Rozdział 106

44 3 0
                                    

Spokój.

Spokój jaki zapanował w moim życiu był czymś, czego zupełnie się nie spodziewałam. O którym nie sądziłam, że znajdę w tej szkole, wśród tych ludzi.

A jednak... W moim życiu zapanowała chwilowa cisza. Po tygodniach i miesiącach męki i trudności, które były burzami, nastał bezwietrzny poranek.

Przez ostatnie półtorej tygodnia powróciłam do żywych. Codziennie siedziałam z przyjaciółmi nie tylko ucząc się, ale też rozmawiając, śmiejąc, grając w różne gry. Jak za dawnych czasów.

Zaczęłam również na nowo uczestniczyć w lekcjach, zdobywając przy okazji punkty dla mojego domu.

Dzisiaj był również ostatni dzień próbnych Owutemów. Przez ostatnie cztery dni licząc ten, zdawałam z Astronomii, Eliksirów, Historii Magii oraz Zaklęć i Uroków. Uznałam, że będę zdawać właśnie te przedmioty, bo bardzo je lubiłam i byłam z nich całkiem dobra. Miałam nadzieję na dobre wyniki, co dałoby mi więcej motywacji i wiary w siebie, czego potrzebowałam.

Tymczasem siedziałam na łóżku opierając się plecami o poduszki. W dormitorium była idealna cisza. Rosie poszła na randkę z Theodorem a Blaise zniknął gdzieś z innymi uczniami oblać próbne. Przymknęłam oczy bawiąc się moimi włosami. Miałam na sobie ubrany komplet szarych dresów i bluzy z kapturem z Nike.

Wtedy w mojej głowie pojawiła się jedna osoba. Pierwszy raz od tygodnia o nim pomyślałam. Przez pierwsze dwa dni po zakończeniu śledztwa miałam go ciągle w moich myślach, lecz potem zniknął. A zniknął naprawdę, bo nie widziałam go nawet na maturach. Może będzie zdawał dopiero prawdziwe, co w sumie było w jego stylu.

Pokręciłam głową na moje rozmyślenie. Nie chciałam o nim myśleć, w szczególności że już oficjalnie był moją przeszłością. Odpuścił sobie widząc, jak bardzo chciałam się z niego wyleczyć ruszyć dalej.

Jeszcze wtedy nie wyobrażałam sobie, jak w głębi serca wciąż go kochałam.

Z rozmyślań wybudziło mnie pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi odkładając poduszkę, którą przytulałam, na bok. Powoli podeszłam do nich i bez żadnego oporu otwarłam je myśląc, że to jedno z moich przyjaciół.

Wmurowało mnie w podłogę a krew cofnęła się w moich tętnicach. Strach ogarnął moim ciałem, przez co nie potrafiłam nawet wciągnąć powietrza. Z całej siły zacisnęłam zęby rozszerzając oczy. Stałam wciąż z dłonią na klamce, gdy przede mną stała Bellatrix Lestrange.

Przyglądała mi się uważnie, po czym podniosła swoje oczy i zogniskowała nasze spojrzenia. Jej brązowe tęczówki ukazywały dawno już postradane zmysły. Spuściłam lekko głowę na jej widok i był to jedyny odruch, który umiałam wykonać.

Przyszedł do mnie sam diabeł, we własnej osobie.

- Witaj, Lyro. - odezwała się po chwili ciszy, na co skupiłam na niej jeszcze większą uwagę marszcząc brwi - Mamy sprawę do załatwienia...

Mówiąc te słowa przechyliła głowę w bok. Przełknęłam ślinę. Następnie ruszyła powolnym luźnym krokiem w stronę Pokoju Wspólnego. Przestąpiłam z nogi na nogę nie wiedząc, co zrobić. Mimo wszystko przełamałam się szybko ubierając buty i biorąc różdżkę do kieszeni, po czym wyszłam z pokoju zamykając drzwi.

Dogoniłam kobietę przy dużych drzwiach na korytarz lochów. Na szczęście, jakimś cudem, nie było nikogo w pomieszczeniu. Niektórzy jeszcze jutro mieli pisać jakieś przedmioty, więc albo się uczyli, albo razem z Zabinim na czele pili.

- Już myślałam, że się rozmyśliłaś. - zachichotała wzruszając ramionami i wyszła, więc za nią podążyłam,
- Czego ode mnie chcesz? - zatrzymałam się na środku i czekałam, aż się odezwie. Ta za to zatrzymała się parę metrów dalej i obróciwszy się na pięcie, spojrzała na mnie rozbawiona,
- Nie domyśliłaś się jeszcze? - pokręciła głową, lecz widząc moje zakłopotanie westchnęła - Chyba nie sądziłaś, że tak po prostu damy ci spokój? Ha!

Miałam dość. Wbiłam w nią błagalne spojrzenie prosząc w duchu, aby odeszła, beze mnie. Aby dała mi spokój. Żeby o mnie zapomniała.

- Nigdzie z tobą nie idę. - oznajmiłam niepewnym głosem, lecz starałam się brzmieć jak najpewniej, na co zacmokała parę razy,
- Och, kochanie, ale ty przecież nie masz wyboru...
- Właśnie, że mam. I mówię ci, że nigdzie z tobą nie idę. - tym razem odezwałam się twardo, ponieważ byłam coraz bardziej zdenerwowana. W tym samym momencie Lestrenge pokonała odległość między nami i stanęła ze mną twarzą w twarz,
- Pójdziesz. Chyba że chcesz, żeby twoja matka nie dożyła swojego rozwodu.

Te słowa spowodowały, że moje serce się zatrzymało. Przełknęłam ciężko ślinę wpatrując się w jej błyszczące ślepia. Była bestią, nie człowiekiem. Była Szatanem. Pokręciłam głową nie chcąc się zgodzić na taką kolej rzeczy.

- Też tak uważam. Chyba zasługuje na trochę szczęścia, szczególnie przy takim dziecku, jakim jesteś ty. Więc radzę ci jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję, albo... - nie dokończyła, lecz wiedziałam co miała na myśli,

Nie mogłam tego zrobić. Ale nie mogłam na to pozwolić...

- Dobrze. - odparłam szybko, na co na jej twarzy ukazał się szeroki uśmiech,
- Bardzo dobrze. - odparła kiwając głową, po czym ustawiła się obok mnie i ruszyła przed siebie,

Chwilę jeszcze wahałam się nad podjętą decyzją, jednak zrozumiałam, że nie miałam innego wyjścia. Od tego zależało życie mojej mamy...

Dogoniłam ją, i teraz szłyśmy ramię w ramię. Ramię w ramię ze złem wcielonym. Z diabłem.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz