Rozdział 58

78 3 0
                                    

Minęło parę dni. Przez praktycznie cały czas spałam z przemęczenia organizmu. Również psychicznie. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się działo.

Niezbyt pamiętam tego, co się działo po tym, jak Riddle opuścił ten cholerny pokój. Nie mam pojęcia, ile czasu leżałam w tej samej pozycji patrząc się w jeden punkt. Możliwe nawet, że parę godzin. Potem zasnęłam.

Do sypialni co jakiś czas przychodziła służącą w czarnej sukni. Sprawdzała jak ze mną i na srebrnej tacy przynosiła mi jedzenie, na które nawet nie patrzyłam. Nie miałam siły się ruszyć, a co dopiero jeść. Szczerze, nie byłam nawet głodna. Nie sądzę, żebym przełknęła choćby malutki kęs. Kobieta starała mi się parę razy zmienić opatrunki, ale zabraniałam jej się dotknąć. Nie chciałam jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.

Mimo wszystko z każdym dniem czułam się odrobinę lepiej i nie dostałam żadnego zakażenia z niezmienianych opatrunków. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że za każdym razem jak spałam, ktoś mi je regularnie zmieniał.

Całymi dniami byłam zamknięta w jednym pomieszczeniu. Byłam jeszcze za słaba, żeby usiąść. Czy płakałam? Byłam w tak wielkim szoku, że nie potrafiłam przez dni wydusić ani jednego słowa. Od tamtego dnia z moich oczu nie popłynęła ani jedna łza.

Cisza przed burzą.

Mattheo też nie przyszedł. Ani razu, od kiedy dowiedziałam się co zrobił. Ale nie chciałam go widzieć. Nie chciałam o nim myśleć, a tak czy tak to robiłam. Nienawidziłam się za to.

~~

Leżałam na plecach na wygodnym materacu. Lewa dłoń spoczywała na moim brzuchu, a głowę miałam wyżej na poduszkasz. Czułam się już lepiej i w końcu mogłam myśleć.

Co myśli moja mama? Czy myśli, że jej córka uciekła? Czy ktoś ją porwał i przetrzymuje? Czy w ogóle się zainteresowała i o tym rozmyśla? A co z Rosie? Normalnie w wakacje pisałyśmy do siebie listy codziennie - taka była między nami umowa. Nie mam bladego pojęcia, ile już tu byłam. A Theodore i Blaise? Czy oni o czymś wiedzą? Gdzie są?

Moje rozmyślania przerwał mi podmuch wiatru uderzajacy w okna. Dzisiaj był bardzo wietrzny dzień. Postanowiłam wstać. Chociaż spróbować.

Odsłoniłam puchową kołdrę z mojego ciała. W pokoju było dość ciepło, lecz dostałam gęsiej skórki. Wzięłam głęboki wdech i podparłam się na dłoniach po obu stronach mojego ciała. Dziwne uczucie na brzuchu spowodowałam, że zmarszczyłam brwi. Ostrożnie i powoli przesunęłam się na skraj łóżka. Opuściłam wolno nogi, które napotkała zimne panele. Od razu przeszedł mnie dreszcz po plecach. Odetchnęłam spuściwszy głowę. To było męczące. Wyprostowałam plecy i podpierając się o ramę łóżka w nogach materaca chwiejnym niepewnym ruchem podniosłam się. Stanęłam niestabilnie, więc od razu musiałam się oprzeć o łożę. Zakręciło mi się w głowie. Po paru sekundach wyprostowałam się i zaczęłam się kierować w stronę okna. Z rękoma wzdłuż ciała podeszłam do ściany.

Moim oczom ukazał się mroczny, ale zadbany ogród. Wąskie ścieżki co jakiś czas się przecinały. Krzewy idealnie przystrzyżone wyglądały jak mury. Kilka starych ogromnych drzew wyrastało z ziemi. Koniec ogrodu oznaczal wysoki wiekowy mur, który gdzieniegdzie porośnięty był pnączami. Za ogrodzeniem rozlewała się ogromna polana, a dalej ciemny gesty las.

Przyglądałam się jeszcze jakiś czas widokowi, aż postanowiłam przejść się po pokoju. Podeszłam wolnym krokiem do fotela. Na stoliczku obok niego stała tacka z jedzeniem i już zimną herbatą w dzbanku. W tym samym momencie poczułam nieopisywalne pragnienie. Chwyciłam naczynie i nalałam napoju do filiżanki obok. Następnie jednym haustem wypiłam całą zawartość i nalałam ponownie. Wypijając czwartą porcję poczułam się lepiej. Odłożywszy filiżankę na miejsce wyprostowałam się i oparłam ręce na biodrach. Odchyliłam głowę do tyłu czując ulgę.

Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciwszy szybko głowę napotkałam stojącego w nich Mattheo trzymającego dłoń na gałce.

Ubrany był caly na czarno. Czarna koszula, spodnie i marynarka. Nawet buty miał eleganckie, mimo że zawsze starał się tego unikać. Włosy jak zwykle opadały mu na czoło. Była to w sumie jedyna rzecz, jaką została po dawnym Mattheo.

Zaskoczonym ale i z nutką ulgi wzrokiem patrzył mi w oczy. Wstrzymałam oddech spuszczając ręce wzdłuż ciała, które spięło się na jego obecność. W zupełnej ciszy brunet zrobił krok w przód i zamknął drzwi nie przerywając kontaktu wzrokowego. Dalej go nie przerywając zaczął robić powolne kroki w moją stronę. Od razu zrobiłam gwałtowne dwa kroki w tył, co skończyło się okropnym zawrotem głowy. Podparłam się lewą dłonią o ramę łóżka a prawą przyłożyłam do gorącego czoła.

- Lyra - zaczął przejętym głosem i zrobił jeszcze jeden krok w moją stronę,
- Nie podchodź. - wyciągnąwszy przed siebie prawą dłoń rozkazałam mu spoglądając,
- Proszę cię, nie rób nam tego. - powiedział błagałbym głosem przechylając lekko głowę,
- Ja mam nam tego nie robić?! - zapytałam zdenerwowana - Żartujesz sobie teraz? - marszcząc brwi spojrzałam na niego z niedowierzaniem wypisanym na twarzy,
- Lyra, dearest. - powiedział ponownie moje imię poddenerwowanym tonem,
- To nie ja do tego doprowadziłam, tylko Ty. - oznajmiłam oschle prostując się i patrząc mu w oczy,
- Nie miałem wyboru, Lyra! Prawie tam zginęłaś! Serio wolałabyś umrzeć niż dalej żyć?! - wybuchnął gestykulując,
- Gdybym wiedziała o konsekwencjach i przyszłości, to chyba tak! - odkrzyknęłam nie panując nad słowami,

Mattheo spojrzał na mnie mrużąc oczy. Patrzył na mnie niedowierzając. Zaciągnął barki do tyłu i spuścił ręce wzdłuż swojego ciała. Następnie wyraz zszedł z jego twarzy i została jedynie obojetność. Ta obojetność, której w niej nie znosiłam, ta która mnie przerażała. Nie wiedziałam co zrobić, więc patrzyłam niepewnie na to, co zrobi. Przełknęłam ciężko ślinę. Znałam go. Albo przynajmniej tak myślałam? Stał w zupełnej ciszy nie ruszając się. Wwiercał się swoim wzrokiem w moje oczy, a jego były puste. Jak dwa czarne węgle wypalające cię na wylot. Wpatrywał się we mnie a następnie nic nie mówiąc wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami.

A ja czułam się okropnie. Często zdarzało się, że mówiłam coś czego nie przemyślałam. Nie miałam zielonego pojęcia, czemu to powiedziałam. Byłam zdenerwowana tą całą sytuacją i emocje wzięły górę.

Mój oddech stał się płytszy. Ścisnęłam pieści a paznokcie boleśnie zaczęły mi się wbijać w skórę. W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy, których nie umiałam powstrzymać.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz