Rozdział 52

187 6 7
                                    

29 Czerwca 1997.

Jutro miał być koniec roku szkolnego. Wszyscy byli szczęśliwi, mimo że każdy się zastanawiał zły, dlaczego nie zakończyli roku już w piątek w zeszłym tygodniu. W zeszłym roku tak wyszło, ale w tym ostatni dzień czerwca wypadał w poniedziałek.

Coś jednak mi nie pasowało. Mianowicie Theodore, Blaise i Mattheo. Od dwóch dni nie jedli, nie spali a w nocy siedzieli razem w Pokoju Wspólnym. Razem z Rose starałyśmy się ich zmusić do gadania, ale mówili że powiedzieli ile mogli już przedtem. Martwiło mnie to niemiłosiernie, ale znałam ich za dobrze. Nic nie powiedzą.

Nie było ich dzisiaj w ogóle widać w szkole. Jednak znalazłyśmy ich na korytarzu, gdy szli we trójkę. Od razu podeszłyśmy do nich.

- Hejka. - powiedziałam do nich i cmoknęłam bruneta w policzek,

- Gdzie wy się podziewacie? Przecież mamy dzisiaj iść do karczmy, na ostatni obiad w tym roku szkolnym. - powiedziała emocjonalnie Rosie,

- Przepraszamy, ale coś nam wypadło. - zaczął Zabini,

- Ale wy możecie iść same. Nie będzie nam przykro. - dokończył Nott, a mnie tu coś śmierdziało,

- Nie ma takiej opcji. Albo wszyscy, albo nikt. - powiedziałam twardo, na co brunetka skinęła głową,

- Lyra, idźcie dzisiaj do tej karczmy. - powiedział również twardo Mattheo, na co się zdziwiłam,

- Dobra, o co tu do chuja chodzi? - zapytała zła Rosie,

- Rose, serio odpuść sobie tym razem. - odpowiedział Theo, czym ją zdziwioną uciszył,

- Ha, czyli nie powiecie nam? Okej, spoko. Miłego dnia Wam życzę. - miałam już dość tych przekomarzanek i chwyciwszy Rosaline pod ramię odeszłyśmy od nich do dormitorium,

W pokoju obie obgadałyśmy dość dokładnie dzisiejsze zachowanie. Uznałyśmy, że nie pójdziemy do tej karczmy we dwie. Chodzenie tam było naszą tradycją. W ostatni piątek roku szkolnego udawaliśmy się wszyscy razem właśnie do Gospody ''Pod Świńskim Łbem''. Niemiałoby to żadnego sensu, gdybyśmy miały tam iść we dwójkę.

Reszta popołudnia minęła nam koszmarnie nudno. Przechadzałyśmy się akurat po szkole, gdy na korytarzu dostrzegłam Harrego. Nie widziałam Go również od jakoś dwóch tygodni. Podeszłyśmy do Niego, co zauważył i uśmiechnął się do mnie. Przytuliłam go mocno do siebie, co odwzajemnił. 

- Harry, na Merlina! Gdzie ty się podziewałeś? Z dwa tygodnie nic o tobie nie słyszałam. - zaczęłam wesoła ze spotkania,

- Przepraszam Cię, ale miałem pewne sprawy do załatwienia. - powiedział to a zimnym wzrokiem podążył gdzieś za mnie,

Odwróciwszy się zobaczyłam Theodore'a i Malfoy'a idących prostopadłym korytarzem. Rozwarłam usta i spojrzałam na Rosie i Harrego. Dziewczyna również zdziwiona popatrzyła na mnie a następnie na szatyna. Ten tylko zrobił :I minę próbując się uśmiechnąć i powiedział.

- Przepraszam was, ale muszę iść do Hermiony i Rona. - powiedziawszy to szybkim krokiem udał się w stronę schodów,

- To było dziwne. - stwierdziłam, gdy zostałyśmy same,

- Dzisiejszy dzień jest cały jakiś dziwny. 

Wieczorem siedziałyśmy w Pokoju Wspólnym po spakowaniu już większości rzeczy do bagaży. Nagle wszyscy usłyszeliśmy ogromny huk a wszystko dokoła się zatrzęsło. Spojrzała przestraszona na Rosie, która nawiązała ze mną kontakt wzrokowy. W jednym momencie wyciągając różdżki ruszyłyśmy na korytarz. Nie wiedziałyśmy, co to mogło być, ale miałam przeczucie, że to coś miało wspólnego z chłopakami i Potter'em.

Till The EndOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz