kiedy poczułam ciepły dotyk na mojej wolnej dłoni. Znieruchomiałam wpatrując się w drzwi przede mną.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz